Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Na prośbę zainteresowanego może mu Wydział wyznaczyć termin do uzyskania habilitacji co najwyżej półroczny. Nie może się atoli habilitować w tym uniwersytecie, w którym wykładał.
Przejście profesora na emeryturę polega na tym, że nie ma obowiązku wykładać, i że obsadza się jego katedrę nowym przybyszem. Może jednak emeryt wykładać nadal, lecz czyniąc to gratis. Na Radzie Wydziałowej może bywać z głosem doradczym.
Rektor ma obowiązek być w roku następnym protektorem. Wybory protektora są absolutnie wykluczone. Gdyby protektor chorował, koledzy Senatu obmyślą sposoby, jak go wyręczyć. Gdyby odmawiał będąc zdrowym Senat wyznaczy mu stałego zastępcę, odpowiednio płatnego, a płacę tę będzie się odciągać przymusowo z poborów byłego rektora. Nadto taki profesor traci na zawsze prawo do godności akademickich.
Do władz akademickich dekanatu i rektoratu dodajmy trzecią, mianowicie zjazd rektorów. Odbywa się przynajmniej raz do roku, kolejno w miastach uniwersyteckich i pod prezydencją miejscowego rektora, w kolei następującej: Kraków, Wilno, Lwów, Warszawa, Poznań, Lublin. Ten porządek hierarchiczny obowiązuje w ogóle przy wszelkich wystąpieniach publicznych i aktach urzędowych. Pierwszy zjazd zwoła rektor Uniwersytetu Jagielońskiego, w następnym roku rektor wileński itd.
Zjazd rektorów decyduje w sprawach wspólnych uniwersytetom, które stanowiły już przedtem przedmiot narad przynajmniej trzech senatów akademickich.
Wątpliwości wniesione przez którykolwiek Senat rozstrzygają zjazdy jako najwyższa instancja.
Pierwszy zaraz zjazd rektorski może zastanowić się, którym „szkołom akademickim” w Polsce pozostawić ten tytuł i organizację. Prawo to przysługuje zjazdom w ciągu trzech lat od zwołania pierwszego. Te zakładay, które nie otrzymają w ciągu trzech lat potwierdzenia Zjazdu, tracą cechę szkół akademickich. Na przyszłość nie wolno zakładać żadnej szkoły akademickiej bez zezwolenia Zjazdu rektorów uniwersytetów.
Zjazd mianuje Radcę finansowego uniwersytetów polskich. Obowiązkiem tego urzędnika jest znawstwo budżetów uniwersyteckich, załatwianie wszystkiego, co trzeba do otrzymania odpowiednich kwot z funduszów publicznych. Ma w tym celu pozostawać w stałym związku z wszystkimi protektorami i kwesturami. Nominacja jest w zasadzie dożywotnia, lecz w razie opieszałości lub okzywania niezdatności, może być przez Zjazd cofniętą.
Repartycji ogólnego budżetu uniwersytetu na polecenie uniwersytetu dokonuje Kanclerz Oświaty, wysłuchawszy opinii Zjazdu rektorów.
Własne fundusze Uniwersytetu Lubelskiego nie podlegają tej rachunkowości; tylko takie fundusze, które byłyby mu przyznane ponadto z funduszów publicznych. Inne szkoły akademickie mogą zrzeszać się w podobny sposób co do celów finansowych.
Uniwersytetów może nie przybywać, lecz trzeba im nadać prawo ekspansji i decentralizacji. Każdy uniwersytet ma prawo zakładania filii swych wydziałów. Jeżeli jakieś bogate województwo stać np., na utrzymanie wydziału medycznego, nie musi zakładać u siebie całego uniwersytetu, lecz wystarczy porozumieć się z którymkolwiek wydziałem medycznym i otrzymać od niego filię. Nominacji dokonuje Wydział i Senat uniwersytetu macierzystego. Oby mogło powstawać więcej filii medycznych, bo nie tylko brak lekarzy w całej Polsce, ale lekarze polscy mają przed sobą otwarty cały Bałkan, Rosję, Turcję.
Filie widziałowe będą powstawać łatwiej około najzasobniejszych bibliotek publicznych (o jakich mowa była w rodz. X). Może w danym mieście z czasem powstać całkiem nowy uniwersytet, jeżli się będzie systematycznie przydawać bibliotekę i filię do filii wydziałów, gdy są na to fundusze. Występować od razu z całym uniwersytetem, to rzecz nieroztropna.
Obok nauk, nie zapominajmy o szutukach pięknych. Prawdziwą akademię sztuk pięknych byłoby łatwo zorganizować w Wilnie. Odczepiając od uniwersytetu Stefana Batorego to i owo, co tam niepotrzebnie przyczepiono. Miałoby się kadry czterech wydziałów: architektury, rzeźby, malarstwa i sztuk reprodukcyjnych; nietrudno byłoby przyłączyć konserwatorium muzyczne, dopełnić teatrologią i powstawałaby wspaniała instytucja społeczna godna naśladowania.
Dla sztuki stosowanej mamy wzór krakowski w Wyższej Szkole Przemysłowej.
Gdybyż każde województwo mogło mieć u siebie taki zakład! Trudno sobie wyobrazić coś pożyteczniejszego.
Nad całymi rozległymi obszarami oświaty, nauki i sztuki ustanówmy naczelnika. Będzie nim „Kanclerz Oświaty”. Wybiera go większością głosów kolegium wyborcze złożone ze Zjazdu rektorów i Wielkiego Wydziału związku zawodowej inteligencji (z inżynierskim). Urząd Kanclerza jest dożywotnim. Będzie równy ministrom, żeby nikomu nie podlegał; lecz ministrem nie będzie. Nic go nie obchodzą wstrząsy gabinetowe. Szkoła przestanie nareszcie być „politicum”. Kanclerz Oświaty może się całkiem nie interesować polityką. Kanclerz zdaje co dwa lata sprawe ze stanu szkolnictwa i szkół akademickich przed sejmem społecznym i przedstawia mu budżet dwuletni całego swego zakresu do uchwalenia.
Oto próba organizacji tworów Minerwy i Muz. Nazwijmy je wszystkie razem pars pro toto, oświatą.
Inteligencja jest jak drzewo: połowa jego znajduje się pod ziemią niewidoczna.
Wiedza stanowi korzenie lecz działalność praktyczna inteligencji zawisła od jakości i ilości oświaty. Inteligencja stanowi zdatność do rozumu, a rozum jest sumą rozsądku i wyobraźni. Nie ma instytucji, które byłyby zdolne wytworzyć te przymioty w ludziach, lecz należy ustanawiać takie tylko instytucje, które by darom Ducha św., nie zawadzały i nie próbowały ich wykrzywiać.
Szerzenie i pogłębianie inteligencji przedstawiam sobie w sposób następujący:
Celem szkoły powszechnej jest rozbudzenie ciekawości do lektury – tak, iż by wychowankowie jej nie potrafili się potem obejść bez niej, ażeby książka stanowiła niezbędny przedmiot życia.
Szkoły średniej celem wzbudzenie zamiłowania do poważnej lektury, z zaciekawieniem do dzieł naukowych.
Cel uniwersytetu uznawałem i uznaję zawsze tylko jeden: propaganda metod naukowych. Reszta sama się znajdzie.