Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach ktrego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, ktrej granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, ktrym podr|owaB przez Holandi)Taktyka na starcie w 3 krokachTaktyka na starcie w 3 krokach2010 paź 30 przez: admin, kategoria: Porady, Regaty tagi:Regaty, start, taktyka regatowaJak...Zawarcia wzorcowej umowy zrzeszania zatwierdzonej przez KNF oraz posiadania w dniu zawarcia umowy co najmniej jednej akcji banku zrzeszającego lub jej...Aby na etapie projektowania zapewnić wyświetlenie obrazków identyfikowanych przez ścieżki względne, należy dodać do ścieżki # # w opcjach projektu katalog, w...– A obrona?– Obrona to nie cel, to tylko przejściowa forma działań, wymuszona przez przeciwnika...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...Korzyci natury zdrowotnej i pedagogicznej wynikajce z powikszenia godzin zaj WF i sportu oraz intensyfikacji tych zaj, gwnie przez prowadzenie ich na wieym...Drugi, Franciszek Czarnecki, czeœnik i pose³ wo³yñski na sejmie w roku 1746, zatamowa³ activitatem izbie poselskiej przez dwa dni, ¿e Wielkopolanie podali projekt...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec...204nym, a nawet e odnonik taki jest denotowany w kadym jzyku przez jeden lub wicej leksemw (cho w pewnych wypadkach moe tylko na najoglniejszym poziomie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Po strasznej nocy strawionej na marzeniu o
zemście, wyszedł rano z domu, by oprzeć się chęci zabicia żony. W nastroju pięknego czerw-
cowego poranka poniechał tych myśli i poszedł do Nany, gdyż chodził tam we wszystkich
przykrych chwilach swego życia. U niej jedynie zapominał o strapieniu, przeżywając radość
pocieszenia.
─ Uspokój się ─ prosiła młoda kobieta wysilając się na dobroć. ─ Wiem o tym już od daw-
na. Lecz ja, oczywiście, nie otwierałabym ci oczu. Chyba sobie przypominasz, że już w ubie-
głym roku miałeś wątpliwości. Potem dzięki mojej przezorności wszystko się ułożyło. Zresztą
brakowało ci dowodów... Do licha! Gdy dziś masz dowód, oczywiście jest ci ciężko, dobrze
to rozumiem. Ale przecież trzeba sprawę brać rozsądnie. Toć to nikogo nie hańbi.
Już nie płakał. Ogarnął go wstyd, choć już dawno stoczył się do najbardziej intymnych
zwierzeń na temat swego małżeństwa. Ale ona zapewniała, że musi wszystko z nim dzielić i
jako kobieta może wszystkiego wysłuchać. A gdy powiedział głucho:
─ Jesteś chora. Po co cię męczyć!... Głupio zrobiłem, że przyszedłem. Już idę.
Odparła żywo:
178
─ Ależ nie, zostań. Może ci dam dobrą radę. Nie każ mi tylko za wiele mówić, bo lekarz mi
zabronił. ─ W końcu wstał i zaczął chodzić po pokoju, a ona zadawała pytania: ─ Co teraz
zrobisz?
─ Dalibóg! Spoliczkuję tego człowieka. Skrzywiła się z dezaprobatą.
─ To nie jest zbyt mądre... A co zrobisz z żoną?
─ Będę się procesował, mam dowód.
─ Mój drogi, to też nie jest bynajmniej mądre, raczej głupie... Żebyś wiedział, że nigdy na to
nie pozwolę.
I z wolna słabym jeszcze głosem dowodziła, że zarówno pojedynek, jak proces wywołałyby
niepotrzebny skandal. Przez tydzień byłby wystawiony na pośmiewisko w dziennikach. Nara-
ziłby na szwank całą swoją egzystencję, swój spokój, wysokie stanowisko na dworze, honor
swego nazwiska. I po co? Po to, żeby narazić się na kpiny.
─ Wszystko jedno! ─ krzyknął. ─ Przynajmniej się zemszczę.
─ Mój kotku, w takich wypadkach, jeśli ktoś nie mści się natychmiast, nie robi tego nigdy.
Zastanowił się bełkocąc. Wprawdzie nie był tchórzem, czuł jednak, że ona miała rację.
Ogarniał go coraz większy niepokój, a jednocześnie przykre uczucie wstydu łagodziło jego
gniew. Zresztą Nana zadała mu nowy cios, zdecydowana powiedzieć mu wszystko otwarcie.
─ Czy chcesz wiedzieć, kochanie, co ciebie gnębi?... Chyba to, że ty sam zdradzasz swoją
żonę. Co? Przecież nie sypiasz poza domem po to, żeby czas marnować. Na pewno twoja
żona domyśla się tego. Więc cóż możesz mieć jej do zarzucenia? Odpowie ci, że sam dałeś jej
przykład, i w ten sposób zamknie ci usta... Dlatego też, kochanie, drepcesz tu w kółko zamiast
pójść tam i zmasakrować ich oboje. ─ Muffat upadł na krzesło przytłoczony tymi brutalnymi
słowami. Nana umilkła, by złapać oddech, a potem powiedziała półgłosem: ─ Och, cała je-
stem połamana. Pomóż mi podnieść się trochę. Ciągle się zsuwam, za nisko mam głowę.
Gdy pomógł jej, westchnęła z ulgą: poczuła się lepiej. I znowu zaczęła mówić o tym, jak
pięknym widowiskiem byłby proces o separację. Można sobie wyobrazić, jak adwokat hrabi-
ny będzie zabawiał Paryż opowiadaniem o Nanie!... Przewinie się tam wszystko: klapa w
teatrze „Varietes”, pałac, całe jej życie. Ale przecież jej naprawdę nie zależy do tego stopnia
na reklamie! Podłe kobiety może by zachęcały do rozwodu, żeby jak najwięcej zagarnąć dla
siebie. Lecz ona przede wszystkim pragnie jego szczęścia.
Przyciągnęła go do siebie. Trzymała teraz jego głowę tuż przy swojej na skraju poduszki,
objąwszy go ramieniem za szyję, i szepnęła cichutko:
─ Słuchaj, kotku, pogodzisz się z żoną. ─ Hrabia oburzył się. Nigdy! Serce mu pękało, dość
się już najadł wstydu. Ale ona czule nalegała: ─ Pogodzisz się ze swoją żoną... Chyba nie
chcesz, mój drogi, by wszyscy mówili, że odciągnęłam cię od żony? To by mi zbytnio ze-
psuło reputację, cóż by o mnie pomyślano?... Przysięgnij mi tylko, że będziesz mnie zawsze
kochał, bo z chwilą gdy zainteresujesz się inną... Dławiły ją łzy. Przerwał jej pocałunkami,
powtarzając:
─ Oszalałaś, to niemożliwe!
─ Tak, tak ─ podjęła ─ tak trzeba zrobić... Tak będzie właściwie. Ostatecznie ona jest twoją
żoną. To jest zupełnie inna sprawa, niż gdybyś mnie zdradzał z pierwszą lepszą.
I w ten sposób ciągnęła dalej, dając mu najlepsze rady. Mówiła nawet o Bogu. Zdawało mu
się, że słyszy, jak stary pan Venot prawi mu kazanie, chcąc go wyrwać z grzesznego życia.
Ale ona nie mówiła o zerwaniu, tylko życzliwie doradzała, że powinien dzielić się pomiędzy
żonę i kochankę, prowadzić spokojne życie, nie sprawiając nikomu przykrości: byłoby to
czymś w rodzaju szczęśliwego snu wśród nieuniknionych brudów życia. Ich wzajemny stosu-
nek nie uległby przez to zmianie, hrabia pozostałby jej najmilszym kotkiem, tylko przycho-