Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)Taktyka na starcie w 3 krokachTaktyka na starcie w 3 krokach2010 paź 30 przez: admin, kategoria: Porady, Regaty tagi:Regaty, start, taktyka regatowaJak...Zawarcia wzorcowej umowy zrzeszania zatwierdzonej przez KNF oraz posiadania w dniu zawarcia umowy co najmniej jednej akcji banku zrzeszajÄ…cego lub jej...Aby na etapie projektowania zapewnić wyÅ›wietlenie obrazków identyfikowanych przez Å›cieżki wzglÄ™dne, należy dodać do Å›cieżki # # w opcjach projektu katalog, w...– A obrona?– Obrona to nie cel, to tylko przejÅ›ciowa forma dziaÅ‚aÅ„, wymuszona przez przeciwnika...To byÅ‚o piÄ™kne, wspaniaÅ‚e - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywaÅ‚ wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we Å›nie, przez resztÄ™...Drugi, Franciszek Czarnecki, czeÅ“nik i pose³ wo³yñski na sejmie w roku 1746, zatamowa³ activitatem izbie poselskiej przez dwa dni, ¿e Wielkopolanie podali projekt...Ale KaÅ›ka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nÄ™dzÄ™ i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzÄ…, wobec...204nym, a nawet ¿e odnoœnik taki jest denotowany w ka¿dym jêzyku przez jeden lub wiêcej leksemów (choæ w pewnych wypadkach mo¿e tylko na najogólniejszym poziomie...Przez pierwsze sto metrów Moon taÅ„czyÅ‚a jak boja na fali, skupiaÅ‚a caÅ‚Ä… swÄ… uwagÄ™ na bronieniu siÄ™ przed zadeptaniem, potem Å›cisk zaczÄ…Å‚ siÄ™ rozrzedzać...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ciri, koncentrując się z trudem, ponownie wypowiedziała zaklęcie. Kula na kilka sekund zatętniła jaśniejszym blaskiem, ale natychmiast sczerwieniała i przygasła znowu. Wysiłek zachwiał nią, zatoczyła się, przed oczami zatańczyły jej czarne i czerwone plamy. Usiadła ciężko, zgrzytając żwirem i luźnymi kamieniami.
Kula zgasła zupełnie. Ciri nie próbowała już zaklęć, wyczerpanie, pustka i brak energii, które czuła w sobie, z góry przekreślały szansę na sukces.
Przed nią, daleko na horyzoncie, wstawała niejasna poświata. Zmyliłam drogę, skonstatowała z przerażeniem. Wszystko pokręciłam... Z początku szłam na zachód, a teraz słońce wzejdzie wprost przede mną, a to znaczy...
Poczuła obezwładniające zmęczenie i senność, której nie płoszył nawet trzęsący nią chłód. Nie zasnę, postanowiła. Nie wolno mi zasnąć... Nie wolno mi...
Obudziło ją przenikliwe zimno i rosnąca jasność, oprzytomnił skręcający wnętrzności ból brzucha, suche i dokuczliwe pieczenie w gardle. Spróbowała wstać. Nie mogła. Obolałe i zesztywniałe członki odmawiały posłuszeństwa. Macając dookoła dłońmi, poczuła pod palcami wilgoć.
- Woda... - wychrypiała. - Woda!
Trzęsąc się cała, uniosła się na czworaki, przypadła ustami do bazaltowych płyt, gorączkowo zbierając językiem osadzone na gładkiej powierzchni kropelki, wysysając wilgoć z zagłębień na nierównej powierzchni głazu. W jednym zebrała się bez mała półgarść rosy - wychłeptała ją razem z piaskiem i żwirem, nie odważając się pluć. Rozejrzała się.
Ostrożnie, by nie uronić ani odrobinki, zebrała językiem błyszczące krople wiszące na cierniach karłowatego krzaka, który zagadkowym sposobem zdołał wyrosnąć spomiędzy kamieni. Na ziemi leżał jej kordzik. Nie pamiętała, kiedy wyjęła go z pochwy. Klinga była mętna od warstewki rosy. Skrupulatnie i dokładnie wylizała chłodny metal.
Pokonując usztywniający ciało ból, ruszyła na czworakach przed siebie, tropiąc wilgoć na dalszych kamieniach. Ale złota tarcza słońca wytrysnęła już ponad kamienisty horyzont, zalała pustynię oślepiającą żółtą jasnością, błyskawicznie wysuszyła głazy. Ciri z radością przyjęła rosnące ciepło, była jednak świadoma faktu, że już niedługo, niemiłosiernie prażona, zatęskni do chłodu nocy.
Odwróciła się plecami do jaskrawej kuli. Tam gdzie świeciła, był wschód. A ona musiała iść na zachód. Musiała.
Żar rósł, wzmagał się szybko, wkrótce stał się nie do wytrzymania. W południe wycieńczył ją tak, że rada nierada musiała zmienić kierunek marszu, by szukać cienia. Znalazła wreszcie osłonę: duży, podobny do grzyba głaz. Wpełzła pod niego.
I wtedy zobaczyła przedmiot leżący pomiędzy kamieniami. Było to jadeitowe, wylizane do czysta pudełeczko po maści do rąk.
Nie znalazła w sobie dość sił, by płakać.
 
* * *
 
Głód i pragnienie przemogły wyczerpanie i rezygnację. Zataczając się podjęła marsz. Słońce paliło.
Daleko, na horyzoncie, za falującą zasłoną upału, zobaczyła coś, co mogło być tylko łańcuchem górskim. Bardzo dalekim łańcuchem górskim.
Gdy zapadła noc, z olbrzymim trudem zaczerpnęła Mocy, ale wyczarowanie magicznej kuli udało się jej dopiero po kilku próbach i wycieńczyło tak, że nie mogła iść dalej. Straciła całą energię, zaklęcia rozgrzewające i relaksujące nie udały się jej mimo wielu prób. Wyczarowane światło dodawało odwagi i podnosiło na duchu, ale chłód wyniszczał. Dojmujące, przenikliwe zimno trzęsło nią aż do świtu. Dygotała, niecierpliwie oczekując wschodu słońca. Wyjęła kordzik z pochwy, ułożyła go przezornie na kamieniu, by metal pokrył się rosą. Była potwornie wyczerpana, ale głód i pragnienie płoszyły sen. Dotrwała do świtu. Było jeszcze ciemno, gdy już zaczęła chciwie zlizywać rosę z klingi. Gdy się rozwidniło, natychmiast rzuciła się na czworaki, by szukać wilgoci w zagłębieniach i szczelinach.
Usłyszała syk.
Duża kolorowa jaszczurka siedząca na pobliskim bloku skalnym rozwierała na nią bezzębną paszczę, stroszyła imponujący grzebień, nadymała się i siekła kamień ogonem. Przed jaszczurką widniała malutka, wypełniona wodą szczelinka.
Ciri początkowo cofnęła się przestraszona, ale natychmiast ogarnęła ją rozpacz i dzika wściekłość. Macając dookoła rozdygotanymi dłońmi, ucapiła kanciasty złomek skały.
- To moja woda! - zawyła. - Moja!
Cisnęła kamieniem. Chybiła. Jaszczurka podskoczyła na długoszponiastych łapach, umknęła zwinnie w skalisty labirynt. Ciri przypadła do kamienia, wyssała resztkę wody z rozpadliny. I wtedy zobaczyła.
Za kamieniem, w okrągłej niecce, leżało siedem jaj wystających częściowo z czerwonawego piasku. Dziewczynka nie zastanawiała się ani chwili. Na kolanach dopadła gniazda, chwyciła jedno z jaj i wpiła w nie zęby. Skórzasta skorupa pękła i oklapła jej w dłoni, lepka maź spłynęła do rękawa. Ciri wyssała jajo, oblizała rękę. Przełykała z trudem i w ogóle nie czuła smaku.
Wyssała wszystkie jaja i została na czworakach, lepka, brudna, zapiaszczona, ze zwisającym z zębów glutem, gorączkowo grzebiąc w piasku i wydając nieludzkie, łkające odgłosy. Zamarła.
(Wyprostuj się, księżniczko! Nie opieraj łokci o stół. Uważaj, jak sięgasz do półmiska, powalasz koronki na rękawkach! Obetrzyj usta serwetką i przestań mlaskać! Bogowie, czy nikt nie nauczył tego dziecka, jak zachowywać się przy stole? Cirillo!)
Ciri rozpłakała się, opierając głowę o kolana.
 
* * *
 
Wytrzymała w marszu do południa, potem upał zmógł ją i zmusił do odpoczynku. Drzemała długo, skryta w cieniu pod kamiennym uskokiem. Cień nie dawał chłodu, ale był lepszy niż palące słońce. Pragnienie i głód płoszyły sen.
Daleki łańcuch górski, jak się jej zdawało, palił się i błyszczał w słonecznych promieniach. Na szczytach tych gór, pomyślała, może leżeć śnieg, może tam być lód, mogą tam być strumienie. Muszę tam dotrzeć, muszę tam dotrzeć szybko.