Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jack zobaczył, że się zbliżam, i uniósł dłoń w geście powitania.
- Jak leci? - spytał, gdy przesunąłem się obok grubego policjanta.
- Świetnie - odparłem. - Przynajmniej ja tak uważam. Co się, u licha, tu dzieje?
- Nic nie słyszałeś? Wyjątkowo okropne morderstwo w Washington Depot. Dziewczynka została niemal rozerwana na strzępy.
- KtoÅ› znajomy?
Jack wyciągnął notes z kieszeni wymiętego płaszcza i przerzucił parę stron.
- Wątpię. Z rodziny Steadmanów, przeprowadzili się tu zaledwie parę tygodni temu.
- Mają jakiś trop? Pokręcił głową.
- Wygląda na robotę zboczeńca. I mam na myśli prawdziwego maniaka. Skręcił jej kark, poszarpał całe ciało, wyrwał większość narządów wewnętrznych. Oddział śledczy jeszcze ich szuka w pobliżu miejsca, gdzie ją znaleziono. Serce, wątroba, płuca, wszystko wybebeszone. W ustach mi zaschło, jakbym palił przez cały dzień papierosy i nie wypił ani łyka wody. Czułem, jak mi drży lewa powieka ze zmęczenia i nerwów.
- Ktoś jest podejrzany? Carter coś wspominał? - zapytałem.
Jack uniósł brew.
- Mam nadzieję, że mi zapłacisz za informacje, najchętniej w płynnej, wysokoprocentowej walucie.
- Jack, posłuchaj, to naprawdę bardzo ważne. Chyba wiem coś więcej o tej sprawie. Powiesz mi, o co chodzi?
- Puszczę farbę, jeśli ty obiecasz mówić.
- Umowa stoi - zgodziłem się. - A teraz wal szybko, prosto z mostu.
Jeszcze raz zajrzał do notesu.
- No więc - zaczął z wolna - wygląda na to, że zniknęły trzy osoby mieszkające w okolicach drogi 109: Jim i Alison Bodine'owie, którzy są poszukiwani w związku ze śmiercią ich syna, oraz mężczyzna Frederick Karlen, który parę dni temu przyjechał w odwiedziny do ciotki. Ona się nazywa Elsa Greene i twierdzi, że Frederick to uroczy, spokojny człowiek.
- Czy wspominała, że pił wodę - zapytałem. Jack zmarszczył brwi.
- Wodę? A cóż to ma wspólnego z całą sprawą?
- Jeszcze nie wiem. Ale czy ją o to pytałeś?
- Nie pamiętam. - Jack wyglądał na zakłopotanego. - Przecież takich pytań nie zadaje się ludziom, którym właśnie zaginął siostrzeniec, no nie?
Myślałem intensywnie przez chwilę, przyciskając dłoń do czoła.
- Ktoś to powinien był zrobić. Przede wszystkim Carter. Mam nadzieję, że nie zapomniał.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że to zabójstwo jest powiązane z zatruciem wody? - zagadnął ostrożnie.
- Nic takiego nie twierdzÄ™.
- Mason, daj spokój, przecież zawarliśmy umowę. Jesteś hydraulikiem, nie? Co tutaj robisz, jeśli śmierć dziewczyny nie łączy się ze skażeniem wody?
Popatrzyłem mu prosto w oczy.
- Czy obiecasz, że nie puścisz pary z ust, dopóki ci nie pozwolę?
- Nie wiem, czy mogÄ™ ci to przyrzec.
- Albo obiecasz, albo będę milczał.
- No dobrze - westchnął. - Tylko pamiętaj, żeby mnie ktoś nie uprzedził z drukiem. Co się dzieje?
Starannie dobierałem słowa.
- Istnieje podejrzenie - zaledwie podejrzenie - że zatrucie wody stało się przyczyną śmierci zarówno Olivera Bodine'a, jak i dziewczyny. To nie jest całkowicie pewne, ale Dan Kirk zbadał próbki i odkrył w nich bardzo dziwne rzeczy.
- Jakie dziwne rzeczy?
Przełknąłem ślinę. Nie powinienem był nawet o tym wspominać Jackowi, ale to stary przyjaciel, choć zarazem niepoprawny plotkarz, i teraz mógłby mi pomóc, zwłaszcza jeśli szeryf Wilkes nie znajdzie dla mnie czasu i nie dowiem się, co ustaliła policja.
- Woda zawiera nie zidentyfikowane mikroorganizmy. Jack wyjął długopis i nakreślił w swoim notesie kilka znaczków stenograficznych.
- Coś jeszcze? - zapytał. Zaprzeczyłem.
- Tyle wiem. Ale kiedy Dan zakończy badania, wyniki mogą okazać się szokujące.
- Wiec, co to za mikroorganizmy? - dopytywał się Jack.
- To on jest naukowcem, nie ja. Nawet gdyby mi powiedział i tak bym tego nie zrozumiał.
- Na pewno ci nie wspomniał o jakiejś hipotezie roboczej?
Zerknąłem na tłum w holu i na czekającego na mnie Dana, który co jakiś czas ocierał zraniony policzek.
- To ostrożny facet - zwróciłem się do Jacka. -
Kiedy ostatecznie zidentyfikuje te organizmy, to chyba mi powie, a wtedy ja ci wszystko powtórzę. Ale wcześniej ani pary z gęby, dobra? Jeśli to pomyłka i ty to wydrukujesz, zrobisz z siebie idiotę, a Carter rozerwie mnie na strzępy. Jack schował notes do kieszeni.
- Zgoda, Mason. Zaufam ci tym razem. Ale jeśli się coś wyjaśni, chcę o tym wiedzieć w tej samej sekundzie, w której ty o tym usłyszysz, jasne?
Skinąłem potakująco i zacząłem się przepychać między rozkrzyczanymi dziennikarzami i policjantami. Kiedy stanąłem przy Danie, uśmiechnął się blado.
- Świetnie trafiłeś, już miałem zemdleć.
- Weź się w garść - odparłem. - Jesteś mocny jak tur. Może i łysy tur, ale mocny. Wiesz, co się tu dzieje? Doszło do następnego morderstwa. Dziewczyna została rozszarpana na strzępy, tu w okolicy. Nic nie bujam: dosłownie rozszarpana.
Dan gapił się na mnie, w końcu zamrugał powiekami.
- Rozszarpana? Co to za jedna?
- Nie znamy jej. Nazywała się Steadman. Jej rodzina sprowadziła się tu parę tygodni temu. Jack twierdzi, że to wygląda na robotę zboczeńca. Rozerwana na kawałki, zniknęły jej organy wewnętrzne.
- Jezu! - Dan zbladł jak ściana. Podtrzymałem go za ramię, żeby nie upadł.