Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Chytro-
ścią musimy walczyć. Chytrość i siła – oto dwa elementy zwycięstwa. Czy zrozumieliście?
– Chytrość – powiedział brat Thibaut.
– Siła – szepnął brat Lubin.
– Posłuchajcie mnie teraz! Zostaliście wybrani do bardzo delikatnej i ważnej misji. Musi-
cie wślizgnąć się aż do obozu nieprzyjaciela i przygotować zasadzkę, której skutkiem będzie
wielkie zwycięstwo.
Dwaj zakonnicy spojrzeli na siebie z rezygnacją, a spojrzenie ich mówiło jasno: „Tym ra-
zem, mój bracie, jesteśmy straceni, zginęliśmy z kretesem, niestety!”
Loyola wysunął szufladę i wyjął z niej książkę. Był to mały tomik liczący najwyżej pięć-
dziesiąt stron druku. Położył go na stole i otworzył na tytułowej stronie.
– Czytajcie! – rzekł rozkazującym tonem.
Thibaut i Lubin pochylili się jak na komendę i przeczytali:
KŁAMSTWO, FAŁSZ, NICOŚĆ.
Dogmatu Niepokalanego Poczęcia
wykazane wraz z dowodami
przez
KALWINA
dzieło wydane w Paryżu, z zezwolenia
królewskiego
przez
STEFANA DOLETA
Dwaj zakonnicy po przeczytaniu wyprostowali się, czyniąc znak krzyża i ruchami rąk i
kiwaniem głowy wyrażając swe głębokie oburzenie.
– Czytaliście? – zapytał Loyola. – Co myślicie o tym?
– Obrzydliwość! – mruknął brat Thibaut.
– Świętokradztwo! – zawołał brat Lubin.
– Jak myślicie, na co zasługuje autor tej potwornej książki?
– Na śmierć!
– A ten, który ją wydał?
– Również na śmierć!
– Tak! Śmierć na placu publicznym, śmierć w męczarniach. To mało zabić przestępcę;
trzeba, żeby ta śmierć była przyjemna Jezusowi, trzeba, aby przedśmiertne cierpienia przy-
gotowały duszę kacerza do mąk wiecznych w piekle.
85
Loyola skrzyżował ramiona na piersiach, pochylił głowę i pogrążył się na chwilę w mil-
czącej zadumie.
Rozmyślał: „Przygotowałem taran, który rozwali gmach kacerstwa. Tak, każdy podstęp
jest słuszny, jeśli przy jego pomocy można dosięgnąć wroga. Sam napisałem tę księgę, w
której przytaczam przykłady... dowody! A więc istnieją dowody fałszywości dogmatów?!
Dowody zewnętrzne, dowody podszepnięte mi przez siłę wyższą; tak, to ja jestem autorem tej
książki. W naszej tajnej drukarni książka ta została przygotowana. Podstęp to dobra broń...
trudno z nim walczyć”.
Odezwał się znowu do stojących w milczeniu zakonników:
– Trzeba, aby znaleziono tę książkę tam, gdzie... Posłuchajcie mnie. Chcę być jasny i ści-
sły. Znacie niewątpliwie drukarza Doleta?
– Tak jest... znamy go... ale tylko przelotnie – odpowiedział Lubin.
– Aniśmy przypuszczali... – dodał Thibaut.
– Nigdyśmy go nie widzieli z bliska! – oświadczyli obaj.
Loyola zmarszczył brwi.
– Zapewniono mnie i wierzę tym zapewnieniom, że byliście kilka razy w jego domu i że
spotkało was tam dosyć życzliwe przyjęcie, że drukarz chętnie was częstował winkiem...
Dwaj zakonnicy padli na kolana.
– Łaski, czcigodny ojcze! – jęknął brat Thibaut, a z oczu jego nagle popłynęły rzęsiste łzy.
– Nie wiedzieliśmy, że ten heretyk drukuje podobne okropności! – rzekł brat Lubin, bijąc
się w piersi.
– Nigdy już więcej...
– Powstańcie! – rzucił ostrym tonem Loyola.
Zakonnicy usłuchali go, a on ku wielkiemu zdumieniu swych słuchaczy zaczął mówić da-
lej z wielkim spokojem:
– Jeżeli was wybrano, chcąc wam powierzyć funkcję zastawienia na wroga Kościoła za-
sadzki, uczyniono to właśnie dlatego, że bywacie u Doleta. Oto, co macie uczynić. Musicie
pójść do niego nie później niż jutro.
– Do jego drukarni przy uniwersytecie?
– Nie! Do jego mieszkania przy ulicy św. Dionizego. Tam przecież częstował was win-
kiem?
– Confiteor! – szepnęli zakonnicy.
– A czy wino było dobre? – zapytał Loyola z dziwnym uśmiechem.
Oczy braci Lubina i Thibauta błysnęły radośnie.
– Wspaniałe! – oświadczyli.
– Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Należy podziwiać wolę Opatrzności, która po-
zwala, aby taki kacerz miał tak świetne wino i abyście delektowali się nim właśnie wy, znaw-
cy wina. Delektujcie się, bracia moi! Wola boska wybrała was do wychylania tego nektaru,