Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ale potem...
KTO URUCHOMIŁ SYSTEM OSTRZEGAWCZY PRZY ŚLUZIE NUMER
2?
Pod spodem błysnęła odpowiedź. ASH.
Ripley siedziała i chłonęła uzyskaną informację. Oczekiwała takiej odpowiedzi, tak, ale znaczenie tego faktu dotarło do niej dopiero teraz, kiedy Matka potwierdziła ostatecznie jej domysły. A więc to jednak Ash... Najważniejsze pytanie nasuwało się samo.
Wystukała: CZY ASH OCHRANIA OBCEGO?
Matka nie miała nastroju na rozwlekłe dywagacje. TAK.
Ripley też umiała się streszczać. Jej palce zatańczyły na klawiaturze.
DLACZEGO?
Wbiła wzrok w ekran i czekała w napięciu. Jeśli komputer nie zechce odpowiedzieć, to koniec - nie znała kodów odblokowujących zastrzeżone informacje. Możliwe też, że Matka po prostu nie wiedziała, dlczego Ash zachowuje się w tak niezwykły sposób.
Ale wiedziała, o tak! Wiedziała!
ROZKAZ SPECJALNY NUMER 937. INFORMACJA ZASTRZEŻONA.
TYLKO DLA PERSONELU NAUKOWEGO.
Trudno, i tak sporo już wiedziała. Zresztą takie informacje też można z Matki wydusić...
Właśnie się do tego zabierała, kiedy ktoś grzmotnął w konsoletę ręką. Ręka utknęła w terminalu aż po łokieć. Ripley obróciła się na fotelu i serce w niej zamarło.
Ujrzała przed sobą... Nie, nie dwunożne monstrum, nie. Ujrzała twarz człowieka, który był jej teraz tak obcy i wrogi jak ów kosmiczny potwór.
Ash uśmiechnął się lekko. Krzywym uśmiechem, bynajmniej nie radosnym.
- Wygląda na to, że nie dajesz sobie rady, Ripley, że dowodzenie statkiem cię przerasta. Choć z drugiej strony dowodzenie, błyskotliwe dowodzenie nigdy nie jest sztuką łatwą, zwłaszcza w takich okolicznościach. Chyba nie można cię za to winić.
Ripley wstała powoli, ostrożnie, zasłaniając się cały czas fotelem. Słowa Asha brzmiały pojednawczo, współczująco. Słowa tak, ale nie czyny.
- Tu nie chodzi o dowodzenie, Ash - powiedziała. Chodzi o lojalność.
Z plecami przy ścianie przesuwała się w stronę drzwi. Ash ruszył wolno za nią.
Wciąż wykrzywiał usta w tym smutnym uśmiechu.
- O lojalność? Czyżby? Lojalności tu nie brakuje. - Czarujący jest, myślała, cały słodki i czarujący...
- Myślę, że wszyscy dawaliśmy z siebie wszystko mówił dalej. - Lambert popadała co prawda w lekki pesymizm, ale przecież dobrze wiemy, że ona zawsze reaguje zbyt emocjonalnie. Pani nawigator umie znakomicie wyliczyć kurs statku, gorzej z wyliczeniem kursu własnego życia.
Ripley wciąż się cofała. Siłą przywiodła na usta sztuczny uśmiech.
- Lambert mnie nie martwi, Ash. To ty mnie martwisz. Zaczęła się wolno odwracać w stronę drzwi. Czuła, jak tężeją jej mięśnie brzucha. Napięcie, napięcie i nerwy.
- Boże, znów ta paranoja, Ripley? - spytał ze smutkiem. - Potrzebujesz odpoczynku, musisz trochę odpocząć... - Zrobił krok do przodu i wyciągnął z nadzieją rękę.
Skoczyła, przemknęła tuż pod jego zaciskającymi się palcami i już pędziła korytarzem na mostek. Nie miała czasu krzyczeć o pomoc. Musiała biec, biec i oszczędzać oddech.
Na mostku nie było nikogo. Jakimś cudem znów zdołała go obejść i teraz gnała przed siebie, wciskając po drodze guziki uwalniające hermetyczne grodzie.
Opadały, jak trzeba, ale zawsze o sekundę za późno, żeby ją od niego odciąć.
Wreszcie ją dopadł, w mesie. Parker i Lambert przybyli, w chwilę potem.
Wskaźniki sygnalizowały awaryjne zamknięcie grodzi, pomyśleli więc, że w pobliżu mostka dzieje się coś niedobrego. Byli w drodze, kiedy spotkali uciekającą Ripley i ścigającego ją. Asha.
Chociaż nie takiego niebezpieczeństwa oczekiwali, zareagowali natychmiast.
Lambert weszła do akcji pierwsza i wskoczyła Ashowi na plecy. Rozeźlony, puścił
swoją ofiarę, chwycił Lambert, cisnął nią na drugą stronę mesy i na powrót zajął się tym, co robił przed chwilą: znów zaczął dusić Ripley.
Parker miał wolniejszy refleks, ale dzięki temu zdążył przemyśleć taktykę ataku. Ash doceniłby rozumowanie inżyniera, o tak, na pewno. Chwycił ciężki
wieszak stojący w kącie i zaszedł naukowca od tyłu. Ash niczego nie zauważył, bo z uporem szaleńca wciąż dusił Ripley. Inżynier wziął tęgi zamach i ze wszystkich się grzmotnął naukowca w głowę.
Aąąk. Pusty, metaliczny, nieco przytłumiony dźwięk. Maczuga Parkera mknęła dalej swoją trajektorią, natomiast głowa Asha poleciała w drugą stronę.
Nie było krwi. Z kikuta szyi naukowca wypełzł tylko wąż kolorowych kabli ozdobionych płytkami obwodów scalonych.
Ash zwolnił uścisk. Ripley upadła na podłogę, trzymając się za gardło. Ręce naukowca tańczyły nad ramionami makabryczny taniec - Ash szukał swojej głowy.
Później jakby się potknął, cofnął w tył, odzyskał równowagę i zaczął szukać rozłupanej czaszki na podłodze...
13.
Robot... Kurwa, to zwykły robot! - wykrztusił Parker. Znieruchomiał z wieszakiem w ręku; na wieszaku nie było najmniejszych śladów krwi.