Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jak mógł to wyczuć ów świątobliwy sannyasi na odległość, po drugiej
stronie ulicy, kiedy nikt mu o tym nie mówił? W związku z tym chciałbym poruszyć
następującą sprawę: wiele osób obdarzonych jest szczególnym charyzmatem modlitwy
przed Najświętszym Sakramentem. Ich modlitwa jakby ożywia się w obecności Eucharystii.
Słyszeliśmy o świętych, którzy doświadczali tego charyzmatu w stopniu tak intensywnym, że
potrafili określić, jakby instynktownie, czy Najświętszy Sakrament znajdował się w jakimś
miejscu czy też nie, chociaż nie było żadnych oznak zewnętrznych. Potrafili też rozpoznać,
czy hostia jest konsekrowana czy też nie, znów dzięki temu szczególnemu instynktowi, jaki
budził się w nich wobec Eucharystii. Być może, że wy sami nie macie takiego charyzmatu w
stopniu tak głębokim, ale może potraficie zauważyć, że inaczej modlicie się przed
Najświętszym Sakramentem. Jeśli tak jest, radzę wam, byście „wykorzystali” ten charyzmat
i nie pozwolili mu umrzeć. Przyniesie on ogromne błogosławieństwa duchowe. Módlcie się
przed Najświętszym Sakramentem zawsze, ilekroć tylko macie okazję. I jeszcze ostatnia
uwaga odnosząca się do miejsca modlitwy: niezależnie od tego, gdzie się modlicie, starajcie
się o to, by było to miejsce czyste. Czytałem kiedyś książkę buddyjską o medytacji, w
której podawano szczegółowe i konkretne instrukcje na temat przygotowania miejsca do
medytacji: „Zamieć dobrze i zmyj starannie to miejsce, a następnie rozłóż na nim czyste
prześcieradło; potem weź kąpiel, by oczyścić swe ciało i ubierz się lekko w czystą odzież;
zapal kilka kadzielnych pręcików, by nasycić powietrze miłym zapachem. Teraz możesz
zacząć medytację”. Naprawdę znakomita rada! Nie zauważyliście, jak zaniedbany ołtarz,
stare i brudne szaty liturgiczne kapłana i taki sam obrus na ołtarzu oddziaływają na naszą
gorliwość podczas sprawowania Eucharystii? Nie dopuszczajcie do tego (zobaczycie, jak
odmienią sytuację siostry zakonne, które potrafią o to zadbać). Starajcie się, by wszystko
było nienagannie czyste (ołtarz, posadzka, kielich, świeczniki); niech na ołtarzu będzie
śnieżnobiały obrus, a kapłan niech założy proste, ale miłe dla oka szaty liturgiczne, a
wydawać się wam będzie, że dokonała się w was wewnętrzna odnowa! Wszedłem kiedyś
do małej buddyjskiej świątyni w Himalajach. Przed posągiem Buddy zauważyłem kilka
srebrnych naczyń różnej wielkości, doskonale wyczyszczonych i napełnionych krystaliczną
wodą. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i do dziś pamiętam ten widok. Poczułem się
wtedy bliżej Boga. Zwracajcie więc uwagę na miejsce sprawowania przez was kultu.
Wkrótce zauważycie, jaki to ma zbawienny wpływ na waszą modlitwę. Pomoce w
modlitwie: czas Powiedziałem wam w poprzedniej konferencji, że większość z nas
niechętnie przyjmuje do wiadomości nasze uzależnienie od materii i konieczność
dostosowania się do tego faktu. Na pozór wydaje się, że materia ogranicza nas, a głównie
naszą wolność. Dlatego niechętnie wybieramy miejsce, które by zachęcało do modlitwy,
dlaczego nie mielibyśmy się modlić w jakimkolwiek miejscu i dlaczego mamy się
przejmować miejscem na modlitwę? Niechętnie też szukamy pomocy dla naszego ciała,
postawy sprzyjającej modlitwie, dlaczego pierwsza lepsza postawa nie jest dobra?
Dlaczego mamy się aż tak od ciała uzależniać? Prawdopodobnie jednak najoporniej
przyjmujemy naszą zależność od czasu. Czy nie byłoby to cudowne, gdybyśmy nie
potrzebowali czasu na modlitwę i mogli ją zmieścić w jednej, „kompaktowej” minucie, a
potem mieli spokój? Przecież tyle mamy roboty, tyle książek do przeczytania, tyle spraw do
załatwienia, tyle spotkań z różnymi ludźmi... Dla wielu z nas 24 godziny na dobę to zbyt
mało, aby wszystkiemu podołać. Dlatego wydaje nam się, że należy oszczędzić kosztem
modlitwy tak cenny czas. Gdyby tak wynaleziono „modlitwę ekspresową”, podobnie jak
mamy „kawę ekspresową” albo „herbatę ekspresową”! Czy nie lepiej przyjąć do
wiadomości, że „wszystko, co robimy, jest modlitwą”? W ten sposób uniknęlibyśmy
jakichkolwiek trudności. Jednak w miarę upływu miesięcy i lat przekonujemy się, że ta
zasada po prostu nie funkcjonuje. Nie istnieje „modlitwa ekspresowa”, podobnie jak nie
istnieją „związki ekspresowe”. Jeśli pragniemy zbudować jakiś głęboki i trwały związek,
musimy poświęcić temu cały nasz czas. Tak samo jest z modlitwą, która w końcu jest
relacją z Bogiem. W miarę upływu lat zrozumiemy również, że oszukiwaliśmy się,
uspokajając samych siebie i wierząc, że wszystko, co robimy, jest modlitwą. Precyzyjniej
byłoby powiedzieć, że wszystko, co robimy, powinno być modlitwą. Niestety, to co
powinno być i co jest rzeczywistością w życiu wielu świątobliwie modlących się ludzi, nie
jest jeszcze rzeczywistością dla nas. Po prostu nie osiągnęliśmy jeszcze tej głębi ścisłego
zjednoczenia z Bogiem, które jest konieczne do tego, aby każde nasze działanie było
modlitwą, zanim podjęliśmy program „wszystko jest modlitwą”. Prawdopodobnie lepiej
byłoby stwierdzić, że istnieją dwie główne przeszkody, utrudniające współczesnemu
człowiekowi modlitwę: nerwowe napięcie, które uniemożliwia mu trwanie w spokoju; brak