ďťż
Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, Ĺźeby mĂłc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Opowiem ci historię, jaką słyszałem z ust myśliwca, na ktĂłrego urządziliście dziś obławę...331 Opowieść o dwĂłch miastach - „Economist", 26 sierpnia 1944...- Myślę, Ĺźe chce, Ĺźeby opowiedziała mu pani historyjkę...Nie zdawałam sobie sprawy, Ĺźe mam tylu sąsiadĂłw...Choć dodatkowe wyniki uzyskane przez Langer wykazały istnienie wielu sytuacji, w ktĂłrych ludzie nie zachowują się w taki automatyczny sposĂłb, badaczka ta jest...Dwudziestego Trzeciego Dnia spostrzegł coś dziwnego — oto kombinezon, ktĂłry otrzymał od StraĹźnikĂłw ciasno opinał jego ciało, a przecieĹź z początku był...Dziś diabeł się ubrał w szaty nauki...przydzielonych procesowi...CIĄGŁE WOSTRZANIE AF (1) Ustaw przełącznik AF na C-AF Skomponuj zdjęcie tak aby główny motyw obrazu był w...wię — czym...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Jaka?
Imię, nazwisko?
- Nie wiem.
Spotkałam jš na podwórku przed domem.
No i zaczęłaplotkować, że dobrze znała Zajcewš.
I żeta skarżyła się jej na Monachowa, że jest bardzo zazdrosny.
- A skšd wzięłaœjegoadres?
-Z Centralnego Biura Adresowego.
- No tak - powiedział przecišgle, po czympolecił, abym opisała sšsiadkę.
-Taka niewysoka szatynka, piwne oczy, między trzydziestkš a czterdziestkš.
- Jakieœ znaki szczególne?
-Nie zauważyłam.
- Notak - powtórzył i zaczšł bębnić palcami po blacie stołu.
Po chwilistwierdził:
- No cóż, wobec tego sprawa zamknięta.
-Anton zostaniezwolniony?
- Bez dwóch zdań.
-W takim razie ja już sobiepójdę, dobrze?
- Oczywiœcie, jaknajbardziej - niespodziewaniepieszczotliwie odparł
major, wypisujšc przepustkę.
- Kiedy przeprowadzka?
- Lada dzień.
Damy ci znać.
-Tylko otydzień wczeœniej, żebym mógł wam pomóc, jeœli oczywiœcie
nie wydarzy sięnic nieprzewidzianego.
Pożegnaliœmy się.
Opuœciłam restaurację pełna entuzjazmu.
Sprawazałatwiona.
Anton na wolnoœci.
O Fiodorze się nie wygadałam.
Siedemtysięcy w kieszeni!

Rozdział 21
Do domuwróciłam padnięta jak pies Pluto.
Dzień był naprawdę pracowity i pełen wrażeń.
W przedpokoju zobaczyłam na wpółotwarte skrzynki z napisem "Pedigree Pal".
Wokół roznosił się zapachœwieżej karmy.
Zajrzałam do œrodka- niegrzeszšceczystoœciš adidasyKiriuszki leżaływ sšsiedztwie ksišżek, skarpetek i kaset.
Rzeczy wrzucone były byle jak.
Pewnie brał wszystko,co muwpadło pod rękę.
- Kiriuszka!
- zawołałam.
- Co?
- wysunšł głowę do przedpokoju.
-Jak możnapakować masło z żelastwem?
W milczeniu podszedł doskrzynki, nachylił się i odparł:
-Ale tu niema żadnego żelastwa.
Co ty wygadujesz?
- To było w przenoœni.
-Że jak?
Straciwszy cierpliwoœć, ryknęłam:
- Nie układa się butów z ksišżkami!
-Dlaczego?
Zagišł mnie tym prostym pytaniem.
Rzeczywiœcie, właœciwie dlaczego?
Wychowywała mnie władcza, nieznoszšca sprzeciwu matka.
Bardzojš kochałam i zawsze byłam jej posłuszna.
W naszymdomu istniał całysystem zakazów i nakazów.
Na przykład nie pozwalano mi jeœć ziarensłonecznika.
Powód był bardzo prosty -takie jedzenie nie wpływa korzystnie na organizm dziecka, jedynie zapychażołšdek.
Wszystkie ogra-
201
liczenia były tłumaczone w tensam sposób: troskš o moje zdrowie.
Niemogłam oglšdać telewizji po dziewištej wieczorem, bo miałabymnocne koszmary.
Nie wolnomi było kupować jedzenia na ulicy, bo można się otruć.
Konserwa rybna wsosie pomidorowymto trucizna.
Kryminały - strata czasu.
Czytać mogłam tylko i wyłšcznie LwaTołstoja, Dostojewskiego, w najgorszym wypadku - Wiktora Hugo.
Aż strach pomyœleć,coby było, gdyby mamie wpadły w ręce ksišżki Marininejalbo Daszkowej.
Zapewne spaliłaby to œwiństwow kominku, żeby uchronić przednim dziecko.
Mama kochała mnie bezgranicznie.
Całe życie marzyła, że wyrosnęna pięknš, mšdrš kobietę.
Na ołtarzumiłoœci złożyła wszystko.
Najpierwwyuczyła córkę naharfistkę, potem wydała za mšż.
Jednak wyszło dokładnie odwrotnie.
Harfy nienawidziłam, męża nie mogłam znieœć i niczego nie potrafiłam.
Za pięknš kobietę nie mogłam ujœć nawet z tonštapety na twarzy.
Szczęœciew nieszczęœciu na mojej drodzepojawiła sięKatia.
Dzięki niej stopniowo zaczęłam się zmieniać w normalnego człowieka.
Teraz moje dzieciństwo daje o sobie znać już tylko od czasu doczasu.
No bofaktycznie, dlaczego niewolno spakować butów z ksišżkami.
Musi być jakieœ rozsšdne wytłumaczenie.
- Od brudnych butów poniszczš się ksišżki - znalazłam odpowiedŸ.
-Adidasy sš czyste - upierał się przy swoimKiriuszka.
- A poza tymnie będš tam leżeć całš wiecznoœć.
Trzydziestego pierwszegosię przeprowadzimy i czeœć!
Chyba się przesłyszałam!
- Trzydziestego pierwszego grudnia?
W sylwestra?
Skšd ci to przyszło do głowy?
- Mama byław firmie przewozowej - wyjaœnił - i tam jej powiedzieli,że od pierwszego styczniaceny na usługi wzrosnš trzykrotnie.
A my potrzebujemy jeszcze tragarzy!
Dobrze, że znalazła się wolna ekipa.
Kazali,żebyœmy byligotowi przed pierwszš.
Ta wiadomoœć z lekka mnie uspokoiła.
Jeœli o 13.
00 zaczniemy przeprowadzkę, to zejdzie nam gdzieœ do pištej.
Oba mieszkania sš położoneniedaleko siebie.
Zdšżymy nawet rozpakować naczynia iprzygotować jakšœ sałatkę.
proposgarnków.
Szybkim krokiem wparowałam do kuchni i zamarłamna progu.
Napodłodze stała ogromna skrzynia.
Półtora metra długoœci ize dwa szero.

202
koœci.
W œrodku leżała sterta talerzy, filiżanek, patelni, widelców i garnków.
- Tina!
- wrzasnęłam, czujšc ogarniajšcš mnie złoœć.
-Tina!
- Tak - wymamrotała, wsuwajšc głowę w szparę w drzwiach.
- Cojestgrane?
Odnotowałam w myœlach fakt, że znówmacałe ustaw czekoladziei kamiennym tonem zapytałam, wskazujšc skrzynkę:
- Co to jest?
-Jakto co?
- osłupiała.
-Karton z naczyniami.
- To niekarton, a trumna z naczyniami!
Jakmożna nie wiedzieć, żeniepakuje się porcelany z garami?
- Też mi problem - prychnęła.
- Nic im się nie stanie.
Mamy rzut beretem.
Z góry przyłoży się poduszkš i po kłopocie.
Nie potrafiłam znaleŸć kontrargumentów.
Do godziny trzeciej nad ranem przekładałam filiżanki, talerze i kieliszki, zawijajšc każdy przedmiot oddzielnie w gazetę.
Na szczęœcie w pokoju u Sierioży i Julii znalazłam cały stosstarych, pożółkłych czasopism.
Pokolacji poczekałam,ażdomownicyzasnš, po czym na paluszkach przekradłam się dosypialni i wycišgnęłam spod łóżkazakurzone gazety.
Jużdawno œwierzbiły mnie ręce, żeby jepo kryjomu wyrzucić.
Teraz chociażsię nacoœ przydadzš.
Nad ranem cały tłukšcy się sprzęt kuchenny był porzšdnie zapakowany.
Z poczuciem spełnionego obowišzku położyłam się na kanapie, nawetjej nierozkładajšc, ani tym bardziejnie œcielšc.
Mopsy z miejsca wszczęłybójkę o miejsce przy mojejtwarzy.
Nie miałam siłyich wyganiać.
Z przyjemnego snu wyrwał mnie przeraŸliwy krzyk.
Usiadłam i potrzšsnęłamgłowš.
Co się stało?