Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
„Czyżby się skurczył?" — jego stępiały mózg nie od razu przyjął do wiadomości to, że nie strój zmalał, a on rozrósł się i zmężniał tak, iż Rada Siwych Głów zaliczyłaby go w poczet Łowców. W trzy dni potem zaobserwował coś co nie tylko go zdziwiło, ale i przeraziło. Na codziennych ćwiczeniach spotykał już tylko sześciu Eldów, mimo iż do Sar-Dai weszło ich dwunastu. Co się stało z pozostałymi? Valkar był pełen najgorszych przeczuć, ale nie miał wiele czasu by się nad tym zastanawiać. Wyciskający wszelkie siły „trening" zamieniał go z wolna w istotę zgoła bezmyślną i całkowicie powolną Strażnikom.
Czterdziesty Szósty Dzień zaczął się jak inne, ale gdy czterej Eldowie przybyli do sali ćwiczeń, Strażnik powiedział do nich:
— Każdy z was otrzyma zen-nath, będziecie walczyć.
Valkar był pewien, iż nadszedł dzień śmierci. Ocknęła się w nim duma rodu, zapragnął stoczyć taką walkę by Wielki Łowca Eld przyjął go do swej Drużyny. Ujął w dłoń podany mu nóż żałując, że nie jest to jego własny brzeszczot. Nathrein klasnął w dłonie i z otworu naprzeciw nich wyłoniły się cztery postacie równe wzrostem władcom Sar-Dai, ale o dziwnych nieruchomych twarzach, zbrojne także tylko w ostre noże. Miękko jak kot skoczył ku najbliższemu, zamierzył się i błyskawicznie odskoczył w bok, a potem uderzył z całej siły przebiegającego obok przeciwnika — ten padł bez jęku.
— Dobrze, Yalkar — powiedział Nathrein.
Ku zdumieniu Elda, jego Milczący Przeciwnik wstał i odszedł znikając w otworze z którego przybył. Inni Eldowie jeszcze walczyli, ale widać było, iż górują nad swymi przeciwnikami. Stał i patrzył gotów przyjść z pomocą, gdyby któryś z przyjaciół był naprawdę zagrożony, gdy nagle usłyszał za sobą szybkie kroki. Odwrócił się i zobaczył nadbiegającego Nathreina. Opuścił ręce.
— Walcz! — ryknął Strażnik.
Valkar skoczył ku niemu, ale choć wytężył cały swój refleks leżał po minucie na podłodze twarzą do niej z wykręconą na plecach ręką.
— Dobrze Yalkar, ale za wolno — usłyszał głos Nathreina.
Dzień Czterdziesty Dziewiąty.
Valkar pokonał Milczącego Przeciwnika w walce na długie miecze, choć nie przyszło mu to łatwo i raczej pomogła mu siła mięśni niż ćwiczenie szermiercze.
Dzień Pięćdziesiąty Trzeci.
Włócznia ciśnięta przez Yalkara przebiła tarczę, a potem zbroję; jej grot wyszedł plecami Przeciwnika.
Dzień Pięćdziesiąty Ósmy.
Pojedynek na podwójne topory o długim drzewcu.
Dzień Sześćdziesiąty Trzeci.
Żelazna kula na łańcuchu.
Dzień Sześćdziesiąty Dziewiąty.
Yalkar uzbrojony w krótki topór, tarczę i zen-nath stoczył walkę z Trzema Milczącymi Przeciwnikami. Strażnik Dary-Nann musiał użyć swych czarodziejskich zdolności, gdy Eld trafiony w głowę złomkiem drzewca stracił przytomność.
W Dniu Siedemdziesiątym Drugim Nathrein zaprowadził Yalkara do sporej sali, do której światło dnia wpadało przez jedyne, wąskie i zakratowane okienko. Pozostali Strażnicy siedzieli już w niej przy długim drewnianym stole, jedli poranny posiłek. Odezwał się ten z nich, który dotąd nie przemówił ani razu — Mille val Tirach.
— Yalkarze, Synu Eldów, od dzisiaj ćwiczyć się zaczniesz w sztuce walki dotąd ci obcej. Twym orężem będzie nie miecz, a to... — dotknął lewą dłonią obręczy obejmującej jego prawe ramię i zniknął. W tej samej chwili młodzieniec poczuł jego twardą dłoń na swym prawym barku. Odwrócił się, ale Mille val Tirach siedział już z powrotem za stołem. Valkar widział Strażników w akcji, lecz ten pokaz zdumiał go tak, że zamarł z otwartymi ustami.
— Podejdź tutaj, Yalkarze — powiedział Nathrein stojący pod ścianą i obserwujący bacznie całą scenę.
Gdy Eld stanął przed nim, podał mu trzymaną w ręku srebrną obręcz.
— Załóż ją. Będziesz ćwiczył się w walce, a gdy opanujesz wszystkie jej tajniki otrzymasz tę — tu wskazał wiszącą na ścianie obręcz o barwie starej, poczerniałej miedzi, pokrytą misterną siatką wzorów. — Ta obręcz Yalkarze jest stara, starsza niż całe plemię Eldów. Będzie twoja, ale jak mówiłem dopiero, gdy opanujesz trudną sztukę walki. Nie wolno ci jej wcześniej tknąć — bo różni się ona od tej, którą założyłeś, jak różni się drewniany dziecinny nóż od zen-natha wykutego z Łez Nieba. Zgubiłbyś siebie i stracilibyśmy Obręcz Walki.
— Mam więc zostać czarownikiem? — zapytał drżącym głosem młodzieniec.
— Tak, tak to można by nazwać. A teraz chodź ze mną. Udzielę ci pierwszej lekcji.