Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Większość z nich nie zasługujenawet na miano instytutu.
Katedramizarządzają zwykli doktorzy, onauce języka obcego można zapomnieć, a przedmioty opisowe prowadząleciwe damy, które nieustannie tracą wątek.
Akademia Ekonomiczna, w której uczyłasię Ksiusza, należaławłaśniedo takich podrzędnych uczelni.
Brudne,obdrapane ściany, ciasne sale wykładowe zpołamanymi meblamii wiekowi wykładowcy w kusychmarynarkach.
Ciekawe, co podkusiło Ksiuszę, żeby składać tupodanie?
Chociaż, jeśli logicznie pomyśleć, to pewnieprzyczyna tkwi w jej ocenach w szkole średniej.
Mogę się założyć, że naświadectwie maturalnymmiała same tróje.
Wątpię, żeby w szkole w tym Sielichowie był wysokipoziom.
W takimprzypadku nie miało sensu pchanie się z kiepską wiedzą na Państwowy Uniwersytet Moskiewski.
Tam trzeba mieć takąśrednią, że ho-ho!
Nawet ze świadectwem z czerwonym paskiemnie każdyprzejdzie przezsito na konkursie.
A do tejprzez Boga zapomnianej "akademii" pewnie przyjmowano wszystkichjak leci.
Pchnęłam zachlapanedrzwi z napisem "Sekretariat" i znalazłam sięw przestronnym pomieszczeniu, całym zastawionymżółtymi szafami.
Przy oknie za biurkiem siedziała kobieta owinięta w chustkę.
Piła herbatę.
Pewnie w taki sposób usiłowała się rozgrzać.
Nic dziwnego,że sie
53
działa w ciepełku i rozkoszowała się aromatycznympłynem.
Dzisiajnadworze było okropnie zimno.
Przenikliwy północnywiatr nieoszczędzałtwarzy.
Smagał je niczym batem.
Mimowolnie wciągnęłam ohydny zapach: brzoskwiniowy "Pickwick".
Jak ludziom nie szkoda żołądków?
- Pani do mnie?
- życzliwie zapytała, odstawiając parującą filiżankę.
Przytaknęłamskinieniemgłowy.
- Uczy się tutaj moja siostrzenica, KsieniaFiedina.
Przyjechałam do niej w odwiedziny.
Poszłam do akademika i jej koleżanki przysłały mnietutaj.
Mogłabymi pani powiedzieć,gdzie ją mogę znaleźć?
Kobieta zamyśliła się.
- Fiedina, Fiedina.
A z jakiego wydziału?
- Nie wiem.
-A naktórym roku?
- Chyba na drugim.
Dama niechętnie wstała zza stołui zaczęła przetrząsać papiery w szafie, od czasu do czasu kichając i kaszląc.
"Pewnie ma alergię nakurz" -pomyślałam.
Co jakiś czas do sekretariatu zaglądali studenci i próbowalicoś powiedzieć:
- Proszę pani.
-Nie teraz, później.
Niewidzisz, że jestem zajęta?
- odpowiadała.
Wreszcie palcami z resztkami lakieru na paznokciachzłapała cienkąteczkę i z triumfem oznajmiła:
- Znalazłam.
Ksienia Fiedinazostała usunięta z uczelni półtora rokutemu.
- Za co?
- zdumiałam się.
Rozłożyła bezradnie ręce.
- Jak zwykle.
Uległa pokusom wielkiego miasta.
To teraz na porządkudziennym.
Napije się pani herbaty?
Nie znoszę napojów aromatyzowanych, jednakprzy herbatce rozmowa zawsze nabiera bardziej poufałego charakteru.
Wykrzyknęłam więcz entuzjazmem:
- Z przyjemnością.
Uwielbiam "Pickwicka"!
Wyciągnęłaze swojej filiżanki mokrątorebkę i wrzuciła ją do dużegokubka z napisem "Nescafe", po czym zalała wrzątkiem.
Straciłam resztkihumoru.
Nie dość,że będę musiała przełknąć obrzydliwą herbatę, to nadodatek jeszcze lurowatą.
54
- U nas uczy się głównie młodzież z prowincji - zaczęła tłumaczyć,zakończywszy "ceremonię parzenia herbaty" - a dokładniej dziewczynyspod Moskwy.
Napierwszymrokusą cichei spokojne jak trusie.
Siedząw ławkach ze skromnie spuszczonymi oczami i warkoczykami do ramion.
Ale nim dojdą dozimowej sesji, przechodządiametralne przeobrażenie.
Kuse spódniczki do połowy tyłka, na twarzy barwy wojenne, zamiast warkoczyków - trwała ondulacja.
Im już nie do nauki.
Rozrywek się zachciewa.
No bo, prawdę mówiąc, coone w swoim życiuwidziały?
Rodzice alkoholicy, toaletanapodwórzu, na polu ryczy niewydojonakrowa.
Straciwszy głowę dlauciech wielkiego miasta, bez opamiętania rzucają się w wir zabawy.
Akademia to nieszkoła.
Zadań domowych i obecności w dzienniku niktcodziennie nie sprawdza.
Wagaruj sobie,ile dusza zapragnie.
Większość tak właśnie robi, dniami i nocami włóczą siępo dyskotekach i klubach.
Kubeł zimnej wody spada, nanie dopiero podczas sesji.
Kilkadwój przywołuje je do rozsądku.
Zaczynająwkuwać napamięć formułki z ekonomii ipodejmują kolejną próbę zdania egzaminów, a tym samym zaliczeniazaległej sesji.
Niektórym udajesię ta sztuka,jednakna roku zawsze znajdzie się kilka dziewczyn, którym powinie sięnoga.
Takim niestraszna anisesja, ani wyrzuceniez uczelni.
Żyją chwilą.
Ksiusza Fiedina zaliczała sięwłaśnie do takich.
W sesjizimowejna pierwszym roku niezdała egzaminu.
Najpierw poprostu pogrożono jej palcem,potem w czasie letniej zawaliła jeszcze dwai następnej zimy znów miała poprawki.
Cierpliwość dziekana się wreszcie skończyła i skreślił ją z listy studentów.
- Proszę powiedzieć swojej siostrzenicy - zasugerowała - żenasz rektor, Siergiej Pietrowicz, jest bardzoludzkii wręcz nieprzyzwoicie dobry.
Najpierwpodejmuje decyzję o wyrzuceniu studenta, a potemprzeżywa i przyjmuje go z powrotem.
I nawet zalicza mu poprzedni rok.
NiechKsienia wróci, nadrobi zaległości i dalej się uczy.
Myślę, że już zmądrzała.
Westchnęłam.
- Ksiusza jestnarwana.
Chadza własnymi ścieżkami.
Nikogoz rodzinynie poinformowała, że została wyrzucona.
Nawet nie mam pojęcia, gdzieterazmieszka!
- Niech pani pójdzie dodziewczyn z jej grupy - poradziła kobieta.
-Wszystko osobie wiedzą.
Jeśli siępani pośpieszy, zastanieje na drugimpiętrze.
Grupa8 g.
Sala 34.
55
Podziękowałam za herbatę i miłe przyjęcie, po czym pobiegłam nap-órę po wyszczerbionych schodkach.
Sala była już zamknięta.
Na korytarzu ani żywej duszy.
Gdzieś w oddali usłyszałam wesołe trajkotanie.
Podążyłam w kierunku dochodzącychodgłosów.
Przeszłamcały korytarzi wreszcie na jego końcu zobaczyłam drzwi, prowadzące na inne schody,na których stało kilka dziewczyn.
Paliły papierosy Na mójwidok zapadłacisza.