Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jakiś czas milczeliśmy i wreszcie powiedział mi o Shirlee. Że wcale nie umarła. Kiedy tata wyciągnął ją z basenu, była w stanie śpiączki, i tak już zostało – odmóżdżenie. Przez cały ten czas, kiedy myślałam, że nie żyje, przebywała w pewnym instytucie w Connecticut.
Adwokat rozumiał, że to dla mnie szok, przykro mu, że byłam okłamywana, lecz mama i tata podobno uznali to za najlepsze wyjście z sytuacji. Teraz, skoro ich nie ma i skoro ja jestem najbliższą krewną Shirlee, to na mnie spoczywa prawna odpowiedzialność za jej losy. To nie znaczy, że jestem obciążona jakimiś materialnymi zobowiązaniami. On – jego firma prawna – zapewni jej właściwą opiekę, będzie czuwała nad jej finansami, zarządzała funduszem powierniczym, a wszelkie wydatki na leczenie będą również z tej puli. Nie ma więc żadnej potrzeby, żebym wprowadzała jakiekolwiek zmiany w swoim życiu. Trzeba tylko podpisać pewne dokumenty.
Wpadłam w furię. Wrzeszczałam, że żądam widzenia z siostrą. Usiłował mi to wyperswadować, przekonywał, że powinnam zaczekać, aż minie szok. Ale ja nie ustępowałam. Musiałam ją zobaczyć natychmiast. Wezwał taksówkę.
Przyjechaliśmy do Connecticut. Dom był duży i ładny, stara kamienna budowa, dobrze utrzymane trawniki, wielka słoneczna weranda, pielęgniarki w wykrochmalonych mundurkach, lekarze mówiący z niemieckim akcentem. Lecz ona potrzebowała czegoś więcej, potrzebowała swojego drugiego ja. Oświadczyłam adwokatowi, że zabieram ją do Kalifornii i w ciągu tygodnia ma być gotowa do podróży.
Znów próbował mi to wyperswadować. Mówił, że zdarzały mu się podobne przypadki – poczucie winy osoby, która przeżyła. Im dłużej mówił, tym większa ogarniała mnie wściekłość i tym bardziej na niego napadałam. A ponieważ byłam już pełnoletnia, musiał ulec. Wróciłam do Los Angeles w poczuciu słuszności swojej decyzji – żaden student nie będzie się nią zajmował w ramach ćwiczeń, to moja sprawa, ja mam misję do spełnienia. Ale w chwili, gdy przekroczyłam próg mego pokoju w akademiku, przeraziłam się. Zdałam sobie sprawę, że moje życie nigdy już nie będzie takie jak było, nigdy już nie będzie normalne.
Starałam się dojść jakoś z sobą do ładu. Ciężko pracowałam, załatwiałam sprawy z adwokatem, przeprowadzkę do nowego domu, podpisywałam stosy dokumentów. Przez cały czas wmawiałam sobie, że panuję nad sytuacją. Znalazłam tamten zakład, ten w którym byliśmy, Alex. Z zewnątrz nie wygląda nadzwyczajnie, ale ona ma tam cudowną opiekę. Elmo jest fantastyczny, świetnie zorientowany we wszelkich odmianach indywidualnego podejścia do pacjenta.
Przyłożyła moją rękę do swego policzka, a potem położyła ją sobie na udach i mocno przycisnęła.
– I teraz co do ciebie, Alex. Niechcący wdepnąłeś w to wszystko. Tego wieczoru, kiedy wszedłeś do sypialni, a ja siedziałam na łóżku z tą fotografią – to było wkrótce po odlocie Shirl. Przenosiny z samolotu do furgonetki... Nie spałam wtedy kilka nocy i byłam u kresu sił, wykończona psychicznie. Zdjęcie dostarczono mi razem z innymi dokumentami rodziców, było w portfelu mamy.
Patrzyłam na fotografię, wszystko wróciło – zapadałam się, tak jak ona tamtego jesiennego poranka... Próbowałam to wszystko uporządkować, przywołać z pamięci najlepsze dni. Byłam tak wściekła, że mnie oszukano, że całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem. Czułam się chora, Alex. Mdliło mnie. Żołądek podchodził mi do gardła. Zupełnie jakby to zdjęcie mną zawładnęło, pożarło mnie, tak jak basen pożarł Shirlee. Byłam bliska obłędu, miałam halucynacje, i trwało to kilka dni. Kiedy przyszedłeś – nie wiedziałam, czy w ogóle potrafię jeszcze żyć.
Nie słyszałam cię, Alex. Dopiero gdy przy mnie stanąłeś. Byłeś zły, osądzałeś mnie. Potępiałeś. A gdy podniosłeś z podłogi zdjęcie i przyjrzałeś mu się dokładnie – to tak, jakbyś mnie zniewalał. Wdarłeś się do mojego prywatnego bólu, a ja chciałam mieć to tylko dla siebie, mieć coś tylko dla siebie. Wybuchłam. Wybacz mi.
Poruszyłem dłonią, którą ona wciąż przyciskała do swoich ud. – Nieważne – powiedziałem.