Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Pilnowa? jednak wycieraczki, poniewa? ten prymitywny spos?b okaza? si? drog? do serca kelnerki.
– Dzie? dobry panu – rzuci?a mu zaraz w przej?ciu. Korta strz?sn?? deszcz z p?aszcza. Domowo tu by?o i negli?uj?co, jakby cz?owiek wk?ada? bambosze i rozbiera? si? do pi?amy.
– Dzi? s? piero?ki z mi?sem – oznajmi?a mu poufnie. – Zatrzyma? panu porcj?? Zaraz nie b?dzie.
Kiwn?? mechanicznie g?ow?. Mimo wszystko wola? restauracje, w kt?rych by? tylko konsumentem, m?g? zachowa? swoje incognito, dla nikogo nie by? zast?pc? kierownika poczty ani panem iks czy ygrek.
Anonimowo?? wsp??czesnego ?ycia wesz?a cz?owiekowi w krew – stwierdzi?. – Nie bardzo umiem wr?ci? w stare koleiny. Dopiero jak wpadnie si? do takiego lokalu, cz?owiek u?wiadamia sobie nawyk.
Kelnerka postawi?a przed nim piero?ki.
– Kieliszek? – zapyta?a.
Nie pi? do obiadu, ale kieliszek m?g? mu dopom?c w pog??bieniu przyja?ni z kelnerk?.
Sama wycieraczka to ma?o – stwierdzi? rzeczowo. – Opr?cz czego? dla ducha potrzebne jest co? dla kieszeni.
– Niech b?dzie. Setka.
Jad? wolno, ko?czy?a si? pora obiadowa, nowi go?cie nap?yn? po sz?stej. Mi?dzy wp?? do pi?tej a sz?st? mo?na by?o liczy? na wzgl?dny spok?j, uci?cie sobie rozm?wki z dziewczyn?. Usiad?a w?a?nie w k?cie pokoiku, podliczy?a bloczki, z westchnieniem obejrza?a kostki u n?g, roztarta je d?oni?.
– Nachodzi si? pani, co? – rzuci? Korta.
– Aa, jeden taniec. Od rana do wieczora – j?kn??a.
– Go?cie obiadowi nie s? tacy m?cz?cy jak wieczorni – zauwa?y?.
– Nie, pewnie, ?e nie. Ale za to ruch. Wieczorem trzeba si? u?era? z pijakami.
– Grubsze awantury? – zaryzykowa? Korta.
– Czasem – przeci?gn??a – ale rzadko. Mamy swoich go?ci. Jeszcze jak pan Kami?ski ?y?... ten to pi?! Teraz pijaki nie maj? towarzystwa.
– No, zawsze znajdzie si? nast?pca – za?artowa? Korta.
– Znajdzie si?, pewnie. Ale to ju? nie to. Kami?skiego si? lubi?o. Cz?owiek mu niejedno darowa?. Pi?, bo pi?, ale nigdy nie wszczyna? awantur. Cichutko wychodzi?, jak ju? czu?, ?e ma do??. Inni rozrabiali, co z nim przychodzili.
– Nie przychodz? ju??
– Przychodz?, ale im tak?e brak magazyniera. Przenie?li si? do ?Nowej?. Wi?cej chodz? do ?Nowej?.
– Ma pani przynajmniej spok?j.
– Taki tam spok?j. Zarobi si? mniej.
– Mo?e nieszcz??cie by si? nie sta?o, gdyby tego dnia nie wypi? – zauwa?y? Korta.
– Co mia?o by?, sta?o si?. Nie dzi?, to jutro. A rzeczywi?cie wypi? tego dnia z litra. Ale wie pan, dziwne, jak to w ?yciu bywa, wyszed? mniej pijany ni? zwykle. Wydawa? mi si? ca?kiem trze?wy. Jeszcze popatrza?am za nim na drog?, bo czasem trzeba by?o mu pom?c. Nieraz zamyka?am lokal i nawet go podprowadza?am. Cz?sto pan nauczyciel odprowadzi? go do domu.
– Przyjaciel od kieliszka? – u?miechn?? si? Korta.
– A nie. Pan nauczyciel w og?le nie pije. Daje w szkole polskiego. Kilka lat temu zorganizowa? amatorskie k??ko teatralne. Dla doros?ych. Magazynier r??ne role gra? w przedstawieniach i od tego czasu si? zaprzyja?nili. Nauczyciel my?la?, ?e w ten spos?b wyci?gnie Karpi?skiego z w?dki, ale si? nie da?o. Na czas pr?b, owszem, nie zagl?da? do nas ani do ?Nowej?. Jak zaczynali gra?, wraca?. Tylko w dni przedstawie? by? trze?wy. To przebieranie w teatrze okropnie irytowa?o jego ?on?.
– Przesta? grywa? – zainteresowa? si? Korta.
– Nie. Wcale si? nie przejmowa?.- Dobrze to nawet robi?. Jak urodzony aktor. Pan nauczyciel m?wi?, ?e gdyby si? za m?odu uczy?, kto wie, co by wysz?o. Ale ju? by? za stary, ?eby go gdzie? przyj?li na nauk?.
Pozna? nauczyciela. – zanotowa? Korta w my?lach. – Coraz ciekawszy jest ten zmar?y magazynier, chocia? obawiam si? powa?nie, ?e zupe?nie nie w ten spos?b, jaki sprawi?by mi satysfakcj?.