Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wtem lufcik okienny uderzył z łoskotem o ramę, zerwał się bowiem wiatr. Napoleon zamknął
go żywo. Ale że się znów otworzył, wyrwał go z ramy i grzmotnął na ulicę, aż szkło bryzło i
dźwiękło.1
Potem złapał Bałaszowa za ramię i zaczął mówić niesłychanie prędko, gwałtownie:
1 Autentyczne.
58
─ Nigdyście jeszcze żadnej wojny nie zaczynali w takim nieporządku. Jaką macie dyrek-
tywę? Po coście spalili za sobą tyle magazynów? Trzeba ich było nie zakładać wcale albo
umieć spożytkować. Czy tam u was myśleli, że ja tu przyszedłem przypatrywać się Niemno-
wi, a nie żeby go przejść? Czy nie wstyd wam?! Od Piotra Pierwszego, odkąd Rosja jest mo-
carstwem europejskim, nigdy jeszcze nieprzyjaciel nie przeszedł waszych granic, a ja jestem
w Wilnie. Zająłem całą prowincję bez bitwy. Choćby przez wzgląd na waszego monarchę,
który tu dwa miesiące miał swoją kwaterę cesarską, powinniście byli Wilna bronić. Choćby
dla tego samego! Jakim duchem chcecie natchnąć żołnierzy? Do Austerlitz mieli się za nie-
zwyciężonych, ale od Austerlitz wiedzą, że będą pobici. I nie będą się bili dobrze! Nie przecz
pan! U was tej wojny nikt nie chce, z wyjątkiem niemieckich doradców Aleksandra, którzy go
chcą zgubić. Nawet Anglia nie chce tej wojny, bo się boi nieszczęść dla Rosji, a nawet naj-
większego z nieszczęść, rozumiesz pan? Anglia uważa Rosję za jedyną potęgę, mogącą mi w
Europie stawić czoło, ale gdy Rosja zostanie osłabioną, cóż zostanie w Europie?
Napoleon zatrzymał się, aby odetchnąć; Bałaszow skorzystał z tego i wsunął:
─ Wojna jest zawsze wątpliwą, najjaśniejszy panie.
─ Ale nie ta! ─ odparł Napoleon, zaczerpnąwszy powietrza. ─ Wasi ludzie są bitni? Moi
też. Samych Polaków mam osiemdziesiąt tysięcy ─ będę ich miał dwieście! A co to za lud!
Co za entuzjaści! Wściekli są, będą się bili jak lwy! Il n'y a rien au monde qu'ils ne veuillent
entreprendre pour reconquerir leur ancienne patrie! Czego możecie być pewni, to że stracicie
polskie prowincje. Nigdyście jeszcze pod gorszą wróżbą wojny nie zaczęli!
─ Najjaśniejszy panie, spodziewamy się ją dobrze zakończyć ─ wtrącił Bałaszow, lecz
Napoleon, jakby nie słysząc, unosił się dalej:
─ Po utraconych prowincjach polskich zaczniecie tracić własne. Pójdę aż do waszych pu-
styń. Jestem przygotowany na dwie, trzy kampanie, a wy temu nie wydołacie. I co potraficie
zrobić sami bez sprzymierzeńców, kiedyście nie potrafili nic zrobić ze sprzymierzeńcami, z
Austrią ani z Prusami? Dalibóg, cesarz Aleksander miał takie piękne widoki w Tylży, a
zwłaszcza w Erfurcie. Zdecydowałem się dać mu Finlandię, a potem Mołdawię i Wołoszczy-
znę, a potem byłby miał i Księstwo Warszawskie, nie teraz, lecz później, z czasem. Cesarz
Aleksander sam sobie wszystko zepsuł, a dziś co? Zawarł ze mną pokój, kiedy naród tego nie
chciał, a teraz wypowiada mi wojnę, kiedy naród jej nie chce. Żeby się otoczył Rosjanami ─
dobrze. Ale cóż to będzie za komenda? U mnie, w ciemną noc, o drugiej czy trzeciej, jeżeli
mi dobra myśl przyjdzie do głowy, w kwadrans rozkaz jest wydany w pół godziny wykonują
go forpoczty ─ u was Armfeld proponuje, Bennigsen bada, Tolly roztrząsa, Pfuhl się sprzeci-
wia, a wszystko diabła warte! Skończy się na tym, że z rosyjską protekcją Prus zaanektuję
Prusy dla Francji. Powiedz pan cesarzowi Aleksandrowi, że mam ze sobą pięćset pięćdziesiąt
tysięcy z tej strony Wisły, ale powiedz mu pan także, że ja jestem człowiekiem rachunku, nie
namiętności. Jestem przygotowany, ale nie mam nic przeciw pokojowi. Wyjdę z Wilna, gdy
będę miał satysfakcję. Zapewnij pan cesarza, że moje uczucia dla niego są zawsze te same,
niezmienione, z Erfurtu i Tylży, że umiem cenić i cenię jego piękne przymioty... Ach, mój
Boże! Co by on miał za wspaniałe panowanie, żeby nie był zerwał ze mną! Byłbyś pan wi-
dział za dziesięć lat!
Bałaszow milczał. Nagle Napoleon zapytał:
─ Jak się jedzie do Moskwy?
─ Tak jak do Rzymu ─ odpowiedział Bałaszow z uśmiechem ─ każda droga prowadzi.
Karol Dwunasty wybrał się na Połtawę.
Napoleon udał, że nie usłyszał. Począł umyślnie, jakby do siebie:
─ Jedna wojna więcej, jeden więcej triumf. Zresztą, wojna to jest prawo głów koronowa-
nych.
Polecił własne cesarskie konie dać Bałaszowowi i pozostał sam. Gniew ściągnął mu brwi.
Jak przed Czernyszewem, tak i teraz grał komedię. Straszył Rosję, sam mimo swoich olbrzy-
59
mich sił, mimo swego geniuszu i mimo wiary weń i w swoją gwiazdę, nie będąc pewnym,
czując, że to więcej on niż Aleksander „s'est jete dans cette guerre par fatalite de son sort”.
Zwycięży, musi zwyciężyć, on nie może być pobity, a jednak... Ach, co za podła epoka ży-
cia! Gdzież jest ten czas, kiedy przed Austerlitz, w wilię bitwy, mógł żołnierzom ogłosić te
dumne i zuchwałe słowa:
„To zwycięstwo zakończy kampanię, a pokój, który zawrę, godny będzie mego narodu,
was i mnie.”
Ha, ha, ha! Jaką głupią minę zrobił Prusak Haugwitz, gdy na gwałt przyleciał nazajutrz po
Austerlitz winszować zwycięstwa w imieniu Fryderyka Wilhelma i gdy usłyszał, oddając list