Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Spocony i zdegustowany, zwlokłem się z łóżka. Słyszałem, że Ada kręci się na dole.
Wziąłem szybki prysznic, zły, że mnie nie obudziła. Biedna Małgosia, pewnie się nudzi!
Zbiegłem do kuchni. Ada przygotowywała właśnie jajecznicę. Czego jak czego, ale jajek
nigdy nam nie brakowało. Psy kręciły się niespokojnie u jej nóg, oczekując na swoje porcje.
Uwielbiają jajecznicę. Przez szeroko otwarte okno wpadał do środka zapach kwiatów i
skoszonej trawy z ogrodu.
- Czemu mnie nie obudziłaś? Która godzina? Gdzie Małgosia?
- Zasypujesz mnie od rana gradem pytań! A może by tak, jak zwykle, najpierw dzień
dobry, a potem buzi? - odparła Ada ironicznie, stawiając patelnię na elektrycznej płycie.
- Przepraszam. - Zmieszałem się. - Czuję się trochę oszołomiony.
- Cóż, nie od dziś. Miałam zamiar zaraz cię budzić. Nie jest jeszcze aż tak późno,
dopiero dziesiąta. Małgosia jeszcze śpi.
- Śpi? Jesteś pewna?
- A co ma robić? Nasłuchiwałam, było cicho. Możesz iść ją obudzić, zaraz śniadanie.
- A gdzie wszystkie koty?
- Pewnie wyszły na dwór, powylegiwać się na słońcu. Przylecą, jak tylko usłyszą, że
nakładam żarcie.
Wróciłem na górę i zapukałem do sypialni Małgosi. Cisza. To zrozumiałe. Nie
spodziewałem się przecież, że nagle zawoła „proszę!”, odczekałem jednak chwilę, licząc, że
mi otworzy, po czym ostrożnie uchyliłem drzwi. Łóżko było posłane, pościel ułożona w
równiutką kosteczkę, a pokój pusty. Poczułem lęk. Nie dowierzając własnym oczom, jeszcze
raz rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu. Kolorowy dywanik, szafka, stolik i krzesło,
łóżko, kwieciste zasłony. Na ścianie reprodukcje baśniowych ilustracji Szancera. Zabawki.
Na stoliku porządnie ułożone, świeżo zakupione książeczki do kolorowania, książki z
bajkami, farbki i kredki, blok rysunkowy. W doniczkach na parapecie kwiaty. Ale Małgosi
nie było na pewno. Teraz już odczuwałem nie tylko lęk, ale prawdziwą panikę. Boże drogi, co
robić, gdzie ona się podziała?
- Ada! Nie ma jej, zniknęła! Na miłość boską! - wrzasnąłem.
- Co?!
- Małgosia zniknęła! - powtórzyłem histerycznie, biegnąc w dół na złamanie karku.
Ada stała u stóp schodów. Podświadomie zarejestrowałem bladość na jej twarzy. Też
była przestraszona.
- Jak to: zniknęła? Przecież to absurd!
Pośpiesznie zajrzałem do salonu, gdzie wczorajszego wieczoru oglądaliśmy filmy, ale
tam także nie znalazłem małej. Psy, wyczuwając nerwową atmosferę, zaczęły popiskiwać.
- Może usłyszała naszą rozmowę?! - rzuciłem z pretensją w głosie.
- Bzdura! Nie mogła tego słyszeć. Musiałaby stać przy schodach i podsłuchiwać
celowo. A ona niemal spała na stojąco, kiedy kładłam ją do łóżka. Uspokój się, sprawdźmy
najpierw w ogrodzie - powiedziała Ada, usiłując zachować pozory równowagi.
Klucz w zamku był przekręcony.
- Ty otwierałaś drzwi?
- Nie. Nawet do nich nie podchodziłam.
Zbiegliśmy z werandy; psy przodem. Przed domem też nie było nikogo.
Nagle Bokser zaczął ujadać radośnie, a zza domu wybiegł Tygrys. Pognaliśmy w tym
kierunku. Zawołałem i w tym samym momencie zobaczyłem dziewczynkę siedzącą w
piżamie na trawie. Odwróciła się zdziwiona i uśmiechnęła nieśmiało na nasz widok. Obok
porozkładały się pozostałe koty, a Klocia wyskubywała coś z trawy. Pożałowałem, że nie
mam przy sobie aparatu fotograficznego. Poczułem głęboką ulgę. Koty zerwały się jak na
komendę i truchtem podbiegły do Ady, mnie ignorując radośnie; tylko Tygrysek otarł się o
moją nogę. Mój kotek! Zanim podszedłem, żeby przywitać się z Małgosią, usłyszałem, jak
Ada mówi cicho:
- No i widzisz.
Obejrzałem się, ale zobaczyłem tylko, że Ada idzie już w kierunku domu. Koty
podążały za nią sznureczkiem; przy Małgosi został tylko jeden. A ja dopiero teraz
zauważyłem, że to żaden z naszych.
Ślicznotka.
Śniadanie zjedliśmy w milczeniu. Potem Ada odprowadziła Małgosię na górę, do
łazienki. Kiedy po chwili wróciła, zmywałem naczynia. Usiadła przy stole, żeby dopić swoją
kawę. Milczała.
- I co ona robi? - zapytałem głupio.
- Myje się, a co ma robić?
- Poradzi sobie sama?
- Radzi sobie doskonale. To nie mała dzidzia.
- Wiesz... - Czułem potrzebę wytłumaczenia Małgosi. - Ona chyba nie jest