Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Sean nie wiedział, jak długo to trwało, aŜ wreszcie Job im przerwał.
– Znosi nas na brzeg! – zawołał do Seana.
Prąd rzeczny spychał drzewo na łachę, która utworzyła się na zakręcie. Zanurzone
konary drzewa zaczęły ocierać się o piach. Kiedy Sean wyprostował nogi, dotknął
dna.
– Musimy wypchnąć je na głębszą wodę – polecił Sean. Skryci pod gałęziami
zaczęli napierać i spychać drzewo z łachy. Wreszcie prąd porwał wielką kłodę i
poniósł ją dalej.
Sean dyszał cięŜko, kiedy uwiesił się na konarze wystawiając jedynie głowę na
powierzchnię. Claudia podpłynęła do niego i uczepiła się tej samej gałęzi.
– Sean – szepnęła. Wyczuł, Ŝe jej nastrój zmienił się. – Nie spytałam cię jeszcze o ojca. Głównie dlatego, Ŝe nie chcę poznać odpowiedzi. – Zamilkła na chwilę i wzięła głęboki oddech. – Mój ojciec...? – zaczęła.
Sean milczał dobierając słowa, którymi mógłby jej to zakomunikować, ale
Claudia odezwała się pierwsza.
– Nie wrócił z tobą, prawda?
Sean pokręcił głową i mokre loki opadły mu na twarz.
– Czy znalazł swojego słonia? – zapytała cicho.
– Tak – odpowiedział po prostu Sean.
– Cieszę się – stwierdziła. – Chciałam, Ŝeby to był mój ostatni prezent dla niego.
Puściła się gałęzi i objęła Seana ramionami za szyję, przykładając policzek do
jego policzka, Ŝeby nie patrzyć na wyraz jego twarzy, gdy zada kolejne pytanie.
– Sean, czy mój ojciec nie Ŝyje? Musisz mi to powiedzieć, Ŝebym uwierzyła.
Sean przycisnął ją mocno wolnym ramieniem i zebrał siły, Ŝeby jej odpowiedzieć.
– Tak, kochanie. Szef nie Ŝyje, ale zmarł śmiercią godną męŜczyzny. Jestem
pewien, Ŝe tego właśnie by sobie Ŝyczył. Tukutela, jego słoń, odszedł wraz z nim. Czy mam ci to opowiedzieć?
– Nie! – Pokręciła zdecydowanie głową, trzymając go mocno. – Nie teraz. MoŜe
nawet nigdy. Ojciec nie Ŝyje. Część mnie samej i mojego Ŝycia umarła wraz z nim.
Sean nie mógł znaleźć słów pocieszenia, więc tylko trzymał ją mocno, gdy
zaczęła płakać za ojcem. Płakała po cichu, ale czuł, jak drŜy na całym ciele. Łzy
mieszały się z kropelkami wody na twarzy. Czuł ich słony smak na jej wargach, gdy
przycisnął do nich swoje usta. Płynęli wolno niesieni prądem szerokiej, zielonej
wody. Ze zbombardowanych brzegów unosił się nad nimi dym i zapach bitwy.
Dobiegały ich krzyki i jęki rannych. Sean pozwolił dziewczynie zmagać się z bólem
po stracie bliskiej osoby. Z wolna jej ciało uspokoiło się i wreszcie szepnęła do niego:
– Nie wiem, jak bym to zniosła bez twojej pomocy. Byliście do siebie tak
podobni. Chyba właśnie dlatego zwróciłam na ciebie uwagę.
– Przyjmuję to za komplement.
– Bo to jest komplement. Ojciec wyrobił we mnie upodobanie do silnych i
zdecydowanych męŜczyzn.
Obok nich, niemal w zasięgu ręki, płynęły zwłoki. Uwięzione powietrze wzdęło
mundur w barwach maskujących i ciało leŜało na plecach na powierzchni wody.
Nieboszczyk miał młodą twarz, nie wyglądał więcej niŜ na piętnaście lat. Rzeka
niemal całkowicie obmyła rany i tylko wąska róŜowa struŜka ciągnęła się za nim w
zielonej wodzie. To wystarczyło.
Sean spostrzegł spiczaste głowy pokryte łuskami niczym stare dęby korą, które
szybko płynęły z prądem w ich stronę. Od wstrętnych pysków rozchodziły się drobne
fale, gdy dwa wielkie krokodyle ścigały się po zdobycz mocno pracując ogonami.
Jeden z gadów dosięgnął trupa i wychylił się z wody. Uzbrojona w nierówne
rzędy wielkich zębów paszcza otwarła się i zaraz zatrzasnęła na ramieniu
nieboszczyka. Zęby zacisnęły się na ciele miaŜdŜąc kości z potęŜną siłą. Ohydny
odgłos dotarł do drzewa. Claudia z jękiem odwróciła głowę.
Zanim krokodyl zdąŜył wciągnąć zdobycz pod wodę, drugi gad, jeszcze większy
od pierwszego, schwycił za brzuch ofiary i rozpoczęło się przeraŜające przeciąganie łupu.
Kły krokodyla nie są przystosowane do rozcinania mięsa i kości. Zwierzęta
zacisnęły jedynie silnie szczęki i pracując ogonami oraz skręcając się w białej pianie, rozrywały trupa na strzępy. Płynący obok ludzie słyszeli odgłos pękających ścięgien i wyłamywanych stawów.
Zaintrygowana przeraŜającym odgłosem Claudia obejrzała się. Zwymiotowała na
widok wielkiego gada unoszącego się wysoko w wodzie z ramieniem człowieka w
paszczy. KremowoŜółte łuski na brzuchu nabrzmiały, gdy gad łapczywie przełykał
mięso, i krokodyl zanurzył się w wodzie, sięgając po następny kawałek.
Ciągnąc pomiędzy sobą i rozrywając zwłoki, oba krokodyle oddaliły się od
drzewa i Sean, przypominając sobie o własnej ranie na plecach, poczuł ulgę, gdyŜ i jego krew musiała zostawiać ślad w wodzie.
– O BoŜe, jakie to okropne – szepnęła Claudia. – To wszystko wygląda jak
okropny koszmar senny.
– To Afryka. – Sean przycisnął ją do siebie, chcąc jej dodać odwagi. – Jestem
jednak z tobą i wszystko będzie w porządku.
– Naprawdę, Sean? Myślisz, Ŝe wyjdziemy z tego z Ŝyciem?
– Nie ma na to Ŝadnej gwarancji – przyznał szczerze. Claudia chlipnęła jeszcze
raz, odchyliła się w jego ramionach i spojrzała mu w oczy.
– Przepraszam – powiedziała. – Zachowuję się jak dziecko. Niemal załamałam się
na brzegu, ale obiecuję ci, Ŝe to się juŜ nie powtórzy. Przynajmniej znalazłam ciebie.
– Uśmiechnęła się do niego z wymuszoną pogodą w oczach, zanurzając się po szyję w
wodzie. – Będziemy Ŝyli chwilą tak długo, jak się da.
– Moja dzielna dziewczynka. – Sean posłał jej uśmiech. – Cokolwiek się stanie,
będę mógł powiedzieć, Ŝe kochałem Claudię Monterro.
– I byłeś przez nią kochany – zapewniła go i znowu pocałowała. Pocałunek był
długi i gorący, z posmakiem jej łez. WyraŜał raczej tęsknotę niŜ poŜądanie. Dla
obojga z nich była to przysięga i obietnica, coś pewnego i prawdziwego w świecie
ciągle zmieniających się niebezpieczeństw.
Sean nie był świadom własnego podniecenia. Dopiero dziewczyna przerwała
pocałunek i zaŜądała zdyszanym szeptem:
– Pragnę cię, teraz. Nie mogę... nie zamierzam czekać. O BoŜe, Sean, kochanie,
teraz Ŝyjemy, ale wieczorem moŜemy zginąć. Weź mnie teraz.
Sean obejrzał się szybko wokoło. Przez liście widział brzeg. Wyglądało na to, Ŝe
minęli juŜ fortyfikacje Renamo. Pomiędzy rzędami nadrzecznych drzew nie było
widać Ŝadnego ruchu, a cisza afrykańskiego południa była cięŜka i uroczysta. Obok
nich, niemal w zasięgu ręki, płynął Job i Dedan, ale Sean widział jedynie tyły ich głów, gdyŜ obaj byli zajęci obserwowaniem nabrzeŜy.
Spojrzał na Claudię, zajrzał w jej oczy koloru miodu i poczuł, jak bardzo jej