Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Cóż innego miałbyś zrobić z takimi zdolnościami?
- Tak, racja. Przypuszczam, że za późno na skargi. Mam tylko nadzieję, że ta sprawa nie będzie powiązana z niemartwymi. Nienawidzę niemartwych.
Roni i Karlini popatrzyli na siebie.
- To jak będzie, Maks? - zapytał Karlini.
Rozdział IV
BEZROBOTNY SHAA
Zalzyn Shaa uciekał na zachód, opuściwszy Drest Klaaver tuż przed przybyciem oddziału niosącego nakaz aresztowania go pod zarzutem uprawiania praktyki lekarskiej bez zezwolenia. Nikt nie kwestionował jego zawodowych umiejętności, jednakże zezwolenie uległo przedawnieniu. Zostało ono wydane przez poprzedni rząd, który utracił władzę nagle i bez uprzedzenia. Shaa odpoczywał w swoim mieszkaniu za izbą przyjęć, z nogami na oparciu otomany i wertował najnowszy biuletyn Cesarskiego Cechu Lekarzy, gdy z prośbą o pomoc zjawił się były komendant policji, co uczynił to w sposób nieskomplikowany, wpadając przez okno prosto z ulicy. Po drodze zdemolował wieszak na płaszcze i legł ciężko na dywanie, krwawiąc obficie i w sposób zdecydowanie nie do powstrzymania. Shaa, oceniwszy konsekwencje zadania się - nawet w sposób tak przypadkowy - ze stroną przegraną w walce o władzę, szybko zlikwidował praktykę oraz spakował narzędzia i lżejszy dobytek. Załadował pakunki na konia, którego przywłaszczył sobie w ramach zapłaty za wcześniejsze usługi wyświadczone byłemu komendantowi policji. Przejechał spiesznie przez Bramę Nowożeńca w zachodniej części miasta, zrobił szeroki objazd przez północny okręg rolniczy i skierował się na wschód w stronę rzeki.
Pościg, jak się Shaa spodziewał, nie był uciążliwy. Nowy rząd bez wątpienia posiadał lepsze sposoby wydawania pieniędzy niż trwonienie ich na ściganie drobnych pionków, zwłaszcza tych, którzy nie stawiając się w więzieniu z własnej woli okazali duży brak taktu. Shaa nie był zbytnio wytrącony z równowagi swym nagłym wyjazdem. Dość wcześnie odkrył, że medycyna praktykowana z całkowitym oddaniem i bez domieszki szaleństwa jest wręcz nudna. W rezultacie takiego podejścia do zawodu jego historia dzieliła się na okresy pracy lekarskiej przerywane nagłymi zmianami zajęcia. W Drest Klaaver pracował spokojnie przez prawie dwa lata, co dla niego równało się stagnacji. Nadszedł czas zmian, pomyślał, i poznanie smaku szerokiej drogi.
Droga faktycznie była szeroka, teren lekko falisty i zajęty pod uprawy, a na dodatek zaczęła się wiosna. Powietrze przesycała woń młodej trawy, zoranej ziemi i od czasu do czasu krowiego nawozu. Shaa cierpliwie mijał miasteczka i wioski. Jechał niespiesznie, co rano robił gimnastykę, a w południe udzielał sobie lekcji fechtunku. Nim na horyzoncie pojawiła się nadrzeczna mgła i Roosing Oolvaya, Shaa był gotowy na ich spotkanie.
Niektórzy z zagadywanych wieśniaków i mieszczan powtarzali mu plotki o politycznych niepokojach. Shaa nie przejmował się zbytnio. W Roosing Oolvaya rzadko panował spokój, a niestabilność była tu lokalnym obyczajem. Gdy podjechał bliżej, stało się jasne, że wokół murów utworzono punkty kontrolne, a drogę przemierzają patrole. Nad miastem wisiały oleiste dymy pożarów. Jednak wzdłuż głównej drogi jak zwykle ciągnęły się bazary: szereg namiotów, kramów i tanich stajni dla karawan, nic jednak nie tarasowało samego gościńca. Ruch odbywał się bez przeszkód w obu kierunkach. Dominowali rolnicy na wózkach, ale uwagę zwracał również ciągnący w przeciwną stronę sznur uciekinierów. Shaa obserwował ich twarze. Wśród ogorzałych, obojętnych wieśniaków i szczwanych, kutych na cztery nogi mieszczuchów dostrzegał mieszankę odcieni, rysów i sylwetek przybyszów z odległych miejsc. Wszyscy byli ludźmi, lecz cechowało ich typowe dla tej rasy zróżnicowanie. Kosmopolityczne towarzystwo nie było niczym dziwnym w mieście otwartym na obieżyświatów i kupców, na szybkie interesy i równie szybkie bójki, jednakże brakowało tu dawnej buńczuczności. Wszystkie twarze były napiętnowane zmęczeniem.
No cóż, pomyślał Shaa, mnie to odpowiada. Ilekroć coś się wali, jedni idą na dno, inni zaś mają okazję wypłynąć. On w swoim życiu należał to do jednej, to do drugiej kategorii. W tej chwili czuł, że potrafi sobie poradzić. Oczywiście, bez konieczności powrotu do zawodu, którego tutaj uprawiać nie mógł.