Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Alvin próbował się pocieszać, mrucząc pod nosem słowa, które przez długie lata słyszał rzucane na stronie przez ojca; słowa takie jak "Ach, te kobiety..." albo "Nic ich nie zadowoli", albo "Lepiej od razu się rano zastrzelić". Ale nic nie pomagało, ponieważ to nie był zwykły przejaw rozdrażnienia. Miał do czynienia ze spokojnymi, miłymi kobietami, a bez żadnego powodu teraz były na niego wściekłe. To nie jest naturalne.
Dopiero po południu Alvin zrozumiał, że dzieje się coś poważnego. Parę miesięcy temu poprosił Clevy'ego Sumpa, męża pani Sump, żeby pokazał, jak zrobić prostą, jednozaworową pompę ssącą. Miał taki pomysł, by pokazać ludziom, że powinni się uczyć wszystkiego co możliwe, bo stwarzanie jest zawsze stwarzaniem. Uczył ich sekretnych mocy, ale powinni wiedzieć, jak tworzyć gołymi rękami. W tajemnicy miał też nadzieję, że kiedy zobaczą, jak trudno i z jaką dokładnością trzeba robić takie precyzyjne maszyny, zrozumieją, że to, czego uczy Alvin, jest niewiele, albo i wcale nie bardziej skomplikowane. I jakoś mu się udawało.
Tyle że dzisiaj, kiedy zjadł w południe trochę chleba z serem i poszedł do młyna, zobaczył ludzi zebranych nad odłamkami pomp, które budowali. Każdą z nich ktoś rozbił na kawałki. A że cała armatura była z metalu, rozbijanie ich na pewno wymagało sporego wysiłku.
- Kto mógł coś takiego zrobić? - zdziwił się. - Trzeba w to włożyć dużo nienawiści.
A kiedy pomyślał o nienawiści, zastanowił się, czy może w tajemnicy powrócił Calvin.
- Trudno nie zgadnąć, kto to zrobił - stwierdził Winter Godshadow. - Wychodzi, że nie mamy już nauczyciela od produkcji pomp.
- Tak - mruknął Bajarz. - Wygląda mi to na wyjątkowo dobitne oznajmienie nam: "Zajęcia odwołane".
Niektórzy zaśmiali się, ale Alvin spostrzegł, że nie tylko jego rozzłościł ten akt zniszczenia. Pompy były już prawie gotowe, a ci ludzie włożyli w nie wiele pracy. Liczyli, że zastosują je w domach. Dla wielu oznaczało to koniec wyciągania wody ze studni, a na przykład Winter Godshadow planował poprowadzić wodę rurami aż do kuchni, żeby jego żona nie musiała nawet wychodzić z domu. Teraz ich praca poszła na marne i niektórzy nie przyjmowali tego obojętnie.
- Porozmawiam o tym z Clevym Sumpem - obiecał Alvin. - Trudno uwierzyć, że to on, ale jeśli nawet, jakoś rozwiążemy problem. Nie chcę, żeby któryś z was się na niego złościł, dopóki Clevy nie powie, co ma do powiedzenia.
- Nie złościmy się na Clevy'ego - oznajmił Nil Torson, potężny Szwed. Spojrzenie rzucone spod ciężkich powiek nie pozostawiało wątpliwości, na kogo jest zły.
- Ja? - zdumiał się Alvin. - Myślicie, żem ja to zrobił? - I natychmiast, jakby usłyszał w uchu głos panny Larner, poprawił się: - Ja to zrobiłem?
Pomruki kilku mężczyzn potwierdziły tę sugestię.
- Zwariowaliście? Po co miałbym sobie robić tyle kłopotów? Nie jestem Niszczycielem, chłopcy, ale gdybym był, chyba wiecie, że mógłbym rozwalić te pompy o wiele dokładniej, nie poświęcając na to tyle wysiłku.
Bajarz odkaszlnÄ…Å‚.
- Może powinniśmy pogadać o tym na osobności...
- Oskarżają mnie, że zniszczyłem ich ciężką pracę, a to nieprawda! - zawołał Alvin.
- Nikt cię o nic nie oskarża - zapewnił Winter Godshadow. - Bóg jest wszędzie. Bóg widzi wszystkie uczynki.
Na ogół, kiedy Winter wpadał w ten pobożny nastrój, pozostali cofali się, udawali, że czyszczą paznokcie albo coś w tym rodzaju. Ale nie tym razem - teraz kiwali głowami i pomrukiwali twierdząco.
- Mówiłem już, Alvinie: pogadajmy. Właściwie to myślę, że powinniśmy wrócić do domu i porozmawiać z twoimi rodzicami.
- Rozmawiajmy tutaj. Nie jestem chłopcem, któremu można za szopą spuścić lanie na osobności. Jeżeli jestem oskarżony o coś, o czym wiedzą wszyscy oprócz mnie...
- Nie oskarżamy - rzekł Nils. - Zastanawiamy się.
- Zastanawiamy... - powtórzyli inni.
- Powiedz mi zaraz, nad czym się tak zastanawiacie. O coś mnie oskarżacie. Trzeba to wyjaśnić i jeśli naprawdę zawiniłem, chcę wszystko naprawić.
Spoglądali po sobie, aż wreszcie Alvin poprosił Bajarza:
- Wytłumacz mi.
- Powtarzam tylko historie, o których wierzę, że są prawdziwe. A o tej wierzę, że to czyste kłamstwo, wymyślone przez dziewczynę o romantycznym sercu.
- Dziewczynę? Jaką dziewczynę? - A potem połączył zachowanie pani Sump, to, co Clevy Sump zrobił z pompami, i wspomnienie rozmarzonego wzroku jednej z dziewcząt, ktora siedziała na zajęciach dla dzieci i chyba nie rozumiała ani słowa z tego, co mówił. Wyciągnął wnioski i szeptem wymówił jej imię.
- Amy...
Z zakłopotaniem spostrzegł, że dla kilku mężczyzn fakt, iż zna to imię, był dowodem prawdomówności Amy.
- Widzicie? - pytali szeptem. - Słyszeliście?
- Ja mam dość - oznajmił Nils. - Skończyłem. Jestem farmerem. Jeśli w ogóle mam jakiś talent, to do kukurydzy i świń.
Kiedy odchodził, ruszyło za nim jeszcze kilku. Alvin zwrócił się do pozostałych: