Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ten ostatni z
kolei znalaz� si� bardzo blisko
nienazywanego na skutek
wyrzucenia wszystkich mit�w i
roztopienia przedmiotu w
anonimowym gadaniu. Czy�by to
by� B�g we w�asnej osobie? Nie,
to tylko Jego mo�liwo�� - promie� z
jakiego� �wiata, b�d�cego daleko
poza zasi�giem wzroku, mo�e
odbiciem jakiej� uciekaj�cej
gwiazdy". (J. M. Domenach:
"Powr�t tragizmu") Bo - wracaj�c
do Bonhoeffera - czy� r�wnie�
niewierz�cy w zetkni�ciu z nim
nie musi postawi� sobie pytania
o wymiar ludzkiej tragiczno�ci;
czy� i on r�wnie� nie musi
odczu� skr�powania przed zbyt
�atwym traktowaniem
bonhoefferowskiej
"bezreligijno�ci" jako
chrze�cija�skiej abdykacji z
Boga, pohamowa� si� przed
pospiesznym podsuwaniem wniosku,
�e tylko jednego kroku Bonhoefferowi
zabrak�o, by zrzec si� swej
wiary; czy nie odczuje, �e
w�a�nie wiara Bonhoeffera i to
obna�one, bezsilne
chrze�cija�stwo, kt�re jest
tre�ci� tej teologii, czyni jego
pojmowanie ludzkiego losu tak
autentycznym.
Biblijny Gedeon, posta�, do
kt�rej pastor Bonhoeffer
odwo�a� si� w swoim kazaniu w
1933 roku, zdaje si� by�
symbolem: "Cz�owiek w�tpi�cy,
kt�ry nauczy� si� wierzy� w�r�d
t�gich raz�w". W listach
wi�ziennych Bonhoeffer powraca�
ci�gle do my�li o udziale w
cierpieniu i bezsilno�ci Boga.
"Proces prowadz�cy do doj�cia
�wiata do pe�noletno�ci - pisa�
- usuwa fa�szywe przedstawienie
Boga z pola widzenia i pozwala
lepiej ujrze� boga Biblii, kt�ry
zdobywa pot�g� i miejsce w
�wiecie sw� bezsi��".
Chrze�cijanin jest wezwany do
podzielenia z Bogiem Jego
cierpienia. Mo�e przez to przede
wszystkim jest Bonhoeffer dzi�
bliski wielu ludziom, �e ��czy
wra�liwo�� moraln� i my�l
profetyczn� chrze�cija�stwa,
solidarno�� z ludzkim losem
dziej�cym si� "w�r�d t�gich
raz�w" i odczuwanie Boga: nie
jakiej� Jego formu�y, lecz Jego
samego. Na samej granicy, do
kt�rej ta my�l dociera, to jakby
zakwestionowania Boga poprzez
formu�� etsi Deus non daretur
zbiega si� z afirmowaniem Go w
Chrystusie; B�g objawia si�
przez Chrystusa w Ewangelii nie
jako "hipoteza", lecz jako
rzeczywisto�� jednaj�ca
rozdarcia, jako odkupiaj�ce i
jednaj�ce S�owo. �wiat jest
doros�y, ale tylko poprzez wej�cie w
rzeczywisto�� Krzy�a Chrystusa
uwalnia si� od ponawiaj�cej si�
ci�gle sk�onno�ci do
samoub�stwienia; �wiecko�� jako
warto�� staje si� chrze�cija�ska
poprzez miar� cz�owiecze�stwa,
jak� wyznacza �wiatu Chrystus.
Ale na tej samej granicy
pozostaje te� poczucie
dramatyczno�ci ludzkiego losu;
Bonhoeffer wzi�� je nie tylko ze swego
szczeg�lnego czasu, cho� ten
w�a�nie czas ujawni�, �e
doros�o�� �wiata przybiera� mo�e
posta� najbardziej brutaln�.
Gedeon biblijny nazwany by�
przez Bonhoeffera cz�owiekiem
w�tpi�cym, poniewa� nie by�
pewien, w jaki spos�b B�g go
prowadzi. Gedeon_Bonhoeffer
w�tpi tak samo, jego pytania
powstaj� nie w rozterkach
czystego intelektu, lecz pod
ci�arem tragiczno�ci ludzkiego
losu; wierzy� w�r�d t�gich
raz�w, odnajduj�c sw�j udzia� w
cierpieniu Boga.
Nie umiemy si� wyzby� pyta�,
kt�re stawia naszej wierze
"�wiat doros�y". Bonhoeffer
zostawia �lad na ca�ym
chrze�cija�stwie, poniewa� pyta�
si� nie wyzby� i poniewa�
wierzy�. Jego my�l przez to
jeszcze wykracza poza w�asny
tylko czas, ku nam i z pewno�ci�
ku m�odszym pokoleniom, �e nie
zamyka si� w formule
eklezjologicznych usprawnie�,
jego intuicje zawi�zuj� kontakt
mi�dzy rzeczywisto�ci� "�wiata
doros�ego" a poczuciem �ycia pod
wzrokiem Boga. Ta my�l zostawia
wi�c �lad, tak samo jak to
�ycie, dalekie od wznios�ej
legendy i bardzo powik�ane.
Otrzymuj�c jej przekaz, nie
spos�b przej�� nad pytaniem, czy
sta� nas na ten wymiar
solidarno�ci z ludzkim losem i
na t� miar� odczucia Boga. Czy
s�yszysz, samotny
chrze�cijaninie pe�en pyta� i
zw�tpienia? B�g ma jakie�
zamys�y co do ciebie, w�a�nie co
do ciebie. B�d� got�w i uwa�aj.
Nie zapominaj, nawet gdy twoja
s�abo�� niemal ci� �amie, �e On
ma w stosunku do ciebie plany
olbrzymie, nies�ychane. B�dzie z
tob�.
Rekolekcje z Papie�em Janem
Niekiedy zdaje mi si� ju�
czym� nierzeczywistym ten czas,
kt�ry prze�yli�my za spraw�
Jana Xxiii. �wiat si� zmieni� i
sytuacja chrze�cija�stwa uleg�a
zmianie. Nie chcia�bym przez to
powiedzie�, �e dziedzictwo tego
papie�a zosta�o zmarnowane.
Zreszt�, czy takie obrachunkowe
pytanie by�oby na miejscu?
Autor ksi��ki "Rewolucja
Jana Xxiii", angielski historyk
E.e.y. Bales, zadawa� sobie
podobne pytanie jeszcze w trakcie
obrad Soboru. Pisa� on wtedy:
"M�wi si�, �e ruch dzisiaj
zapocz�tkowany jest
nieodwracalny, ale trudno
zrozumie� dlaczego. To prawda,
poszerzy� si� korzystnie
(przynajmniej teoretycznie)
autorytet u szczytu ko�cielnej
piramidy, ale poszerzenie to
samo z siebie nie gwarantuje
post�pu i, co wi�cej, sprawna i
do�wiadczona administracja, na
przyk�ad Kuria, mo�e go
podst�pnie podwa�y�. Dokonano
kilku ma�ych posuni��
ekumenicznych, mog� jednak one
prowadzi� na mielizn�.
Wytworzy�o si� nowe, �yczliwe
nastawienie, ale ono, jak
wszystkie nastawienia, zale�y od
reakcji". Hales ko�czy wi�c
swoj� ksi��k� takimi zdaniami:
"Je�eli rewolucja zawiedzie, co
si� zdarzy� mo�e, kl�ska jej
b�dzie po cz�ci r�wnie� kl�sk�
papie�a Jana, oznaczaj�c, �e nie
uda�o mu si� wystarczaj�co
wesprze� tych czynnik�w w
Ko�ciele, kt�re pragn� odnowi�
jego �ycie i skutecznie zbli�y�
go od nowa do cywilizacji.
Je�eli jednak rewolucja potoczy
si� dalej, na co wci�� jeszcze
mo�emy mie� nadziej�, i b�dzie
mia�o miejsce prawdziwe
"aggiornamento", rozpalaj�ce na
nowo zar�wno proboszcz�w jak i
laikat, seminaria i szko�y, i