Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Czy myÅ›lisz, że pozwolÄ™ ci knuć przeciwko życiu mojego dziecka, tak jak knujesz przeciw mnie?
– Uspokój siÄ™, Igriano – powiedziaÅ‚ Merlin. – JesteÅ› wolna, jak wolne jest każde dziecko Bogini. PrzybyliÅ›my pokornie ciÄ™ prosić, nie rozkazywać. Nie, Viviano – powiedziaÅ‚, unoszÄ…c dÅ‚oÅ„, kiedy kapÅ‚anka chciaÅ‚a mu przerwać. – Igriana nie jest bezbronnÄ… zabawkÄ… w rÄ™kach losu. A jednak myÅ›lÄ™, że gdy siÄ™ wszystkiego dowie, dokona sÅ‚usznego wyboru.
Morgiana zaczęła się niecierpliwie kręcić, ale Viviana przytuliła ją, delikatnie głaszcząc po główce, i dziecko się uspokoiło. Igriana wstała i chwyciła małą na ręce, zła i zazdrosna o prawie magiczną moc swej siostry nad jej córeczką. Teraz Morgiana wydawała się obca w jej ramionach, odległa, jakby czas spędzony z Vivianą zmienił ją, naznaczył, jakby należała teraz do Igriany w mniejszym stopniu. Igriana poczuła piekące ją w oczy łzy. Morgiana była wszystkim, co miała, a teraz ją także traci. Morgiana, tak jak wszyscy inni, padła ofiarą uroku Viviany, tego uroku, który potrafił zmieniać ludzi w bezwolne pionki w jej grze... Zwróciła się ostro do Morgause, która wciąż siedziała z głową wtuloną w kolana Viviany:
– WstaÅ„ natychmiast, Morgause, i idź do swej komnaty. JesteÅ› już prawie kobietÄ… i nie powinnaÅ› siÄ™ zachowywać jak rozpieszczone dziecko!
Morgause podniosła głowę, odgarniając falę rudych włosów ze swej ślicznej, smutnej twarzy.
– Dlaczego wybraÅ‚aÅ› IgrianÄ™ do swych planów, Viviano? – spytaÅ‚a. – Ona nie chce brać w nich udziaÅ‚u. Ale ja jestem kobietÄ… i też jestem córkÄ… ÅšwiÄ™tej Wyspy. Dlaczego nie wybierzesz mnie dla Uthera Pendragona? Dlaczego ja nie mogÄ™ być matkÄ… Wielkiego Króla?
– MyÅ›lisz, że można tak lekkomyÅ›lnie igrać z przeznaczeniem, Morgause? – Merlin uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.
– A dlaczego Igriana ma być wybrana, a ja nie? Ja jeszcze nie mam męża...
– Jest w twej przyszÅ‚oÅ›ci król i wielu synów, ale tym musisz siÄ™ zadowolić, Morgause. Å»aden mężczyzna czy kobieta nie może wziąć na siebie czyjegoÅ› losu. Twój los, a także los twych synów zależy od tego Wielkiego Króla. Nie mogÄ™ powiedzieć wiÄ™cej – zakoÅ„czyÅ‚ Merlin. – Wystarczy, Morgause.
Igriana, stojąc z Morgianą w ramionach, poczuła się pewniej.
– Ależ ja zapominam o goÅ›cinnoÅ›ci. Moja siostro, czcigodny Merlinie, pozwólcie, że sÅ‚użba wskaże wam przygotowane dla was komnaty, przyniesie wam wino i wodÄ™ do mycia. A o zachodzie sÅ‚oÅ„ca bÄ™dzie gotowa wieczerza – powiedziaÅ‚a spokojnym, opanowanym gÅ‚osem.
Viviana wstała. Igriana poczuła ulgę: oto przemówiła oficjalnie i poprawnie i znów była panią swych uczuć, nie biernym dzieckiem, lecz żoną Gorloisa, diuka Kornwalii.
– A wiÄ™c o zachodzie, siostro.
Ale Igriana dostrzegła spojrzenie, które Viviana wymieniła z Merlinem, i mogła je odczytać tak wyraźnie, jak słowa: Dajmy na razie spokój. Dam sobie z nią radę, jak zawsze.
Igriana poczuła, jak jej twarz ściąga się w gniewie. Rzeczywiście, tak zawsze było. Ale tym razem tak nie będzie. Poddałam się jej woli, kiedy byłam dzieckiem i nie umiałam się sprzeciwić. Ale teraz jestem dorosła, jestem kobietą, nie tak łatwo mną kierować, jak tą przestraszoną dziewczynką, którą byłam, kiedy oddała mnie Gorloisowi za żonę. Teraz będę postępować zgodnie z własną wolą, a nie wolą Pani Jeziora.
Służba odprowadziła gości. W swej własnej komnacie Igriana ułożyła Morgianę na łóżku i krzątała się przy niej nerwowo. Myśli zaprzątało jej to, co usłyszała.
Uther Pendragon. Nigdy go nie widziała, ale Gorlois wiele opowiadał o jego męstwie. Był bliskim krewnym, siostrzeńcem Ambrozjusza Aurelianusa, Najwyższego Króla Brytanii. Ale w przeciwieństwie do Ambrozjusza, Uther był Brytem z Brytów, bez domieszki rzymskiej krwi, tak że Kymrowie i Plemiona nie wahali się za nim podążać. Nie ulegało wątpliwości, że pewnego dnia Uther zostanie wybrany Najwyższym Królem. Ambrozjusz nie był już młody, więc ten dzień mógł nie być zbyt odległy.
A ja byłabym królową... O czym ja w ogóle myślę? Czyż zdradziłabym Gorloisa i splamiła własny honor?
Kiedy podniosła znów do twarzy lustro z brązu, zobaczyła w nim odbicie swej siostry stojącej w drzwiach. Viviana zdjęła już bryczesy, w których przyjechała, i ubrała luźną szatę z niefarbowanej wełny; jej długie włosy opadały luźno, miękkie i ciemne jak runo czarnej owcy. Wydała jej się drobna, krucha, postarzała, a jej oczy były oczyma kapłanki zamkniętej w jaskini przed inicjacją, zapatrzone w inny czas, w inny świat... Igriana niecierpliwie odpędziła od siebie te myśl.