Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Po czym dodał półgłosem i jak gdyby do samego siebie: - Tam do licha! Cóż za okazja dla Jego Królewskiej Mości, miałby z tego zucha wybornego...- Pogłoski o moim rozpasaniu były przesadzone...rzy nawiną ci się pod rękę, i pociągnij ich za sobą do Elenii...rekolektanci gromadzili się w kaplicy na Godzinę Świętą przed Najświętszym Sakramentem...swiadkowie bozego milosierdzia- Ostatnim etapem mojego planu jest wylanie mojego miłosierdzia na was wszystkich...Być może uda jej się zbliżyć do nich od tyłu...powietrznodesantowych armii hiszpańskiej...Teren i Talia opuścili izbę, dyskretnie zamykając za sobą drzwi, zostawiając obydwie kobiety same, by w odosobnieniu mogły dać upust wspólnej rozpaczy; jednak...xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxcGothic 2 Noc Kruka, Poradnik Gry-OnLine tylko paladynów...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Jessica z trudem się powstrzymywała i w końcu klapnęła na brzeg, trzymając się za boki i śmiejąc się do rozpuku.
- Powinieneś... powinieneś się zobaczyć - wykrztusiła, czerwona na twarzy.
- Ha ha - odparł.
Zaczął się rozbierać. Wyżął koszulę i rzucił ją na suchą ziemię. Następnie zrobił to samo z szortami.
- Jest świetnie! - zawołał. - Chodź tutaj!
Wahała się przez chwilę, po czym powiedziała sobie w duchu: Co tam, do diabła, i zrzuciwszy ubranie, zanurkowała.
Justin cisnął na brzeg jeden but, następnie drugi, a potem swoją zwiniętą w kulę bieliznę. Wszystko to upadło blisko siebie.
Jessica płynęła, wzburzając wodę mocnymi uderzeniami ramion. Stawek miał zaledwie dziesięć metrów średnicy, a w najgłębszym miejscu skaliste dno było dwa metry pod lustrem krystalicznie czystej wody. W ciemności nie czaiły się żadne paskudne niespodzianki.
Z pewnym zakłopotaniem Justin zauważył, że uderzenia Jessiki były w gruncie rzeczy bardziej męskie niż jego. On poruszał się w wodzie bardziej miękko, niemal elegancko. Aaron potrafił łączyć te oba style i dlatego między innymi był tak znakomitym pływakiem...
Do diabła, dość tego, po co wszystko komplikować. W tej chwili życie było cudowne. Niebo jarzyło się błękitem, a sunące po nim chmury były bardzo białe. Poskręcane drzewa obramowywały pięknie stawek.
- Ścigamy się - powiedziała. - Dziesięć okrążeń.
Westchnął, ale zacisnął zęby. W porządku. Na lądzie był szybszy, jednak w wodzie wszystko mogło się zdarzyć.
Wyłączył umysł i rzuciwszy się do przodu, zaczął młócić wodę ramionami. Skupieni na wysiłku, na walce, oboje zapomnieli o wszystkim oprócz samego współzawodnictwa, i było to coś wspaniałego. Jessica wyprzedziła go, a wzbudzona przez nią fala uderzyła go w twarz. Ochlapał ją w rewanżu, zapomniawszy zupełnie o wyścigu.
Przez chwilę oboje byli całkowicie zadowoleni.
 
Popłynęli jeszcze dwa razy i w ostatniej próbie udało mu sieją pokonać. Nalegała na jeszcze jeden wyścig, ale odmówił. Był kompletnie wyczerpany i z trudem łapał oddech. Wspiął się z wysiłkiem na kamień i spojrzał w dół na nią.
Popatrzyła na niego i roześmiała się, ale nagle wyraz jej oczu uległ zmianie.
- Justin - powiedziała. - Spójrz na swój bok.
Coś przylgnęło do jego żeber, coś, co wyglądało jak grudka plastyku. Było blade, prawie przezroczyste, ale poznaczone siecią żyłek. Gdy na to spojrzał, żyłki zaczęły pulsować i zaczerwieniły się od krwi.
- Jezu - jęknął. - Jeszcze jedna z tych meduzowatych pijawek?
Wyszła z wody.
- Przestań narzekać. Przynajmniej nie są trujące. Chcą tylko trochę krwi. Jesteś dziecinny i niegościnny.
- Ha ha. Może tak tu podejdziesz i pomożesz mi być jeszcze bardziej niegościnnym.
- Do usług - odparła i weszła na brzeg.
Te pijawkopodobne stworzenia były całkowicie nieszkodliwe, przezroczyste i niewiele grubsze od liścia. Stawały się widoczne dopiero wtedy, gdy opiły się krwią. Występowały w wielu rzekach i jeziorach - prawdę powiedziawszy, cały kontynent był bogaty w pasożyty - ale żadne z nich nie przenosiły ameb lub innych bakterii. Po prostu kradły krew.
Jessica podeszła do swojego plecaka, otworzyła go i wyjęła solniczkę. Następnie posypała pijawkę solą.
Justin nie czuł żadnego bólu i wykorzystał ten czas, aby na nią popatrzeć. Do cholery, wolałby, żeby jego umysł zajął się czymś innym. Wydało mu się, że jej twarz się zmieniła albo że nigdy do tej pory tak naprawdę jej się nie przyjrzał.
Podciągnęła kolana i objęła je ramionami.
- Teraz poczekamy chwilę - powiedziała.
Od czasu dzieciństwa wiele razy byli tak blisko siebie. Nagość nie była dla nich niczym nowym ani nadzwyczajnym. Ale teraz...
Teraz krzywizna jej pleców, jej uśmiech, nawet wilgoć jej włosów wydawała się tak zachęcająca, tak...
Zanim dotarło do niego, co właściwie robi, pochylił się i pocałował ją. Przytrzymał ją tak przez chwilę. Otworzyła szeroko oczy, a potem odsunęła się, zaskoczona.
Zmrużyła oczy.
- Co to miało być?
- Ot, przelotna myśl.
- Aha.
Nie był tego pewny, ale wydało mu się, że kąciki jej warg, tych brązowych, wydatnych warg, uniosły się w najlżejszym z uśmiechów.
Panujące między nimi milczenie przeciągało się. Na ciele Justina było kilka czerwonych śladów w miejscu, od którego odpadł pasożyt. Jessica posmarowała je maścią antyseptyczną i czuł się już dobrze. Ale jakoś żadne z nich nie pamiętało o tym, żeby nałożyć z powrotem ubranie.
- Powinieneś lepiej o siebie dbać - powiedziała Jessica. Przesunęła palcem po krawędzi mięśnia jego ramienia, a potem, jakby nagła myśl zakłóciła pierwszą, odwróciła się.
Justin pochylił się i pocałował jej bark. Następnie delikatnie otarł się o niego policzkiem. Jego dzienny zarost sprawił, że odczuła to jak muśnięcie papieru ściernego.
Potem pocałował ją jeszcze raz i odsunął się.
Ich spojrzenia spotkały się i była to jedna z tych chwil, kiedy reszta świata zapada się w nicość, kiedy reszta widoków, dźwięków i zapachów wszechświata zwyczajnie znika. W całym kosmosie nie istniało nic oprócz jej oczu, jej warg, świeżego, słonego smaku jej ust i jej dłoni, delikatnych jak szept, na jego ramionach.
To był wir. Niewinny, lekki, ale hipnotyczny. Pocałunek trwał może ze dwadzieścia sekund; potem oderwała się od niego, a w jej oczach pojawiło się coś, czego nigdy nie widział. Tęsknota, może. I smutek. Pochyliła się i pocałowała go znowu, najpierw delikatnie, a potem gwałtowniej.
Napięcie właśnie zaczęło rosnąć, kiedy oparła mu dłonie na piersiach i zdecydowanie odepchnęła od siebie.
Roześmiała się, wstała, odrzuciła włosy do tyłu i pobiegła w kierunku lasu.
Było to wyzwanie tak stare jak sam czas, tak stare jak to, co istnieje między mężczyzną a kobietą, co jest motorem ludzkiego życia. To nie był taki sobie wyścig. To był Wyścig. A wielką nagrodą miało być...
Zerwał się z kamienia i wbiegł, śmiejąc się, do lasu, splątanego, obwieszonego pnączami lasu, który rósł po tej stronie gór, i stwierdził, że może ją dogonić, a to z trzech przyczyn: po pierwsze, był trochę od niej szybszy, zwłaszcza na krótkich dystansach. Po drugie, ona przecierała szlak. On musiał tylko podążać jej śladem.
Po trzecie i najważniejsze - Jessica chciała, żeby on wygrał.
Stracił ją na moment z oczu i...