Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Może i przesadzone, ale przecież nie wyssane z palca - wycedził przez zaciśnięte gardło. Wróciło wspomnienie, które wywoływało w nim furię. Nie mógł go wyprzeć ze świadomości, choć tak bardzo się starał. - Nie wiem, ile z tych opowieści było zgodnych z prawdą, ale nie mogłem nie uwierzyć w to, co sam widziałem na własne oczy.
Juliet usiadła, odsuwając się na brzeg łóżka. W świetle brzasku jej twarz wydawała się blada i zmizerowana.
- Co... co masz na myśli?
Ross zacisnął dłonie.
- Pamiętasz, jak zatrzymałaś się w hotelu Bianca na Malcie? Ja pamiętam.
Oparł się na łokciu, po czym, zmrużywszy oczy, spojrzał na żonę.
- Co, do diabła, myślałaś, że robiłem? Musiałem za tobą pojechać. Byłaś moją żoną. Sądziłaś, że zakończysz nasze małżeństwo jednym niejasnym liścikiem?
Serce zaczęło mu walić, bo pamięć odsłoniła obrazy z przeszłości, a towarzyszył temu taki sam ból, jak kiedyś. Było późno, kiedy zszedł ze statku w porcie Valetta. Udał się prosto do hotelu Bianca, o którym mówiono, że jest najlepszy na Malcie. Wiedział, że Juliet znajduje się wyspie. Wiedział też, że zajmie mu trochę czasu, zanim ją odnajdzie. Niemniej, kiedy rejestrował się w recepcji hotelu, licząc na łut szczęścia, zapytał, czy jego żona, lady Rossowa Carlisle, już się w nim pojawiła, bo mieli się tu spotkać.
Opisał wygląd Juliet, a twarz recepcjonisty rozjaśniła się uśmiechem. O tak, piękna angielska dama o płomienistych włosach zarejestrowała się już w hotelu. Recepcjonista kazał chłopcu bagażowemu przenieść bagaże Rossa do windy, a do klucza do pokoju dołączył drugi i z uśmieszkiem poinstruował gościa, jak ma dotrzeć do pokoju lady Carlisle - „w razie gdyby angielski milord nie chciał odwlekać spotkania z żoną do rana”.
Było już późno i Ross wiedział, że powinien poczekać, ale nie umiał się pohamować, żeby nie skorzystać z niedyskretnej pomocy recepcjonisty. Pokój Juliet, który się znajdował na drugim piętrze w południowym skrzydle, odnalazł bez kłopotu.
Na myśl, że żona jest tylko kilka kroków od niego, serce biło mu jak oszalałe, jednak zanim zapukał do drzwi, przystanął, żeby się zastanowić. Choć coś mu mówiło, że kiedy tylko na siebie spojrzą, wszystko dobrze się ułoży, z drugiej strony mógł się spodziewać, że Juliet będzie zdumiona i może zmieszana jego nagłym pojawieniem się. Ale i tak wierzył, że szybko zdołają rozwiązać ich problemy, czegokolwiek by one dotyczyły; za bardzo się kochali, żeby nie próbować naprawić małżeństwa.
Kiedy tak stał, niezdecydowany, drzwi do pokoju Juliet otworzyły się niespodziewanie. Pojawił się w nich jakiś mężczyzna. Kiedy wyszedł na korytarz, ktoś od wewnątrz zamknął drzwi i przekręcił klucz. Ross czuł się tak, jakby otrzymał cios w brzuch.
Ubranie mężczyzny było w nieładzie, najwyraźniej wciągał je na siebie w pośpiechu, na jego przystojnej twarzy widniał sprytny uśmieszek zadowolonego kocura. Nawet płomienny napis na ścianie nie przekazałby jaśniej faktów; nieznajomy, który wyszedł właśnie z pokoju Juliet, jeszcze przed chwilą był z nią w łóżku. Na dodatek Ross rozpoznał nieznajomego, co tylko pogorszyło sytuację. Miał przed sobą hrabiego d’Auxerre'a, francuskiego dyplomatę, którego widział kiedyś na jakimś balu w Londynie. Trzydziestolatek, wysoki i jasnowłosy, cieszył się wielkim powodzeniem u pań z towarzystwa.
Hrabia natomiast nie miał zielonego pojęcia, kim jest Ross, ponieważ nigdy nie zostali sobie oficjalnie przedstawieni, a Ross nie był na tyle ważną osobistością, żeby tak dystyngowany obcokrajowiec zwracał na niego uwagę. Po chwili zaskoczenia Francuz dostrzegł w rękach stojącego pod drzwiami mężczyzny ciężki stary klucz i roześmiał się gardłowo.
- Ach, więc ta młoda dama o rudych włosach naprawdę posiada ognisty temperament. Dobrej zabawy, przyjacielu. Ta osóbka warta jest nieprzespanej nocy. - Potem hrabia okrążył uprzejmie Rossa, nieświadom, jak blisko był wtedy śmierci.
Ross stał skamieniały, zlodowaciały, oblany potem. Zaciskał i otwierał dłonie, myśląc przy tym, że jego świat właśnie się skończył.
Ból wbijających się w dłonie paznokci przywrócił go do rzeczywistości; teraźniejszość była prawie tak samo bolesna jak przeszłość.