Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Choć wizyta Polgary, Durnika i Podarka sprawiła mu ogromną przyjemność, troska, nękająca Gariona od czasu rozmowy z Brandem, odebrała mu znaczną część wesołości, z jaką witał zazwyczaj nadejście święta.
Pewnego śnieżnego popołudnia, kilka tygodni później Garion wszedł do królewskich komnat, by zastać tam Polgarę i Ce’Nedrę, siedzące przy ciepłym kominku, sączące herbatę i rozmawiające cicho. W tym momencie ciekawość, która narastała w nim od czasu przybycia gości, dosięgła wreszcie zenitu.
- Ciociu Pol - zaczął.
- Tak, kochanie?
- Jesteś tu już od miesiąca.
- Aż tak długo? Rzeczywiście, czas szybko płynie, jeśli przebywa się w towarzystwie ludzi, których kochamy.
- Pozostaje jeszcze ten maleńki problem - przypomniał jej.
- Tak, Garionie - odparła cierpliwie. - Zdaję sobie z tego sprawę.
- Czy robimy już coś w tej materii?
- Nie - powiedziała łagodnie. - Przynajmniej na razie.
- To ważne, ciociu Pol. Nie chciałbym cię oczywiście popędzać, ale... - urwał bezradnie.
Polgara wstała z krzesła, podeszła do okna i wyjrzała na leżący w dole niewielki ogród. Pokrywała go gruba warstwa śniegu, a para splecionych młodych dębów, które Ce’Nedra zasadziła tam w czasie swych zaręczyn z Garionem, pochyliła się lekko pod ciężarem białych poduch, leżących na gałęziach.
- Jedną z rzeczy, jakich uczysz się w miarę upływu lat, Garionie - oznajmiła, spoglądając z powagą na skryty pod białą pierzyną ogród - jest cierpliwość. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Rozwiązanie waszego problemu nie jest zbyt trudne, po prostu nie nadeszła jeszcze odpowiednia chwila, by się z nim zmierzyć.
- Nic z tego nie rozumiem, ciociu Pol.
- Zatem będziesz musiał mi zaufać, nieprawdaż?
- Oczywiście, że ci ufam, ciociu. Tyle że...
- Tyle że co, kochanie?
- Nic.
Zima powoli dobiegała już końca, gdy kapitan Greldik powrócił wreszcie z południa. Burza uszkodziła poszycie jego statku, który mocno nabierał wody. Ciężko okrążając przylądek wpłynął do portu.
- Już myślałem, że nie ominie nas kąpiel - burknął brodaty Cherek, zeskakując na nabrzeże. - Potrzebuję dobrego miejsca, gdzie mógłbym wyciągnąć moją staruszkę na brzeg. Trzeba ją uszczelnić.
- Większość żeglarzy korzysta z tej zatoczki - odparł Garion, wskazując ręką.
- Nienawidzę zimowych napraw - powiedział gorzko Greldik. - Czy gdzieś tu można się czegoś napić?
- W Cytadeli - zaproponował Garion.
- Dzięki. Och, przywiozłem gościa, którego wezwała Polgara.
- Gościa?
Greldik cofnął się o krok i mrużąc oczy przyjrzał się burcie statku, próbując ustalić położenie kabiny na rufie, po czym podszedł bliżej i kilka razy kopnął poszycie.
- Jesteśmy na miejscu! - ryknął, po czym odwrócił się do Gariona. - Nie cierpię żeglować z kobietami na pokładzie - Nie jestem przesądny, ale czasem naprawdę myślę, że to przynosi pecha - a przy tym zawsze trzeba uważać na maniery.
- Masz na pokładzie kobietę? - spytał ciekawie Garion.
Greldik przytaknął kwaśno.
- Ładniutkie stworzenie, ale spodziewa się szczególnych względów, a kiedy cała załoga wybiera wodę z zęzy, nie ma zbyt wiele czasu na podobne bzdury.
- Witaj, Garionie - dobiegł z góry dźwięczny głos.
- Xera? - Garion ujrzał przed sobą drobną twarzyczkę kuzynki żony. - To naprawdę ty?
- Tak, Garionie - odparła spokojnie rudowłosa driada. Była okutana po czubki uszu w grube, ciepłe futra, a jej oddech tworzył w mroźnym powietrzu małe białe obłoczki. - Przybyłam najszybciej, jak mogłam, gdy tylko dotarło do mnie wezwanie lady Polgary. - Uśmiechnęła się słodko do skrzywionego Greldika. - Kapitanie, czy ktoś z pańskiej załogi mógłby znieść tu moje paki?
- Piach - prychnął Greldik. - Żegluję dwa tysiące mil w najgorszym okresie zimy tylko po to, by przywieźć jedną drobną dziewczynę, dwie baryłki wody i cztery paki piachu.
- Próchnicy, kapitanie - poprawiła skrupulatnie Xera - próchnicy. To pewna różnica.
- Jestem żeglarzem - oznajmił Greldik. - Dla mnie piach to piach.
- Jak pan sobie życzy, kapitanie - odparła z czarującym uśmiechem Xera. - A teraz proszę, niech pan będzie tak kochany i każe zanieść te paki do Cytadeli. Będę też potrzebowała tych beczułek.
Kapitan Greldik wymamrotał coś pod nosem i wydał stosowne rozkazy.
Ce’Nedra z zachwytem przyjęła wieść o przybyciu kuzynki. Rzuciły się sobie w ramiona i natychmiast pobiegły na poszukiwanie Polgary.
- Bardzo się lubią, prawda? - zauważył Durnik. Kowal był odziany w futra, na nogach miał dobrze nasmołowane buty. Wkrótce po przyjeździe, mimo że był właśnie sam środek zimy, Durnik odkrył spore, pełne wirów jeziorko, utworzone przez rzekę, która wypływała z gór i okrążała miasto od północy. Okazując zdumiewające opanowanie kowal przyglądał się otoczonemu obwódką lodu zbiornikowi przez pełne dziesięć minut, zanim wyruszył na poszukiwanie wędki. Teraz, szczęśliwy, spędzał prawie całe dnie sondując za pomocą nawoskowanej linki i jaskrawej przynęty ciemne, spienione wody w pogoni za przyczajonym pod wzburzoną powierzchnią srebrzystopłetwym łososiem. Pewnego dnia w obecności Gariona ciocia Pol o mały włos po raz pierwszy nie zrobiła awantury swemu mężowi, kiedy przechwyciła go w drodze na dwór, pogwizdującego radośnie, z zarzuconą na ramię wędką, podczas gdy na zewnątrz wściekle szalała śnieżyca.
- Co mam z tym wszystkim zrobić? - spytał Greldik, wskazując na sześciu krzepkich żeglarzy, którzy przydźwigali paki i beczułki Xery po długich schodach aż do bram wznoszącej się nad miastem ponurej fortecy.
- Och - odparł Garion - każ im postawić to gdzieś tutaj. - Pokazał kąt przedpokoju, do którego właśnie weszli. - Później dowiem się, po co one naszym paniom.
- Dobra - mruknął Greldik, zacierając ręce. - Zdaje się, że wspominałeś o czymś do picia...
Garion nie miał pojęcia, co knuła jego żona wraz z Polgarą i Xerą. Najczęściej, gdy tylko wchodził do pokoju, ich rozmowy natychmiast cichły. Ku jego zdumieniu cztery paki próchnicy i dwie beczułki czegoś, co wyglądało zupełnie jak woda, ustawiono dość niechlujnie w kącie królewskiej sypialni. Ce’Nedra kategorycznie odmówiła jakichkolwiek wyjaśnień, lecz spojrzenie, jakie mu rzuciła, gdy spytał, czemu te rzeczy muszą koniecznie stać tak blisko ich łoża, było nie tylko zagadkowe, ale i mocno uwodzicielskie.