Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.krótkoterminowi!C :@0B:>A@>G=K9; po|yczka ~0 :@0B:>A@>G=0O AAC40krótkotrwaBo[ 6- Posiedzę tu sobie i poczytam, dopóki nie wrócicie...ORACLE statement...– Jeśli to prawda, to dlaczego mi o tym opowiadasz? Zdradzasz tajemnice swego ojca...Czy naprawdę mógł tego dokonać ze schowka? - Wszędzie mam przełączniki awaryjne! - obwieścił i wczepił dwa pazury w panel nad głową...Na skutek upolitycznienia kultury, sprowadzenia dziaBaD Ko[cioBa do poziomu doraznych interwencji, staB si on mimo woli uczestnikiem gry o adap-38 Tam|e, swszystkie niecierpliwie czatowały w kuchni, pilnując swoich misek...liczb mniejszych od n i zarazem względnie pierwszych z n...A ja mu odpowiedziałem, że każdej nocy spotykam setki podobnych na uliczkach Braavos...Artur prawie się zakrztusił...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


– A zrób, co chcesz! Mnie czynisz powiernikiem jego amorów. Także pomysł!
– Słuchaj!
– Nie chcę słuchać!
– Piotruś... zlituj się nade mną. Jeśli tak będzie dłużej, zabijesz mię, zabijesz mi
duszę!
– Ja nie chcę zabić dla ciebie swojej duszy. Rozumiesz, co mówię? Prosiłem się
Boga o przemienienie w tobie, tam w tym Notre Dame. Modliłem się do Joanny
d’Arc, żeby się przyczyniła za tobą. Ale nic się w tobie nie stało. Dawałem ci książki,
prowadziłem rozmowy. Po nocach się tutaj mocowałem... Cóż ty jesteś? Wystrojona
panna, piękna generałówna. Byliśmy wciąż obcy. Ja szedłem na moją stromą górę, a
ty w dolinę. Nie masz duszy.
– Piotruś, co się z tobą stało? Co się stało? Co teraz mówisz do mnie? Takie słod-
kie, pachnące, czarodziejskie słowa do mnie mówiłeś. Głaskałeś moje włosy, cało-
wałeś w usta, w usta, pamiętasz nasze pocałunki – Piotruś, pamiętasz?... Byłeś mój i
ja byłam twoja. Wszystko ci poświęciłam, co tylko powab stanowiło we mnie. A cze-
go jeszcze chcesz? Ja wszystko zrobię, co tylko rozkażesz! Wszystko oddam, czego
tylko zażądasz! Gotowa jestem być służącą w twoim domu, niańczyć twoje dziecko...
Niech mi tylko wolno będzie być obok ciebie, w drugim pokoju czy w kuchni... Niech
tylko słyszę, że ,ty tam jesteś, żeś przyszedł, mój kochany pan, mój kochaneczek,
moje złote słoneczko... Piotruś, nie mogę zrozumieć...
– Nie zrozumiesz...
– Będę się starała zrozumieć. Dołożę sił! Ja nie jestem zdolna, ale potrafię być
uparta. Jestem inna – to prawda, nie umiem nic a nic, ale się zmuszę. Jeżeli to trzeba
uczyć się czego, będę się uczyć. Jeśli trzeba...
Piotr zwiesił głowę i milczał.
– Dlaczego milczysz, Piotruś – dlaczego? – wyszeptała zrozpaczona, słaniając się
obok niego na kolanach po ziemi.
– Milczę – bo cóż ci mam powiedzieć? Jestem bezsilny głupiec.
– Nie! Jesteś mądry i wzniosły, i szlachetny. Jesteś dostojny rycerz, którego nikt
nie rozumie i nikt zrozumieć nie chce. Jesteś mój nauczyciel i ja jedna pragnę cię zro-
zumieć. Tylko mi powiedz, czego chcesz. Powiedz!
Pochwyciła jego rękę i przycisnęła do ust rozpalonych.
– Kiedy ja nie wiem, co mam powiedzieć... – szeptał. – Jeżeli się teraz nachylę i
zacznę całować twoje prześliczne usta, to zabiję swoją duszę na wieki i podepcę
święty proch mojego ojca.
– Twojego ojca?... – spytała z przerażeniem.
– Mogłabyś być tylko moją kochanką. Duszy mojej nie mogę ci oddać.
Nachylił się niżej i powiedział jej prosto w oczy:
– Nie mogę ci nawet pokazać mojej duszy.
– Dlaczego? – spytała obejmując go skurczonymi palcami jak szponami.
105
– Dlatego, że tak. Tyś się urodziła jako córka rosyjskiego generała i tyle wiesz, ileś
w tym generalskim świecie mogła zobaczyć. A ja się urodziłem między polskimi gro-
bami.
– To są tylko piękne słowa, którymi się wciąż mordujesz i przebijasz.
– Ty nie jesteś niczemu winna, bo jesteś dziecko. Ale w tobie, w dziecku, streszcza
się świat, który cię wydał. Narody się mordowały, zbrodnie pokrywały się zbrodnia-
mi, konali ludzie w kajdanach, a ich śmierć na nic się nie zdała – pomyśl! – marli po
rowach dalekiej drogi, a nic im dotąd nie dało zadośćuczynienia. Marli po to, żebyś ty
mogła być tak wesołą, jak jesteś, jak niedawno z tym Roszowem w ogrodzie. Ja nigdy
nie roześmieję się tak do ciebie, jak ty do Roszowa, a on do ciebie. Ja nie! Ty jesteś
dziecko zbytku, a ja nie mam pieniędzy.
– Możesz je mieć, jeśli tylko zechcesz.
– A właśnie – to jest twoja jedyna odpowiedź na to, com przed chwilą powiedział.
Otóż słuchaj: mogę, ale nie chcę. Nigdy nie zechcę!
– To ja będę z tobą bez pieniędzy – rzekła z prawdomównością najczystszej miło-
ści. – Gdybyś nawet wcale nie awansował, będę z tobą we dwu pokoikach szczęśliwa.
Kupimy sobie ze wszystkiego tylko jedno: ładną lampę... Gdybyś był najprostszym
oficerem przez całe życie!...
– A kiedy ja może wcale nie będę oficerem...
– Tylko czym?
– Niczym.
– Nie rozumiem cię, ale i tak pójdę z tobą.
– Nie byłabyś ze mną szczęśliwa. Umarłabyś bez zbytku jak ryba bez wody. Ty i
pieniądze – to jedno. Bez pieniędzy...
– Chciej mię wypróbować! Każ mi złożyć dowód.
– Nie trzeba, bo ja to już wiem.
– A nasza dziewczynka?
Szarpnął się z miejsca, zacisnął pięści i jęknął:
– O, Boże!
– Cóż ja pocznę teraz?
– Roszow... – wymknęło mu się jadowite słowo.
Popatrzyła na niego zszarzałymi oczyma. Była blada i osłabiona. Usiadła z dala.
Długo nie mogła ruszyć się z miejsca, aż wreszcie przysunęła krzesło do stolika. Ma-
chinalnie, bez wiedzy o tym, co czyni, odsunęła szufladę. Leżały tam książki polskie,
które Piotr ukrywał przed ciekawymi oczyma. Były to poezje, dzieła filozoficzne i
techniczne. Tatiana przerzucała je od niechcenia. Trafiła na tom poezji jednego z
młodych pisarzy, oprawny w grubą, czarną skórę w taki sposób, że między kartkami
były puste stronice białego papieru i na nich poprzyklejane różne utwory, zdania, my-
śli, które Piotra szczególniej zajęły, Tatiana wciąż machinalnie przerzucała kartki i
czytała z mozołem to tu, to tam. W jednym miejscu naklejony był na czystej karcie
wiersz Mickiewicza:
Gdy mię spokojnym zowią dzieci świata,
Burzliwą duszę kryję przed ich okiem,
I obojętna duma jak mgły szata
Wnętrzne pioruny pozłaca obłokiem;
I tylko w nocy, cicho, na Twe łono
Wylewam burzę, we łzy roztopioną.
106
Rzucała oczyma po stronicach, a ręce jej drżeć poczęły. Jęk wyrywał się z piersi.
Krew to występowała na jej policzki, to z nich nagle ginęła. W pewnym momencie