Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Przedstawiciele kultury ludu pucharów lejkowatych wznieśli w Stonehenge prawie kompletny podwójny krąg błękitnych kamieni (które mogły pochodzić z góry...- Prawdziwy Smok się Odrodził - powiedziała Ve­rin prawie do siebie - i tym samym Wzór nie ma już miejsca na fałszywe Smoki...50 Rozdzia³ 4: Konfigurowanie urz¹dzeñ szeregowych urz¹dzeñ tty, gdy¿ dwa procesy prawie na pewno bêd¹ sobie przeszkadza³y...Dziewczyna usiadła wygodnie, zasłuchana w słowa Gillbreta, i była tak blisko Birona, że prawie stykali się kolanami...Minęło prawie półtorej godziny, zanim cokolwiek zaczęło się dziać...Prawie, ale nie do końca...- Prawie na pewno...Hailey PS Tak To ten facet...— Cmentarz...Ogier szalał, po raz pierwszy w historii gatunku czując na grzbiecie ciężar jeźdźca...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Przepraszam bardzo? - wybełkotał.
- Slartibartfost - powtórzył spokojnie stary człowiek. - Slartibartfost?
Stary człowiek spojrzał na niego z powagą. - Mówiłem, że to nieważne - stwierdził. Pojazd mknął
przez noc.

ROZDZIAŁ 23

Rzeczą ważną i powszechnie znaną jest, że nie zawsze wszystko jest tak, jak się wydaje. Na przykład na planecie Ziemia ludzie zawsze uważali, że są bardziej inteligentni od delfinów, ponieważ tyle udało im się osiągnąć - koło, Nowy Jork, wojny i tak dalej a wszystko, co kiedykolwiek osiągnęły delfiny, to beztroskie moczenie się w wodzie. I na odwrót, delfiny zawsze uważały, że są znacznie bardziej inteligentne niż ludzie - z dokładnie tych samych powodów.
Ciekawy jest fakt, iż delfiny od dawna wiedziały o nadciągającej zagładzie planety Ziemia i próbowały różnymi sposobami ostrzec ludzkość o grożącym jej niebezpieczeństwie. Jednakże większość ich prób porozumienia została błędnie zinterpretowana jako zabawne usiłowanie podrzucania piłek futbolowych czy gwizdania, żeby dostać jakiś smaczny kąsek, więc ostatecznie poddały się i opuściły Ziemię sobie tylko znanym sposobem na krótko przed przybyciem Vogonów.
Ostatnia wiadomość delfinów została zinterpretowana jako zadziwiająco wyrafinowana próba wykona nia podwójnego salta do tyłu poprzez obręcz podczas gwizdania "Gwiaździstego Sztandaru", podczas gdy prawdziwa wiadomość brzmiała: Na razie i dzięki za wszystkie ryby.
W rzeczywistości na całej planecie żył tylko jeden gatunek bardziej inteligentny niż delfiny, a jego przedstawiciele spędzali wiele czasu w laboratoriach behawiorystów, biegając po labiryntach i przeprowadzając przerażająco eleganckie i subtelne eksperymenty na ludziach. Fakt, iż również tym razem ludzie całkowicie błędnie zinterpretowali ich wzajemny stosunek, był całkowicie po myśli owych stworzeń.

ROZDZIAŁ 24

Pojazd mknął cicho poprzez zimną ciemność pojedyncze, słabe światełko, zupełnie samotne pośród głębokiej, magratheańskiej nocy. Towarzysz Artura wydawał się całkowicie zatopiony we własnych myślach, a gdy Artur próbował kilkakrotnie nawiązać z nim rozmowę, tamten pytał po prostu, czy jest mu wystarczająco wygodnie i milkł znowu.
Artur próbował ocenić prędkość, z jaką się poruszali, ale ciemność była absolutna i nie było żadnych punktów orientacyjnych. Wrażenie ruchu było tak nieznaczne i delikatne, iż byłby w stanie uwierzyć, że nie poruszają się prawie wcale.
Nagle daleko przed nimi pojawił się mały punkcik światła i w przeciągu kilku sekund powiększył się tak znacznie, że Artur zdał sobie sprawę, iż zbliżają się do niego z ogromną prędkością. Próbował
rozpoznać, jaki to może być pojazd. Wpatrywał się w niego, ale nie mógł dostrzec żadnego wyraźnego kształtu, toteż aż podskoczył ze strachu, gdy nagle ich pojazd obniżył ostro lot i wziął kurs dokładnie na zderzenie. Względna prędkość pojazdów wydawała się niewiarygodna
i Artur zaledwie zdążył wciągnąć powietrze, gdy było już po wszystkim. Następną rzeczą, która do niego dotarła, był widok wściekłej, rozmazanej, srebrzystej poświaty, która zdawała się go otaczać.
Gwałtownie odwrócił głowę do tyłu i ujrzał mały, czarny, szybko kurczący się punkt. Potrwało kilka sekund, zanim zrozumiał, co się stało.
Zanurkowali w podziemny tunel. Przerażająca prędkość była ich własną prędkością w stosunku do światła, które było nieruchomą dziurą w ziemi, wylotem tunelu. Wściekła, srebrzysta poświata była kolistą ścianą tunelu, w którym pędzili z prędkością najprawdopodobniej kilkuset mil na godzinę.
Artur przerażony zamknął oczy.
Po upływie czasu, którego nawet nie próbował oceniać, wyczuł że ich prędkość odrobinę zmalała.
Kilka chwil później zdał sobie sprawę, że stopniowo wytracają prędkość, aby za moment łagodnie się zatrzymać.
Znowu otworzył oczy. Wciąż znajdowali się w srebrnym tunelu, klucząc i lawirując w czymś, co wydawało się chaotyczną plątaniną zbiegających się korytarzy. Ostatecznie zatrzymali się w niedużej stalowej sali, która była punktem końcowym także kilku innych tuneli. Na drugim końcu sali Artur zobaczył duży krąg przyćmionego, denerwującego światła. Było ono denerwujące, ponieważ płatało figle oczom - nie można było skoncentrować na nim wzroku ani ocenić, jak daleko czy jak blisko się znajduje. Artur domyślił się (całkowicie błędnie), że jest to ultrafiolet.
Slartibartfost odwrócił się i spojrzał na niego swoimi poważnymi, starymi oczami.

- Ziemianinie - powiedział. - Jesteśmy teraz głęboko w sercu Magrathei.
- Skąd wiesz, że jestem Ziemianinem? - zapytał zaskoc2ony Artur.
- Wkrótce wszystko stanie się dla ciebie jasne --odpowiedział łagodnie stary człowiek. - A przynajmniej
- dorzucił z lekkim powątpiewaniem w głosie - jaśniejsze niż w tej chwili. Powinienem cię ostrzec -
ciągnął dalej - że sala, w której za chwilę się znajdziemy, nie istnieje dosłownie we wnętrzu naszej planety. Jest na to odrobinę za... duża. Za chwilę przejdziemy przez bramę do ogromnego obszaru hiperprzestrzeni. Może to być dosyć nieprzyjemne.
Artur wydał z siebie dźwięki pełne niepokoju. Slartibartfost dotknął guzika i dodał nie całkiem uspokajająco:
- Na samą myśl o tym włosy stają mi dęba. Trzymaj się mocno!
Pojazd wystrzelił naprzód, prosto w krąg światła, i Artur zyskał znienacka całkiem jasne wyobrażenie tego, jak wygląda nieskończoność.
W rzeczywistości nie była to nieskończoność. Nieskończoność wygląda płasko i nieciekawie.
Patrzenie nocą na niebo to patrzenie w nieskończoność - odległość jest niepojęta i dlatego nie ma znaczenia. Sala, w której znalazł się pojazd, w żadnym razie nie była nieskończona, była jedynie bardzo, bardzo, bardzo duża - tak duża, że dawała wrażenie nieskończoności znacznie lepiej niż sama nieskończoność.
Zmysły Artura podskoczyły i zawirowały, gdy poruszając się z ogromną prędkością, jaką rozwijał
pojazd,
wspinali się powoli przez otwartą przestrzeń, pozostawiając za sobą bramę, przez którą przeszli, jako niewidoczny łebek od szpilki na lśniącej ścianie za nimi.