Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.$dzien = $dataiczas["mday"]; $godziny = $dataiczas["hours"]; $minuty = $dataiczas["minutes"]; $sekundy = $dataiczas["seconds"]; ?>...Korzyci natury zdrowotnej i pedagogicznej wynikajce z powikszenia godzin zaj WF i sportu oraz intensyfikacji tych zaj, gwnie przez prowadzenie ich na wieym...wariant prby zegara polega na tym, e choremu daje si model tarczy zegarowej z ruchowymi wskazwkami (bez zaznaczonych cyfr), proszc, aby ustawi wskazwki na godzin,...- I co?- Telefonistki pracowały tam po 48 godzin, więc zakładały sobie takie pasy-piterki na brzuchy, kładły się spać, ale ktoś wciąż wykradał im kasę...Tym sposobem podejście na wysokość sześciuset metrów zajęło nam ponad cztery godziny, a wątpię aby przebyty dystans na mapie wyniósł więcej niż trzy...Dwie godziny przed świtem najdalej wysunięte placówki dały znać do ostrokołu, iż biali zbójcy schodzą do swojej łodzi...Już po kilku godzinach okazało się, że jedynym graczem miej­scowym, który wyraził chęć ubiegania się o nagrodę, był Hodża Nasreddin...wnętrznych zdarzeń w szarpaninę tęsknoty tak natarczywej, że godziny pod jej wpły- wem stawały się wieloletnimi okresami, a całe dnie były ponure,...  Czasem jednak, a szczególnie podczas sennych, ciągnących się niezmiernie wolno godzin około południa, niewiele było do oglądania...Po kilku godzinach świetlista kula zmętniała, rzucany przez nią krąg światła zmalał, zmroczniał, rozmazał się...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Tym razem do ataku przystąpił Jervis — twardziel. Wszedł do pokoiku, machnął gwałtownie ręką w stronę mundurowego, który wykonał posłusznie rozkaz i natychmiast zniknął, zasiadł po drugiej stronie stołu i dłuższy czas przyglądał mi się w milczeniu. Zignorowałem go, nawet na niego nie spojrzałem i to on przerwał ciszę.
— Byłeś tu już przedtem, Rearden, co nie?
— Nigdy w życiu tu nie byłem.
— Ty wiesz, co mam na myśli. Siedziałeś już na twardych, drewnianych krzesłach z policjantem po drugiej stronie stołu, siedziałeś wiele, wiele razy. To ćwiczenie przerobiłeś już aż za dobrze, jesteś zawodowcem. Z innym facetem mógłbym się może bawić w kotka i myszkę, mógłbym może zastosować parę chwytów z psychologii, ale nie z tobą, co nie? Bo z tobą nie zdałoby to egzaminu. Więc nie będę tego robił. Nie będę się z tobą bawił ani w taktowne gadki, ani w psychologię. Ja cię po prostu rozgniotę, Rearden. Rozgniotę cię jak łupinę orzecha.
— Lepiej niech pan nie zapomina o prawach z Kodeksu Postępowania Sędziowskiego.
Wybuchnął ostrym, urywanym śmiechem.
— Sam widzisz! Uczciwy człowiek nie odróżniłby praw z Kodeksu od Prawa Parkinsona! Ale ty tak, ty odróżniasz! Już jesteś lewy, już masz u mnie krzywo, Rearden!
— Jeśli pan skończył już mnie znieważać, to sobie pójdę — powiedziałem.
— Pójdziesz, kiedy ci pozwolę —rzucił ostro. Wyszczerzyłem w uśmiechu zęby.
— Przedtem lepiej spytaj o pozwolenie Brunskilla, synku.
— Gdzie brylanty?
— Jakie brylanty?
— Słuchaj, Rearden, z listonoszem jest kiepsko. Za mocno go stuknąłeś i są szansę, że się z tego nie wygrzebie. I co się wtedy z tobą stanie? — Nachylił się nad stołem. — Wsadzą cię do pierdla na tak długo, że będziesz się potykał o własną brodę.
Trzeba przyznać, że robił, co mógł, ale kiepsko oszukiwał, bo przecież żaden umierający listonosz nie wywaliłby okna w biurze Kiddykar Toys. Siedziałem więc bez słowa i patrzyłem mu prosto w oczy.
— Cienko będziesz prządł, jeśli te brylanty się nie znajdą. — Postanowił mnie teraz uświadamiać. — Może gdyby się ciebie łaskawszy.
— Jakie brylanty?
znalazły, sędzia mógłby okazać się dla I tak się to ciągnęło przez dobre pół godziny. Wreszcie zmęczył się i poszedł sobie. Wrócił za to mundurowy; zajął dawne stanowisko przy drzwiach.
Odwróciłem się i spojrzałem na niego.
— Nie robią się panu odciski? Czy ta praca nie obciąża zanadto stóp? Popatrzył na mnie oczyma bez wyrazu, z absolutnie pustą twarzą. I nie odezwał się słowem.
Teraz nadszedł czas, by wytoczyć działo największego kalibru. Na scenę wkroczył Brunskill, niosąc z sobą teczkę wypchaną papierami. Położył ją na stole.
— Przykro mi, że musiał pan czekać tyle czasu, panie Rearden.
— Aha, nie dałbym za to złamanego centa — odparłem. Obdarzył mnie litościwym, choć pełnym zrozumienia uśmiechem.
— Wszyscy wykonujemy jakieś zadania. Niektóre z nich są paskudniejsze od innych. Niech mnie pan nie gani, że robię, co do mnie należy. — Otworzył teczkę.
— Jak widzę, i pan ma swoje osiągnięcia, panie Rearden. Interpol zgromadził grube dossier na pana temat.
— Wyrok dostałem tylko raz — odrzekłem. — Cała reszta nie została udowodniona i nie może być wykorzystana przeciwko mnie. Pomówienia różnych ludzi to nie dowody winy, to dowody, które nie dowodzą niczego. — Uśmiechnąłem się, wskazując teczkę z dokumentami i zacytowałem: — „To, co zeznał policjant, nie zostało udowodnione”, zgadza się?
— Dokładnie — stwierdził Brunskill. — Udowodnione czy nie, nadal jest bardzo interesujące. — Wpatrywał się w papierzyska dłuższy czas, po czym powiedział: — Dlaczego miał pan jutro lecieć do Szwajcarii?
— Jestem turystą — odrzekłem. — Nigdy tam jeszcze nie byłem.
— W Anglii też jest pan pierwszy raz, zgadza się?
— Dobrze pan o tym wie. No dobra, wystarczy. Chcę się widzieć z adwokatem.
Spojrzał na mnie.
— Proponowałbym obrońcę. Ma pan kogoś konkretnego na myśli?