Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Barles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...W istocie otrzymujemy wynik, ktry ma nieoczekiwanie interesujce konsekwencje: pierwsze teorie - to znaczy pierwsze prbne rozwizania problemw - i pierwsze problemy...Ingtar, lord Ingtar z Dynastii Shinowa (IHNG-tahr, shih­NOH-wah): Wojownik rodem z Shienaru, poznany w Fal Dara...— On tam jest, łap go! — krzyknął Wilhelm i rzuci­liśmy się w tamtą stronę, mój mistrz szybciej, ja wolniej, gdyż niosłem kaganek...Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...– Inżynierowie Eesyana stworzyli podwójną bramę – torus, który w jednym kierunku funkcjonował jako wejście, a w odwrotnym jako wyjście...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Na dworze bucharskiego władcy znajdowali się wy­borni szachiści, znacznie lepsi od Hodży. Lepsi, ale nie odważniejsi. Doskonale pojmował to przemyślny emir Buchary. Zbyt wielka sława poprzedziła przybycie cudzoziemskich mistrzów, aby ktokolwiek poza Nasreddinem chciał ryzykować podjęcie nierównej z nimi walki. Przegrana mogła się bowiem okazać począt­kiem niełaski w oczach władcy. Prawda, wielu jest na świecie ta­kich, co dla interesu w ogon osła całują. Znacznie jednak trud­niej o nierozważnego śmiałka, który dla wątpliwej nagrody zaryzykuje utratę własnego czerepu.
Emir całkowicie przeświadczony o nieuchronnej porażce mędrca wpadł w wyśmienity nastrój. Żartował bez ustanku z wielkie­go wezyra i resztek jego brody, która nie chciała mu odrosnąć, mimo że zgodnie z zaleceniami nadwornego astrologa dostojnik okładał ją na noc wysuszonym wielbłądzim nawozem starannie zmieszanym z najprzedniejszym tygrysim smalcem, sprowadza­nym za ciężkie pieniądze aż z gór Pamiru. Władca dowcipkował, śmiał się i... czekał.
Dopiero kiedy w komnacie zebrali się już wszyscy dostojnicy pałacowi i wielmoże sproszeni z całej Buchary, emir, który chciał, aby kompromitacja Hodży Nasreddina nastąpiła wobec wielu świadków, zagadnął mędrca:
- Mam nadzieję, że nie cofniesz się teraz, Hodżo? Nie masz chyba zamiaru odstąpić od rozegrania pojedynków szachowych z przeciwnikami, przybyłymi specjalnie w tym celu do Buchary zza siedmiu pustyń?
- A czegóż to miałbym obawiać się, o sprawiedliwy? - od­parł Nasreddin pytaniem na pytanie. - Z chęcią rozruszam mózg gnuśniejący.
Władca spojrzał na mędrca ubawiony.
- I mniemasz, Hodżo, że uda ci się zwycięsko ukończyć starcia z mistrzami?
- Nadzieja jest kapitałem życia, panie,
- Doskonale, doskonale - zamruczał emir ukontentowany, po czym głośno objaśnił: - Grać więc będziecie w trójkę o ten oto komplet szachowy, w którym jaśniejsze figurynki najzręczniejszy złotnik Buchary, usto Chałbadaj, wykuł ze srebra, zaś ciemniejsze ze szczerego złota. Także płyta do gry sporządzona jest ze szlachetnego drewna i kamieni. Trud zawodów nie może bowiem pozostać bez należytej nagrody. Zapłata nie najgorsza, ale nie gorsi też i przeciwnicy. Słyszeliście, co mówiłem przed chwilą? Z daleka kazałem sprowadzić dwóch wielkich mistrzów gry szachowej, aby uświetnić dzisiejsze zawody. Przezacny Selim el Karim przybył na moje wezwanie z Bagdadu, natomiast Muchammad ibn Abdullach jest nadwornym szachistą wielkiego kalifa w Egipcie i nauczycielem jego najstarszych synów. Mniemam, o szlachetni, że potykanie się o zwycięstwo z przeciwnikami tej miary każdy z mieszkańców bucharskiego emiratu powinien uwa­lać za wielki dla siebie zaszczyt,
Słuchający nabożnie pochylili głowy w niemym potwierdzeniu słów monarszych. Tymczasem do Nasreddina przysunęli się nie­postrzeżenie dwaj słudzy emirowi i szeptem poczęli namawiać mędrca:
- Hodżo-aka, nie graj z cudzoziemcami. Zbyt ludzie cię miłu­ją, abyś ryzykował dobre imię człowieka myślącego dla sprawy niewartej nawet oślego ogona. Z tymi dwoma przecież nie wy­grasz, to wielcy mistrzowie. Zarówno Pers, jak i Arab całe życie spędzili przy desce z szachownicą, długie lata przetrawili na stu­diowaniu tajników szachowych posunięć. Nierówne są wasze siły, o afandi.
- Pamiętaj, afandi, samo szczęście nie wystarczy do pokona­nia dwóch mistrzów cudzoziemskich, którzy w szachy grają od kołyski.
- Gdy człowiekowi szczęście nie sprzyja, złamie ząb choćby na zupie - odpowiedział Hodża Nasreddin i uśmiechnął się ser­decznie. - A cóż ja tutaj ryzykuję? Pieniędzy nie przegram, bo ich nie posiadam. Sławy nie utracę, bo kto kiedy słyszał o Hodży szachiście? A zresztą, nie przypuszczam, aby szczęście miało mnie dzisiaj odstąpić. Spędźcie przeto troskę z głów waszych, przyja­ciele. Zaprzestańcie się trapić, bo obiecuję, że wygram, jak nie z obydwoma, to przynajmniej z jednym. Nie obawiam się walki, w której nie szabla, lecz rozum zadaje uderzenia. Wierzcie mi, przyjaciele, zawsze dźwigałem pod tiubietiejką wiele szacunku dla mistrzów, nigdy zaś nie piastowałem tam przesadnej bojaźni.
Emir klasnął w dłonie. Zabrzmiały skoczne dźwięki piszczałek i tamburów, zawarczała dojra pod palcami nadwornego muzyka, Aksamitne kotary rozchyliły się na dwie strony, aby przepuścić cudzoziemców. Pierwszy wkroczył, wysoko zadzierając głowę, Pers Selim. Maleńki człowieczek, łysy jak kolano, obleczony W białą togę uczonego spiętą złotą broszą - konikiem szacho­wym. Tuż za nim postępował nadęty Arab Muchammad z siwą, długą na dwa arszyny brodą, w zawoju przybranym bogatym klej­notem o kształcie słoniowej wieży.