Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Skakał, stawał dęba i rżał, usiłując strącić intruza na ziemię. Pozostałe zwierzęta, szykujące się już do ataku, zawahały się i patrzyły ze zgrozą na szaleńcze wysiłki przewodnika. Oniemiali Mandorallen i Barak ściągnęli wodze, patrząc, jak Hettar pędzi dookoła pośród zamieci. Wreszcie Algar z posępną miną sięgnął do lewej łydki i wyrwał z buta długi, szeroki nóż. Znał konie i wiedział, gdzie uderzyć.
Pierwszy cios był śmiertelny. Zdeptany śnieg poczerwieniał, ogier po raz ostatni stanął dęba i zarżał. Krew pociekła mu z pyska. Potem opadł na drżące nogi, kolana ugięły się pod nim i runął na bok. Hettar zeskoczył bezpiecznie.
Stado hrulgin zawróciło i ze skowytem umknęło w śnieżycę.
Hettar z posępną miną wytarł śniegiem nóż i schował go do pochwy. Na moment położył dłoń na szyi martwego zwierzęcia, po czym rozejrzał się, szukając szabli, odrzuconej w szaleńczym skoku na grzbiet bestii.
Kiedy trzej wojownicy powrócili pod osłonę drzew, Mandorallen i Barak spoglądali na Hettara z głębokim respektem.
— To straszne, że sÄ… szalone — oÅ›wiadczyÅ‚ zadumany Algar. — ByÅ‚ taki moment... tylko moment... kiedy niemal do niego dotarÅ‚em i jechaliÅ›my razem. Potem wróciÅ‚ obÅ‚Ä™d i musiaÅ‚em go zabić. Gdyby udaÅ‚o siÄ™ je ujeździć... — UrwaÅ‚ i potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. — ZresztÄ…...
— Nie jeździÅ‚byÅ› chyba na czymÅ› takim? — spytaÅ‚ z niedowierzaniem Durnik.
— Nigdy nie miaÅ‚em pod sobÄ… takiego zwierzÄ™cia — odparÅ‚ cicho Hettar. — Chyba nigdy nie zapomnÄ™, jakie to uczucie.
Odszedł na bok i stał nieruchomo, zapatrzony w wirujące płatki śniegu.
Rozbili obóz pod osłoną sosen. Rankiem wiatr przycichł, choć śnieg wciąż padał gęsto, gdy ruszali w dalszą drogę. Sięgał już do kolan i konie męczyły się szybko.
Przekroczyli kolejny grzbiet i zjechali w dół, do następnej doliny. Silk rozglądał się z krytyczną miną.
— JeÅ›li wciąż bÄ™dzie padać, Belgaracie, caÅ‚kiem ugrzęźniemy — stwierdziÅ‚ ponuro. — ZwÅ‚aszcza że musimy ciÄ…gle siÄ™ wspinać.
— Teraz już nie — uspokoiÅ‚ go starzec. — Od tego miejsca pojedziemy dolinami. ProwadzÄ… do samego Prolgu, wiÄ™c możemy omijać szczyty.
— Belgaracie — rzuciÅ‚ przez ramiÄ™ Barak, który jechaÅ‚ na czele. — Tu sÄ… jakieÅ› Å›wieże Å›lady.
Wskazał linię odcisków stóp, biegnącą w poprzek ich ścieżki.
Starzec wyjechał naprzód i uważnie zbadał ślady.
— Algrothy — rzuciÅ‚ krótko. — Lepiej miejmy oczy otwarte.
Ostrożnie zjechali do doliny. Tu Mandorallen przystanął na chwilę, by wyciąć sobie nową kopię.
— Nie dowierzaÅ‚bym broni, która ciÄ…gle siÄ™ Å‚amie — wyznaÅ‚ Barak, gdy rycerz wróciÅ‚ na siodÅ‚o.
Mandorallen wzruszył ramionami, aż zaskrzypiała zbroja.
— Zawsze sÄ… jakieÅ› drzewa w pobliżu — stwierdziÅ‚.
Wśród sosen porastających dno doliny Garion usłyszał znajome szczekanie.
— Dziadku! — zawoÅ‚aÅ‚.
— SÅ‚yszaÅ‚em — odpowiedziaÅ‚ Belgarath.
— Jak sÄ…dzisz, ile ich jest? — spytaÅ‚ Silk.
— KoÅ‚o dziesiÄ™ciu.
— Osiem — poprawiÅ‚a ciocia Pol.
— JeÅ›li osiem ich tylko, czy ważą siÄ™ zaatakować? — zapytaÅ‚ Mandorallen. — Te w Arendii odwagÄ™ z liczby swej czerpaÅ‚y.
— MyÅ›lÄ™, że majÄ… w tej dolinie legowisko — odparÅ‚ starzec. — Każde zwierzÄ™ broni swojego domu. Ich atak jest prawie pewny.
— Musimy zatem je odszukać — stwierdziÅ‚ pewnie rycerz. — Lepiej zniszczyć je zaraz w polu, jakie sami wybrać zechcemy, niż zaskoczonym być ich puÅ‚apkÄ….
— Wraca do dawnych naÅ‚ogów — zauważyÅ‚ kwaÅ›no Barak, zwracajÄ…c siÄ™ do Hettara.
— Ale tym razem chyba ma racjÄ™ — stwierdziÅ‚ Algar.
— PiÅ‚eÅ› coÅ›, Hettarze? — spytaÅ‚ podejrzliwie Barak.
— Chodźmy, panowie! — zawoÅ‚aÅ‚ wesoÅ‚o Mandorallen. — Rozbijmy te bestie, abyÅ›my bez przeszkód mogli drogÄ™ swÄ… kontynuować.
I brnąc przez śnieg ruszył na poszukiwanie algrothów.
— Jedziesz, Baraku? — Hettar wyciÄ…gnÄ…Å‚ szablÄ™.
Barak westchnÄ…Å‚.
— Chyba tak — odpowiedziaÅ‚ żaÅ‚osnym tonem. SpojrzaÅ‚ na Belgaratha. — To nie powinno potrwać zbyt dÅ‚ugo. SpróbujÄ™ chronić moich krwiożerczych przyjaciół przed kÅ‚opotami.
Hettar roześmiał się.
— Robisz siÄ™ jeszcze gorszy od niego — zarzuciÅ‚ mu Barak, gdy obaj galopowali Å›ladem Mandorallena.