Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Dzem - List do m (pf)* * * * * * * *D¿em - List do M* * * * * * * *Mamo, pisze do ciebie wiersz,Moze ostatni, na pewno pierwszy...\par le\'bfy stwierdzi\'e6 dla pierwszych nier\'f3wnie wi\'eacej rozwojo-\par wych mo\'bfliwo\'9cci, ich los jest wprost uprzywilejowany...¿# Polon¿u orc#¿natus est, et ob¿¿t DCCCCLXXXIll1 (Rokuskiego 968 zosta³ ordynowany Jordan, pierwszy biskup wsce; zmar³ on w roku 984)Rocznik...Przez pierwsze sto metrów Moon taÅ„czyÅ‚a jak boja na fali, skupiaÅ‚a caÅ‚Ä… swÄ… uwagÄ™ na bronieniu siÄ™ przed zadeptaniem, potem Å›cisk zaczÄ…Å‚ siÄ™ rozrzedzać...Pokój! Dalsza sÅ‚użba w dyplomacji i policji! Lecz czyż nie jest to zmarnowanie dwóch trzecich armii? Po pierwsze, dla nikogo nie byÅ‚o tajnym, że wÅ›ród wojska,...Tymczasem przez bagno przetoczyÅ‚y siÄ™ dwa kolejne szturmy, oba zakoÅ„czone takÄ… samÄ… klÄ™skÄ… jak pierwszy – Irlandczycy nie tylko zatrzymywali natarcie...mocno upolityczniony, co sprawia, że wiele obszarów badawczych nauk spoÅ‚ecznych, które na pierwszy rzut oka majÄ… „neutralny", apolityczny charakter, mogÄ…...Na widok pierwszego trolloka poleciaÅ‚o jakieÅ› dwadzieÅ›cia strzaÅ‚, najdalsza spadÅ‚a sto kroków przed szeregiem atakujÄ…­cych bestii...- Ale - przerwaÅ‚ mu Michael - zrozumieliÅ›cie, że Adam bÄ™dzie pierwszÄ… ofiarÄ…, jeżeli oprócz tych dwóch Å›ledzi go jeszcze jakiÅ› inny gestapowiec, i że nigdy nie...Co siÄ™ budowy komedyi tyczy, wytknąć siÄ™ musi nieproporcyalność trzech aktów, z których pierwszy, najlepszy w sztuce, jest niemożliwie dÅ‚ugi, tak samo jak akt...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Zstąpiwszy z ganku oglądał wszystko: rozebrane płoty,
ogród, który chwastem zarastał, ślady końskich postojów wokoło dworu, spalone budynki
gospodarskie, co w postaci okopconych słupów sterczały wśród zielem. Zajrzał do pustej
stajni, do pustych obór, pustych dołów kartoflanych. Przypatrywał się polom niezoranym i
niezasianym – i caÅ‚ej pustce, która te miejsca osiadÅ‚a.
Stał tak na gumnie, z uwagą rozglądając się wokoło. Po czym wrócił do mieszkania. Ale
znalazłszy się tutaj, gwałtownie zaniemógł. W złym stanie przeniesiono go na łóżko. Pani
Rudecka poleciła Szczepanowi, żeby za jaką bądź cenę wynajął na wsi lub u Żydów parę koni
i sprowadził z sąsiedniego miasteczka znanego felczera, który miał wielką w całej okolicy
sławę i praktykę. Nad wieczorem felczer, starozakonny, w podeszłym wieku człowiek,
64
przyjechał. Oglądając dziedzica Niezdołów, badał stan rzeczy, cmokał ustami. Zalecił spokój
i przepisał rozmaite środki zaradcze. Na gorące prośby panny Salomei obejrzał również
powstaÅ„ca – co uczyniÅ‚ w wielkim strachu i jeszcze wiÄ™kszym sekrecie. ZnalazÅ‚ ciężkÄ…,
niebezpieczną chorobę. Nie chciał wymienić jej nazwy. Zabronił rozmawiać z
nieszczęśliwym ksiÄ™ciem, zbliżać siÄ™ do niego – przestrzegaÅ‚ przed jakimkolwiek jego
wzruszeniem, otwarcie mówiąc, że może go ono zabić. Wreszcie mądrze i tajemniczo
przewracając oczy oświadczył, że jak Pan Bóg da, to obadwaj chorzy mogą jeszcze powrócić
do zdrowia. On sam niewiele tu może poradzić. Z tym odjechał.
Pan Rudecki nie przeżył widoku, który nań czekał w Niezdołach. Po trzech dniach
zakończył życie. Pogrzeb jego był prosty i ubogi, odpowiedni do tego czasu i warunków.
Gromada wiejska nie stawiła się. Tylko paru starszych włościan zajrzało do dworu popatrzeć
na dziedzica, jakby z ciekawości, czy naprawdę umarł. Trumnę zbił wiejski majster, który
zaopatrywał w to ostatnie schronienie sąsiadów wioskowych.
Gdy zwłoki pana Rudeckiego wywieziono na cmentarz parafialny i pochowano, w domu
niezdolskim nastały czasy jeszcze smutniejsze. Lały się nocne łzy wdowy i matki osierociałej.
SplÄ…taÅ‚y siÄ™ teraz w jedno: niechęć do życia i potrzeba tego życia dla dzieci pozostaÅ‚ych –
wstręt do jakiegokolwiek czynu i konieczność zabiegliwej czynności. Znowu szły koleją
rewizje żołnierskie i postoje rozbitków powstańczych.
Obok tego wszystkiego w głuchej pustyni żalu przewijało się wiekuiste złudzenie
wędrówek Dominikowego cienia, który zdawał się ze wszystkiego natrząsać. Wdowa słyszała
wciąż jego kroki, trzaskanie drzwiami, jego śmiech w pustym, dalekim pokoju, za dziesiątymi
drzwiami... Zdawało się jej, że tamten wciąż chichoce z radości, iż się tak wszystko zepsuło w
tym dziedzictwie, w tym domu, w tym szczęściu. Jego mÄ™ka, nuda życia i dzika Å›mierć –
wzięły odwet. Chadzał tedy nocami po pustym dworze, przesuwał się obok sprzętów, zaglądał
przez szpary uchylonych drzwi, czatował za szafami... Przypatrywał się wszystkiemu i
chichotaÅ‚ do rozpuku – zÅ‚y cieÅ„ niezdolskiego dworu.
65
13
Nadszedł już piękny miesiąc maj, a Józef Odrowąż nie powrócił jeszcze do zdrowia.
Wiosenna zieloność okryła rany poszarpanej ziemi. Pióra, liście, szypułki, pokrętne badyle i
wielorakie odmiany barw osłoniły rany ziemi i zalecały się oczom ludzkim. Podobnie jak
wsysały w siebie wilgoć i zgniliznę, tak samo barwami, kształtem i nieskończoną potęgą
swego rozrostu chciały wessać w siebie cierpienie dusz, zniszczyć pamięć o tym, co już padło
i umarÅ‚o. Na dobro nowego życia rosÅ‚o i bujaÅ‚o wszystko – na stratÄ™ Å›mierci. SÅ‚owik Å›piewaÅ‚
nocami nad wodą, w sąsiedztwie wzgórka, pod którym Hubert Olbromski znalazł schronienie.
We dworze niezdolskim inne cokolwiek zaczęło się życie. Pani Rudecka jęła godzić i
przyjmować służbę, parobków, skupować inwentarz, zaprowadzać ład, pracę i rygor w
gospodarstwie. Myślała już o odbudowaniu stodół, obór i spichlerza. Gotowano obiady i
wieczerze. Szczepan stał znowu przy patelni, rondlach i saganach. Miał do dyspozycji
popychadło, brudne dziewczysko, szturmaka od szorowania statków i skubania kurcząt.