Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zstąpiwszy z ganku oglądał wszystko: rozebrane płoty,
ogród, który chwastem zarastał, ślady końskich postojów wokoło dworu, spalone budynki
gospodarskie, co w postaci okopconych słupów sterczały wśród zielem. Zajrzał do pustej
stajni, do pustych obór, pustych dołów kartoflanych. Przypatrywał się polom niezoranym i
niezasianym – i caÅ‚ej pustce, która te miejsca osiadÅ‚a.
Stał tak na gumnie, z uwagą rozglądając się wokoło. Po czym wrócił do mieszkania. Ale
znalazłszy się tutaj, gwałtownie zaniemógł. W złym stanie przeniesiono go na łóżko. Pani
Rudecka poleciła Szczepanowi, żeby za jaką bądź cenę wynajął na wsi lub u Żydów parę koni
i sprowadził z sąsiedniego miasteczka znanego felczera, który miał wielką w całej okolicy
sławę i praktykę. Nad wieczorem felczer, starozakonny, w podeszłym wieku człowiek,
64
przyjechał. Oglądając dziedzica Niezdołów, badał stan rzeczy, cmokał ustami. Zalecił spokój
i przepisał rozmaite środki zaradcze. Na gorące prośby panny Salomei obejrzał również
powstaÅ„ca – co uczyniÅ‚ w wielkim strachu i jeszcze wiÄ™kszym sekrecie. ZnalazÅ‚ ciężkÄ…,
niebezpieczną chorobę. Nie chciał wymienić jej nazwy. Zabronił rozmawiać z
nieszczęśliwym ksiÄ™ciem, zbliżać siÄ™ do niego – przestrzegaÅ‚ przed jakimkolwiek jego
wzruszeniem, otwarcie mówiąc, że może go ono zabić. Wreszcie mądrze i tajemniczo
przewracając oczy oświadczył, że jak Pan Bóg da, to obadwaj chorzy mogą jeszcze powrócić
do zdrowia. On sam niewiele tu może poradzić. Z tym odjechał.
Pan Rudecki nie przeżył widoku, który nań czekał w Niezdołach. Po trzech dniach
zakończył życie. Pogrzeb jego był prosty i ubogi, odpowiedni do tego czasu i warunków.
Gromada wiejska nie stawiła się. Tylko paru starszych włościan zajrzało do dworu popatrzeć
na dziedzica, jakby z ciekawości, czy naprawdę umarł. Trumnę zbił wiejski majster, który
zaopatrywał w to ostatnie schronienie sąsiadów wioskowych.
Gdy zwłoki pana Rudeckiego wywieziono na cmentarz parafialny i pochowano, w domu
niezdolskim nastały czasy jeszcze smutniejsze. Lały się nocne łzy wdowy i matki osierociałej.
SplÄ…taÅ‚y siÄ™ teraz w jedno: niechęć do życia i potrzeba tego życia dla dzieci pozostaÅ‚ych –
wstręt do jakiegokolwiek czynu i konieczność zabiegliwej czynności. Znowu szły koleją
rewizje żołnierskie i postoje rozbitków powstańczych.
Obok tego wszystkiego w głuchej pustyni żalu przewijało się wiekuiste złudzenie
wędrówek Dominikowego cienia, który zdawał się ze wszystkiego natrząsać. Wdowa słyszała
wciąż jego kroki, trzaskanie drzwiami, jego śmiech w pustym, dalekim pokoju, za dziesiątymi
drzwiami... Zdawało się jej, że tamten wciąż chichoce z radości, iż się tak wszystko zepsuło w
tym dziedzictwie, w tym domu, w tym szczęściu. Jego mÄ™ka, nuda życia i dzika Å›mierć –
wzięły odwet. Chadzał tedy nocami po pustym dworze, przesuwał się obok sprzętów, zaglądał
przez szpary uchylonych drzwi, czatował za szafami... Przypatrywał się wszystkiemu i
chichotaÅ‚ do rozpuku – zÅ‚y cieÅ„ niezdolskiego dworu.
65
13
Nadszedł już piękny miesiąc maj, a Józef Odrowąż nie powrócił jeszcze do zdrowia.
Wiosenna zieloność okryła rany poszarpanej ziemi. Pióra, liście, szypułki, pokrętne badyle i
wielorakie odmiany barw osłoniły rany ziemi i zalecały się oczom ludzkim. Podobnie jak
wsysały w siebie wilgoć i zgniliznę, tak samo barwami, kształtem i nieskończoną potęgą
swego rozrostu chciały wessać w siebie cierpienie dusz, zniszczyć pamięć o tym, co już padło
i umarÅ‚o. Na dobro nowego życia rosÅ‚o i bujaÅ‚o wszystko – na stratÄ™ Å›mierci. SÅ‚owik Å›piewaÅ‚
nocami nad wodą, w sąsiedztwie wzgórka, pod którym Hubert Olbromski znalazł schronienie.
We dworze niezdolskim inne cokolwiek zaczęło się życie. Pani Rudecka jęła godzić i
przyjmować służbę, parobków, skupować inwentarz, zaprowadzać ład, pracę i rygor w
gospodarstwie. Myślała już o odbudowaniu stodół, obór i spichlerza. Gotowano obiady i
wieczerze. Szczepan stał znowu przy patelni, rondlach i saganach. Miał do dyspozycji
popychadło, brudne dziewczysko, szturmaka od szorowania statków i skubania kurcząt.