Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W dodatku ktokolwiek prowadziłby ten samochód, to pewnie zostałby podziurawiony kulami albo złapany przez gestapo, co nie przysłużyłoby się podziemiu, prawda?
- Mniej więcej - zgodził się McCarren, wzruszając masywnymi ramionami.
- Więc jak można się skontaktować z Adamem na ulicy? - zapytała Gaby. - Jeżeli ktokolwiek zatrzyma go nawet na kilka sekund, to od razu zostanie złapany.
- Nie wiem - przyznał Michael. - Ale wygląda na to, że musimy zrobić to w dwóch etapach. Najpierw musimy ostrzec Adama, że ktoś przybędzie mu na pomoc. Następnym krokiem będzie wydobycie go stamtąd, co może być... trudne - mruknął.
- No pewnie - powiedział McCarren. Odstawił kieliszek i pociągnął łyk burgunda prosto z butelki. - O tym samym rozmawiałem z moimi kumplami z pułku Black Watch pod Dunkierką cztery lata temu, kiedy Niemcy zepchnęli nas na brzeg morza. Mówiliśmy, że trudno będzie się wydostać, ale że to zrobimy, na Boga. No i - dodał z gorzkim uśmiechem - większość z nich leży sześć stóp pod ziemią, a ja jestem nadal we Francji. - Pociągnął znowu łyk wina i z hukiem odstawił butelkę na stół. - Rozmyślaliśmy nad tym na różne sposoby, przyjacielu. Każdy, kto zbliży się do Adama, będzie przyskrzyniony przez gestapo. Kropka.
- Oczywiście macie jego zdjęcie? - zapytał Michael. Gaby otworzyła kolejny album i pokazała mu czarno-białe zdjęcia en face i z profilu, takie jakie robi się do dowodów tożsamości. Widać było na nich poważną, szczupłą twarz blondyna po czterdziestce. Chorobliwie blady, nosił okulary w okrągłych drucianych oprawkach. Był typem człowieka, który gubi się w tłumie. Nie miał żadnych znaków szczególnych ani żadnego osobistego rysu w wyglądzie. Jego twarz można było zapomnieć zaraz po zobaczeniu. „Typ księgowego - pomyślał Michael - albo kasjera bankowego”. Przejrzał maszynopis napisanego po francusku dossier agenta o pseudonimie „Adam”. Pięć stóp i dziesięć cali wzrostu. Sto sześćdziesiąt trzy funty wagi. Zainteresowania: zbieranie znaczków, praca w ogrodzie i opera. Krewni w Berlinie. Jedna siostra w...
Michael wrócił wzrokiem do poprzedniego zdania. Opera.
- Adam chodzi do Opery Paryskiej? - zapytał.
- Nieustannie - odpowiedział McCarren. - Nie ma za wiele pieniędzy, ale większość z nich wydaje na te bzdury.
- Ma wspólną lożę w operze z dwoma innymi mężczyznami - dodała Gaby, zaczynając rozumieć, do czego zmierza Michael. - Możemy zlokalizować tę lożę, jeżeli zechcesz.
- Czy możemy przekazać wiadomość przez któregoś z przyjaciół Adama?
Zastanowiła się przez chwilę i pokręciła głową.
- Nie, to zbyt ryzykowne. O ile wiemy, to nie są jego przyjaciele, tylko jacyś urzędnicy, którzy po prostu wynajmują tę lożę razem z nim. Każdy z nich może pracować dla gestapo.
Michael powrócił znowu do zdjęć Adama, starając się zapamiętać każdy cal jego pozbawionej wyrazu twarzy. Czuł, że za tą twarzą kryje się coś bardzo ważnego. Czuł zapach tego czegoś tak samo, jak czuł burgunda w oddechu McCarrena i woń spalonego prochu na skórze Gaby.
- Znajdę sposób, żeby do niego dotrzeć.
- W biały dzień? - McCarren podniósł swoje krzaczaste, płomieniście rude brwi. - Mimo wszystkich obserwujących go Niemców?
- Tak - odparł zdecydowanie Michael, wytrzymując spojrzenie McCarrena, aż Szkot mruknął coś i odwrócił wzrok. Michael nie wiedział jeszcze, w jaki sposób wykona swą misję, ale był pewien, że znajdzie jakieś rozwiązanie. Pomyślał, że nie wyskoczył z tego cholernego samolotu po to, żeby się wycofać tylko dlatego, że operacja wygląda na niemożliwą do przeprowadzenia. - Będę potrzebował dowodu tożsamości i odpowiednich przepustek na drogę - powiedział. - Nie chcę, żeby mnie złapali, zanim dotrę do Paryża.
- Chodź za mną. - McCarren wskazał mu ruchem ręki korytarz prowadzący do następnego pomieszczenia.
Kiedy tam weszli, Michael zobaczył ustawiony na statywie aparat fotograficzny i kilku mężczyzn, którzy siedząc przy stole, dokonywali ostatecznego retuszu fałszywych niemieckich przepustek i dowodów tożsamości.
- Zrobią ci zdjęcie i postaramy się, żeby twój dowód wyglądał na zużyty - wyjaśnił McCarren. - Ci chłopcy tutaj to starzy fachowcy w takich sprawach. Chodźmy dalej.
Przeszli do następnej sali, gdzie Michael zobaczył wieszaki z różnymi niemieckimi mundurami, bele sukna w kolorze feldgrau i zieleni, czapki, hełmy i buty. Przy maszynach do szycia pracowały trzy kobiety, przyszywając guziki i insygnia.
- Będziesz oficerem łącznościowcem nadzorującym konserwację linii telefonicznych. Zanim stąd wyjedziesz, będziesz wiedział wszystko o niemieckim systemie telefonicznym i potrafił wyrecytować nazwy swoich jednostek i ich rozlokowanie nawet przez sen. Zajmie ci to dwa dni intensywnej nauki. Przez ten czas te szkopy tam na górze trochę się uspokoją. Pojedziesz do Paryża z kierowcą, dam ci jednego z moich Andre. Mamy tu niedaleko schowany ładny, błyszczący samochód sztabowy. Wódz mówi, że znasz niemiecki, więc poczynając od ósmej zero zero będziesz mówił tylko po niemiecku. - Wyciągnął z kieszeni zegarek i otworzył jego kopertę. - Zostaje ci więc około czterech godzin na umycie się i przespanie. Sądzę, że to ci się przyda.
Michael skinął głową. Cztery godziny snu to było więcej nawet, niż potrzebował, miał więc czas na zmycie barw wojennych i kurzu z twarzy.
- Macie tu na dole prysznic?