Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.hipotezy przy odczytywaniu informacji zrdBowychhipotezy w toku krytyki zewntrznej i wewntrznej zrdBa > hipotezy faktograficznehipotezy przy ustalaniu faktw (prostych oraz cigw genetycznych)hipotezy wyja[niajce fakty I hipotezy eksplikacyjnehipotezy ustalajce prawahipotezy scalania informacji o przeszBo[ci (dotTak mówił Piris - i długo jeszcze wyjaśniał, jakim gatunkiem drzewa jest on sam, jakim jest Chlo, a jakim gatunkiem młodych pędów są ich synowie...— Być może, że nie… chociaż pańskie nagłe pojawienie się…— W kinematografie robią jeszcze lepsze sztuki…— Więc niech mi pan...Ale Kaśka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nędzę i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzą, wobec...to rów sys te mów i ad mi ni stra to rów sie ci i po ma ga im roz wi jaæ umie jêt no œci za wo - do we, za pew nia fo rum dzie le nia siê pro ble ma mi i ich roz wi¹zy wa nia oraz po... Tego samego jeszcze miesiąca, w którym objął rządy Pomorza, dnia 26-go Lipca 1295 roku, koronował się Przemysław w Gnieźnie na króla polskiego, za...— Idź więc, i to szybko! Coś mi zaczyna świtać we łbie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by był...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...Widoczny z daleka, zbudowany bez jednolitego planu dom na farmie wciąż jeszcze zdawał się mały, kiedy Tam ściągnął wodze i zamachał do Aielów, by przyłączyli...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

To z całą pewnością mężny i pracowity człowiek. Po domostwie krząta się matka, dorodna, silna niewiasta... Waleria wyobrażała sobie ich wszystkich w małej, lecz lśniącej od czystości izbie. Na świeżo wyszorowanym stole obrus, pośrodku stołu wielka misa ze smakowitym, choć niewymyślnym jadłem. Rodzice spoglądają na siebie z miłością i wzdychają czasem na myśl o swojej Walerii... Dzieci może nawet nie wiedzą, że gdzieś tam mają jeszcze jedną siostrę, której wiedzie się o niebo lepiej niż im. Dzieci?! Waleria uśmiechnęła się w duchu. Były przecież starsze niż ona, one także zdążyły już wyrosnąć. Brat - jeśli ma brata - siedzi właśnie przy stole ze zmierzwioną gęstą czupryną. Wrócił dopiero co z pola i nie miał nawet czasu przygładzić włosów. A siostra? Ma pewnie długie złociste warkocze, upięte w koronę, gdyż w dalekiej turyngijskiej wiosce nikt nawet nie słyszał o fryzurze “na chłopczycę” ani o trwałej ondulacji.
Zatopiona w tych myślach, pozwalająca się unosić falom wyobraźni, Waleria zapomniała zupełnie, że nie jest już bardzo majętną panną, za jaką się zawsze uważała. A kiedy wreszcie przypomniała sobie o tym, zamiast rozgoryczenia odczuła ulgę. Nie sprawiała jej bynajmniej przyjemności świadomość, iż jej urok własny ginie w cieniu posiadanego bogactwa i że nigdy nie będzie pewna, czy mężczyzna, który zapragnie ją poślubić, uczyni to z miłości do niej, czy też w celu zagarnięcia posagu. A tak bardzo chciała, aby ktoś pokochał ją samą, nie zaś jej pieniądze! Teraz wszystkie myśli Walerii skierowały się ku temu, któremu oddała swoje serce, mimo iż znała go zaledwie od paru miesięcy. Spotkali się po raz pierwszy w styczniu. Było to podczas przyjęcia, na które została zaproszona wraz z matką. Fred Gerold podał jej ramię, kiedy podchodzili do stołu, a wówczas jej serce zabiło mocno i niespokojnie. Już przedtem zwróciła uwagę na tego interesującego mężczyznę. Nie był piękny, ale rysy jego twarzy wyrażały pewność siebie i stanowczość. Wąskie wargi miał zaciśnięte tak mocno, jakby chciał powstrzymać się od wszelkiego zbytecznego słowa. Pan domu, przyjaciel Gerolda, powiedział mu coś, o czym Waleria oczywiście nie wiedziała.
- Wyszukaliśmy ci, Fredzie, nie tylko najładniejszą, ale i najbogatszą panienkę. To jedyna córka i spadkobierczyni pani Dory Lorbach. Bądź wobec niej miły, gdyż to odpowiednia partia dla ciebie, a już najwyższa pora, abyś się ożenił.
Tak, Waleria nie wiedziała o tym. Nie domyślała się również, iż ta uwaga była powodem chłodnej rezerwy, z jaką Fred Gerold odnosił się do niej przy stole. Wysiłki krewnych i przyjaciół, zmierzające do ożenienia młodzieńca z posażną panną, napawały go odrazą i niesmakiem, gdyż na razie żenić się nie zamierzał, a jeżeli już, to na pewno nie z kobietą bogatą.
Według niego majętne dziedziczki były tylko zbędnym dodatkiem do własnych finansów, a istniały wyłącznie po to, aby miał kto uszczęśliwiać łowców posagowych, do jakich on sam z całą pewnością nie należał. Zawsze starał się być niezależny, co zresztą przychodziło mu bez specjalnego trudu.
Wierny swym zasadom, traktował sąsiadkę przy stole z oziębłą galanterią, aczkolwiek musiał przyznać w duchu, że to osoba zajmująca, sympatyczna i pełna wdzięku, z którą na dodatek przyjemnie było pogawędzić. Zachowywała się z prostotą, odsłaniała w uśmiechu prześliczne ząbki, a jej promienne oczy wprost go urzekały - musiał w nie nieustannie patrzeć, zapominając nawet chwilami, że oto ma u swego boku “dodatek do posagu”. Pod koniec wieczoru Fred doszedł do wniosku, że te jasne oczy nadają twarzy dziewczyny wyraz niezwykłego uduchowienia.
Potem jednak Fred Gerold miał wiele poważniejszych spraw na głowie niż wspominanie swojej uroczej sąsiadki.
Czasem jeszcze świtały mu w pamięci szare oczy i promienny uśmiech, czasem przypominał sobie brunatne, metalicznie połyskujące włosy Walerii Lorbach, zawsze jednak odganiał od siebie ten obraz. Po cóż miałby myśleć o kimś, kto winien uszczęśliwić człeka, łaknącego bogactwa? Nie miał czasu ani ochoty na zawracanie sobie głowy Walerią Lorbach. Nie domyślał się nawet, że wzbudził w niej miłość od pierwszego wejrzenia.