Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.- Uważaj, co mówisz - skarciÅ‚a jÄ… szeptem Siuan, ob­rzuciwszy znaczÄ…cym spojrzeniem drzwi z nieheblowanych de­sek, za którymi staÅ‚ strażnik...Czerwony dom opowiadaÅ‚ o burzliwym życiu tajemniczego osobnika, który obrabowywaÅ‚ sklepy z zabawkami i muzea, a skradzionym lalkom i marionetkom wydÅ‚ubywaÅ‚ oczy,...Spojrzenie na system s³owotwórczy w ca³oœci pozwala zobaczyæ kategorie s³owotwórcze w zderzeniu z klasami semantycznymi, które intuicyjnie sk³onni bylibyœmy uwa¿aæ za...Odzyskawszy mój normalny ton, wiedzÄ…c, że on tu jest, że nie Å›pi, że otwiera być może swoje lubieżne oczy psa za każdym razem, gdy z kantoru dochodzi do niego...do Skana, wyglÄ…dajÄ…c jak półtora nieszczęścia: miaÅ‚ zaczerwienione i podkrążone oczy, potargane wÅ‚osy, a luźna szata chyba nie należaÅ‚a do niego;...Henryk Sienkewicz - Krzyżacy, KrzyzT2R14W œcianie nad wozowni¹ rozchyli³o siê zaraz b³oniaste okno i przez szparutkêwyjrza³y na dziedziniec modre oczy... PRZESZUKIWANIEPrzeszukiwanie odbywa siÄ™ wtedy, gdy oczy przeÅ›lizgujÄ… siÄ™ po tek­Å›cie, by wyodrÄ™bnić okreÅ›lonÄ…, poszukiwanÄ… przez...ABY 0013-X-Wing 9, MyÅ›liwce Adumaru poparcia zostaÅ‚ unieważniony, a wÅ‚aÅ›ciciel budynku, w którym mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ mój aparta-SpojrzaÅ‚ znów na Balassa...Ethenielle wymieniÅ‚a spojrzenia z SeraillÄ… i Baldhere, gdy tymczasem Paitar i Easar zaczÄ™li zapewniać TenobiÄ™, że również nie zamierzajÄ… rezygnować...Osiemnastka przymrużyÅ‚ swe zielone zÅ‚oÅ›liwie-przepiÄ™kne oczy i rozwiÄ…zaÅ‚ rÄ™cznik, w którym przyniósÅ‚ kulkowce...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Tak, jego ascetyczna figura i olimpijski spokój stanowi³y rodzaj wyzwania. Œwiat za murem, ten, z którego przychodzi³em, ja-wi³ siê naraz jako chaotyczny i przypadkowy. W ci¹g³ej zmiennoœci, w strumieniu odg³osów i kszta³tów, przypomina³ rzekê, której nurt prowadzi w nieznanym kierunku. Tymczasem mê¿-
czyzna z grabiami nie podlega³ jakby tej sile – odprawiaj¹c swoje misterium. Jego wiecznoœæ na kilkunastu metrach spulchnionej ziemi, milcz¹ca i niedostêpna, tkwi³a gdzie indziej.
Któregoœ razu, chyba w ostatni pi¹tek wrzeœnia, Miny nie przyprowadzono ju¿ do sali odwiedzin. Siedzia³a nieruchomo na ³ó¿ku i kiedy patrzy³em przez szybê izolatki na jej twarz, zrozumia³em, ¿e niewidzialna si³a, zapewne ta sama, która drêczy³a j¹ z takim uporem, przeciê³a ostatni¹ niæ, która ³¹czy³a Minê ze œwiatem.
G³os profesora, tu¿ za moimi plecami, mówi³ o zmianach somatycznych i hormonalnych, o tkance, chemii i tajemni-czych substancjach mózgu, których nazw nie zapamiêta³em, i ¿e za sto albo dwieœcie lat, gdy biochemia rozwi¹¿e tê zagadkê, to, co teraz jest nieuleczalne, stanie siê uleczalne.
185
Opowiadania na czas przeprowadzki Milcza³em.
G³os profesora brzmia³ stanowczo i spokojnie, jakby wy-g³asza³ odczyt w sali wype³nionej ludŸmi jego profesji. Po tej stronie szyby, przestrzeñ korytarza wype³nia³y: „struktura bia³ka”, „mutacje genów” i „zwoje mózgowe”; po tamtej –
by³a Mina: gruba, brzydka, zaœliniona, zidiocia³a do koñca.
Trzeba j¹ by³o karmiæ, k¹paæ, przebieraæ jak dziecko; trzeba j¹ by³o oczyszczaæ z jej w³asnych nieczystoœci, czemu podda-wa³a siê obojêtnie, nie stawiaj¹c oporu.
Czy TEN, NA KTÓREGO CZEKA£A, nie przyszed³? Czy bogowie ciemnoœci, ci sami, którym przewodzi³ anio³ z góry Armon, zabrali jej duszê, k³ad¹c na ciele swoj¹ nikczemn¹
pieczêæ?
Czy by³a jakaœ inna odpowiedŸ? Mia³em dwadzieœcia cztery lata i nigdy nie zajmowa³em siê teologi¹. Moje katolickie wychowanie w najmniejszym stopniu nie sprzyja³o tego rodzaju rozwa¿aniom, a Mina domaga³a siê przecie¿ odpowiedzi. Zw³aszcza tam, po drugiej stronie szyby, gdzie by³a bezradna i ca³kiem opuszczona.
Tymczasem profesor mówi³ dalej i dopiero po chwili zrozumia³em, ¿e opowiada o cz³owieku z grabiami. By³ stra¿nikiem granicznym w czasach, kiedy co wieczór przez pla¿ê przeje¿d¿a³ traktor z bron¹. Ka¿dego ranka patrolowa³ swój odcinek i ka¿dego ranka, jak twierdzi³ póŸniej w czasie wie-logodzinnych przes³uchañ, znajdowa³ œlady bosych stóp prowadz¹ce z wydm do morza. Nie meldowa³ o tym prze³o-
¿onym. Gdyby œlady prowadzi³y w odwrotnym kierunku, móg³by przypuszczaæ, zgodnie z instrukcj¹, ¿e z ³odzi pod-wodnej wyszed³ szpieg. Ale dlaczego boso? I zawsze w tym samym miejscu? Na te pytania nie potrafi³ odpowiedzieæ, 186
Mina
podobnie jak nie móg³ wyjaœniæ, czemu œlady, które znajdowa³ codziennie rano, prowadz¹ do miejsca, gdzie rozmywa-j¹ je fale. Wiele nocy spêdzi³ na czuwaniu, spodziewaj¹c siê wyjaœnienia zagadki. Nie widzia³ jednak nikogo, a œlady pojawia³y siê zawsze, jakby ktoœ szydzi³ sobie ze wszystkich stra¿ników razem wziêtych. Ten œlad nie dawa³ mu spokoju, sta³ siê jego obsesj¹ i przekleñstwem, cokolwiek bowiem robi³ poza s³u¿b¹, nie móg³ uwolniæ siê od myœli, ¿e nastêpnego ranka, kiedy maszerowaæ bêdzie wzd³u¿ szerokiego pasa zaoranej pla¿y, z karabinem przerzuconym przez ra-miê, w tym samym co zawsze miejscu natknie siê na odciski bosych stóp. Chodzi³ za nimi a¿ na wydmy, ale œlady urywa³y siê, zupe³nie tak, jakby ktoœ pojawi³ siê w tym miejscu prosto z powietrza i tylko po to, by przejœæ przez piaszczyste wzgó-
rza, przeci¹æ zaorany pas i znikn¹æ nastêpnie w morzu.
Zastanawia³em siê, dlaczego profesor opowiada mi tê historiê. Sta³o siê to dla mnie jasne, gdy siedz¹c ju¿ w jego gabinecie, popijaliœmy kawê z porcelanowych kubków.
– Te œlady – mówi³, poprawiaj¹c rogowe okulary – nigdy przecie¿ nie istnia³y. Ju¿ wówczas stra¿nik graniczny musia³ cierpieæ na pewne zaburzenia, które, gdyby je w porê wykryto, nie musia³yby doprowadziæ do tragedii.
Sta³o siê to w roku piêædziesi¹tym pierwszym, nad ranem, kiedy opada³a mg³a i nad morzem rozb³ys³y pierwsze pro-mienie s³oñca. Stra¿nik, przyczajony jak przez wiele nocy, zapad³ w drzemkê i kiedy obudzi³o go nagle œwiat³o, poczu³
dr¿enie serca. Od strony wydm nadchodzi³a jakaœ postaæ.
Sz³a lekko przez zaoran¹ pla¿ê, ledwie dotykaj¹c ziemi, a stra¿nik, który nie móg³ oderwaæ od niej wzroku, wielokrotnie utrzymywa³ póŸniej, ¿e z jej ramion wyrasta³y dwa 187
Opowiadania na czas przeprowadzki wielkie skrzyd³a. „Stój, bo strzelam!”, krzykn¹³, ale postaæ (nie widzia³ dobrze z tej odleg³oœci, czy to mê¿czyzna, czy kobieta) nie zwraca³a na niego uwagi, id¹c dalej od brzegu.
Wtedy nacisn¹³ spust, raz i drugi, mierz¹c miêdzy skrzyd³a, trochê powy¿ej ³opatek. Kiedy podbieg³ do brzegu, zobaczy³ m³od¹ dziewczynê. Mog³a mieæ dziewiêtnaœcie, mo¿e dwadzieœcia lat. Le¿a³a nieruchomo, patrz¹c w niebo. Fala obmywa³a jej bose stopy, a krew prêdko wsi¹ka³a w piasek, pozostawiaj¹c na nim ciemne plamy. By³a martwa, a on nigdzie nie widzia³ skrzyde³. Tak w³aœnie znaleziono ich w godzinê póŸniej. Ona le¿a³a z nogami w wodzie, a on klêcza³
przy niej i p³aka³, g³aszcz¹c jej d³ugie w³osy i dotykaj¹c d³o-ni¹ jej policzków.
– Ostatecznie – ci¹gn¹³ profesor – nie uda³o siê ustaliæ to¿sa-moœci dziewczyny i aby rzecz zakoñczyæ, stwierdzono próbê nielegalnego przekroczenia granicy. Stra¿nik zosta³ przenie-siony do koszar, ¿eby nie chodzi³ wiêcej po pla¿y, ale po paru miesi¹cach wysz³o na jaw, ¿e jest po prostu wariatem. „Zabi-
³em anio³a”, pisa³ do prze³o¿onych w kolejnych raportach,