Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dobrze, że Zimowa Łania ma mocny sen, inaczej zmyłaby mi głowę. ˙
Zuraw
jest przyzwyczajony do wczesnego wstawania.
Skan wylądował z gracją i machnął skrzydłami, targając włosy przyjaciela.
— Mamy kłopoty — rzucił krótko, nie przejmując się tym, że kestra’chern
znacząco masował sobie skronie. — Łap — rzucił mu strzałę. — Zaczęły się
zawody w strzelaniu do latających cudzoziemców. Zwycięzca przechodzi do dru-
giego etapu, w którym celem jest chodzący cudzoziemiec w kolorowym ubraniu.
— Miała cię ostrzec czy zabić? — zapytał Żuraw, marszcząc brwi.
— Zabić. Nie sądzili, że zdołam się uchylić. Problem w tym, że na balkonie
czy w korytarzu nie unikniesz takiej niespodzianki. Podejrzewam, że trzeba zmienić plany, bo jeśli ktoś zrobi z ciebie tarczę, Zimowa Łania poderżnie mi gardło.
Nie jesteś walecznym bohaterem, ˙
Zurawiu — pomyślał gryf. Nie walczyłeś
w pierwszej linii. Nie udawaj, że sobie poradzisz.
— Skoro jestem głównym podejrzanym, powinienem nie wystawiać nosa
z pokoju — westchnął mężczyzna. — Za parę dni dotrze tu nasza delegacja i wte-dy zacznę się kręcić po pałacu, nie wcześniej.
— Obstawy nigdy za wiele — mruknął Skan filozoficznie. — Poza tym pra-
gnę zaznaczyć, że nigdy nie byłeś wojownikiem, a bitwy oglądałeś z namiotów
uzdrowicieli. Nie masz instynktu. . .
95
— Skan, przypomnij sobie, co robiłem, zanim zostałem kestra’chern — przerwał Żuraw łagodnie. — Widziałem w życiu przemoc, uciekłem z oddziałów
Ma’ara, byłem na wojnie i przeżyłem podróż na zachód. I chociaż wojownikiem
nie jestem, ani na chwilę nie straciłem formy.
Skan wyprostował się dumnie, obrażony.
— A ja swoja, bardzo szybko odzyskałem — odparł. — Mam większą prak-
tykę w unikaniu strzał niż ty, a poza tym to do mnie strzelano!
— Ale jeśli ciebie zastrzelą, nikt nie uwierzy w przypadek czy zemstę! —
uciął Żuraw. — Przepraszam, stary, źle spałem i moja tolerancyjność pozostawia wiele do życzenia. Przyrzekam, będę bardzo ostrożny, ale rozwiązanie zagadki jest warte ryzyka. Wystarczy?
Skan zamknął oczy, bo wyobraził sobie, jak wyciąga strzałę wbitą w serce
przyjaciela. Dziwne, kiedy narażałem wiosn ˛
a głowę, nie przejmowałem się aż tak
bardzo. Ale jeśli ktoś chce skrzywdzić ˙
Zurawia. . . Na samą myśl zrobiło mu się
niedobrze. Czy moi przyjaciele czuli się podobnie, kiedy odlatywałem? Najchętniej wywiózłbym go gdzieś daleko i ukrył!
Bursztynowy Żuraw wiedział, co robi.
Kiedy mnie ktoś pouczał, wpadałem we wściekłość. Szczególnie, kiedy ˙
Zuraw
próbował mnie chronić. Do diabła, ma rację, te morderstwa mog ˛
a wywołać wojnę
między nami a Haighlei, jeśli nie złapiemy sprawcy.
— Jeśli nie będziesz uważał. . . — wycedził Skan przez zamknięty dziób. —
To, co oni ci zrobią, będzie igraszką w porównaniu z tym, co ja ci zrobię!
— Zakład stoi — parsknął kestra’chern, przeczesując włosy. — Skoro już
mnie obudziłeś, chciałbym usłyszeć więcej o twojej rozmowie z Judeth. Wolał-
bym nie martwić naszych dam, ale muszę wiedzieć, co rozkazałeś. Skoro już jestem żywym celem, chcę być celem dobrze poinformowanym.
Na wszystkie demony! Skan zwinął skrzydła i rzucił mu spojrzenie z ukosa.
— To jest szantaż! — parsknął.
— A juści — zgodził się Żuraw z niewinnym uśmiechem, owijając się szczel-
niej szatą. Gryf zawsze się zastanawiał, dlaczego jego przyjaciel najlepiej wygląda w najbardziej nie sprzyjających momentach? — Mów, Skan, inaczej zniszczę cię poczuciem winy. Jestem bardzo dobry w. . . wiesz, w czym.
Niech go diabli, wiem aż za dobrze. Odpowiedni wyraz twarzy albo dwa słowa i jestem u jego stóp. Moja matka nie zrobiłaby tego lepiej.
— Poinformowałem Judeth o zaistniałej sytuacji — poddał się gryf. — Skoro
twierdzą, że jestem ich przywódcą, niech mnie diabli, jeśli nie skorzystam z przywilejów.
— Oni? Rozmawiałeś z kimś oprócz Judeth?
— Ze Śnieżną Gwiazdą, Vikterenem i Aubrim; Kechara nie potrafiła przeka-
zać myślmowy innych osób, a i tak tylko powtarzała mi słowa Judeth i Vikterena.
Śnieżna Gwiazda rządzi miastem w moim imieniu: muszę przyznać, że bardzo
96
się opierał, ale go przekonałem. Vikteren zostaje w Białym Gryfie, do Khimbaty przypłyną Judeth i Aubri.
Myślę, że ´
Snieżna Gwiazda przeczuwa, że oddam mu władzę nad miastem.
˙
Zaden ze mnie przywódca, w przeciwieństwie do niego. Gdyby Lwi Wiatr był mniej charyzmatyczn ˛
a osob ˛
a, wodzem k’Leshya byłby właśnie ´
Snieżna Gwiazda.
— To twój pomysł? — zdziwił się Żuraw.
— Nie, ich. Niech mnie, Żurawiu, wolę mieć u boku ludzi, których znam. niż
nieopierzonego żółtodzioba, który uważa mnie za legendę! — Spojrzał na północ, myśląc o mieście, do którego tęskniło jego serce. Jednak, gdyby mógł cofnąć