Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...Nikogo nie spotkałem na schodach, tylko między szóstym i siódmym piętrem siedział skulony na stopniach jakiś maleńki, żałosny człowieczek, obok niego...realnego życia; to wszakże, co istotne - bardzo jest od niego dalekie, gdyż nikt nigdy niewidział, aby cała ludność jakiegoś miasteczka porzucała swe...Odzyskawszy mój normalny ton, wiedząc, że on tu jest, że nie śpi, że otwiera być może swoje lubieżne oczy psa za każdym razem, gdy z kantoru dochodzi do niego...do Skana, wyglądając jak półtora nieszczęścia: miał zaczerwienione i podkrążone oczy, potargane włosy, a luźna szata chyba nie należała do niego;...Tak się pogrążył we wspomnieniach, które wypływały z niego bez żadnej kontroli, a jednak w cudownie subtelnym porządku, że Kyaren również zaczęła...Lecz duch usiadł po przeciwnej stronie kominka tak spokojnie i z taką swobodą, jak gdyby to było dla niego rzeczą najzwyklejszą...Krytycznie aspektowany Jowisz w tym domu, albo znajdujący się w znakach wypadających na 10-ty dom, które są dla niego słabe np...Kiedy mówiła „wujku” na jego twarz wypłynął najszerszy uśmiech, jaki do tej pory u niego widziałam...Spojrzała na niego, aby upewnić się, czy nie przeszkadza w niczym i odezwała się:- Mój panie, to znacznie lepsze niż wspinaczka po Drzewie i pływanie na...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

— Pożyczyłem sobie egzemplarz. Krąży po całym Weyrze.
— Choćby Chalkin na wszystkie możliwe sposoby interpretował uprawnienia Lorda Warowni, nie zaprzeczy, że unieważnił wszelkie przywileje, należne gospodarzom… takie, jak na przykład obowiązek powołania sądu gospodarskiego przed usunięciem jednego z nich z farmy. Nie dbał o to przecież, gdy ich wszystkich wygnał… a potem uwięził w nieludzkich warunkach. Z pewnością nie był to spisek, ani zorganizowane powstanie. Nawet nie wręczyli mu petycji z listą zażaleń.
— Nie wiedzieli, że można — oświadczył Iantine z nieprzejednaną miną. — Trzeba im było najpierw długo wyjaśniać, co to takiego powstanie. Wszyscy stwierdzili, że nic takiego nawet do głowy im nie przyszło.
— I Jamson nie ustąpi? — spytała Zulaya.
K’vin potrząsnął głową.
— I nawet nie przyjedzie porozmawiać z uchodźcami?
— Uważa, że nie ma prawa wtrącać się w sprawy autonomicznej Warowni — odparł K’vin.
— Nie wierzył, że moje rysunki są autentyczne, mogę się założyć — warknął gniewnie Iantine.
— Nawet, kiedy Azury powiedział, że jego zdaniem złagodziłeś najdratyczniejsze okaleczenia — przytaknął K’vin.
— Albo niewidzialne gołym okiem, jak w przypadku tych ciężarnych kobiet — oczy Zulayi błyszczały oburzeniem.
— Jak one się czują? — spytał K’vin.
— Jedna urodziła przed terminem, ale dziecko przeżyło i oboje czują się dobrze. Pozostałe… no cóż, Tisha robi, co może… chce, żeby jak najwięcej mówiły o tej tragedii, zanim zapadnie głęboko w ich psychikę.
— Mogą złożyć oskarżenie przeciw strażnikom… — zaczął Iantine.
— I złożyły — odparła szorstko Zulaya z nieprzyjemnym uśmiechem. Mamy tych strażników. Gdy tylko kobiety nabiorą tyle sił, by móc zeznawać, zwołujemy sąd. A M’shall chce przeprowadzić proces przeciw mordercom, których przetrzymuje w Bendenie.
— A zatem będą dwa procesy?
— Tak, jeden o gwałt, drugi o morderstwo. Zwykle zimą miewamy inne zajęcia, prawda? — stwierdziła gorzko.
— Czy Warownia Telgar dołączy do nas? — spytał K’vin, wiedząc, że w przypadku procesu sądowego wymaga się obecności przedstawicieli Warowni. Nie spodziewał się, że Karta jest aż tak szczegółowa. Przedtem pamiętał jej treść jak przez mgłę. W tamtym konkretnym przypadku, zajmowali się pracownikami zatrudnionymi przez Lorda w innej Warowni, sądzonymi za przewinienia popełnione na tamtym terenie, nie w Weyrze Telgar, ani nawet na obszarze podlegającym jurysdykcji Telgaru. — Ci ludzie są przecież z Bitry. Czy mamy prawo?
— Naturalnie, że mamy — odparła twardo Zulaya. — Sprawiedliwość można wymierzać wszędzie, jeśli wymagają tego okoliczności. Ponieważ ofiary obecnie znajdują się w tym Weyrze, podobnie jak napastnicy, zgodnie z prawem możemy przeprowadzić tu proces. Musimy tylko zaprosić przedstawicieli pozostałych Warowni i Weyrów, by nadzorowali wymierzanie sprawiedliwości.
— A może zapewnimy sobie obecność Jamsona? — spytał K’vin z przekąsem.
Zulaya uśmiechnęła się szeroko.
— Może ten stary dureń zmieni wreszcie zdanie na temat autonomii. — A Chalkin? — spytał Iantine, z wyrazem napiętego oczekiwania w oczach.
— Można się i o to postarać — zaśmiał się K’vin. — Jego obecność mogłaby rozwiązać cały problem.
— Albo go skomplikować — potrząsnęła głową Zulaya. — Jest za mądry, żeby pozwolić nam na wplątanie go w sprawki jego ludzi. Nie przyjedzie, kiedy się dowie, o co chodzi.
— Przecież nikt mu nie powie, prawda? — stwierdził K’vin.
— Nie byłbym tego taki pewien, panie — odpowiedział z żalem Iantine. — To zdumiewające, jak do tego człowieka docierają wiadomości, szczególnie te, które nie są dla niego przeznaczone.
— W takim razie, treść naszej rozmowy musi pozostać wyłącznie między nami — stwierdziła Zulaya stanowczo. — Dobrze, Iantine?
— Tak jest — potwierdził krótkim ruchem głowy.
 
 
 
ROZDZIAŁ XI
PROCESY W TELGARZE I BENDENIE
 
Tak się złożyło, że gdy zawiadamiano wszystkich o zwołaniu sądu, nad prawie całym łańcuchem górskim na wschodzie i nad Bitrą rozszalała się śnieżyca. Przez huraganowe wichry nie przedarł się żaden smok. Na szczęście, burza nie dotarła jeszcze do Bendenu, więc na procesie zjawili się przedstawiciele wszystkich Warowni i Weyrów oprócz Jamsona, poważnie chorego na gorączkę płucną. Przybyła jednak Pani Warowni Thea, niezadowolona, że mąż znalazł usprawiedliwienie dla swej nieobecności i przysłał na zastępstwo Galliana.
— Może ten jego upór trochę by zelżał, gdyby usłyszał, jak Chalkin kieruje Warownią. Trąbi na lewo i prawo o autonomii, ale jest zdecydowanie przeciwny krzywdzeniu nie narodzonych dzieci — Thea znacząco kiwnęła głową w stronę Zulayi, przypominając rozmówcom, że urodziła Lordowi Jamsonowi czternaścioro dzieci; dość, by poważnie poszerzyć granice posiadłości, gdy młodzież dorosła na tyle, by ubiegać się o należne im nadziały ziemi.
Pierwszy z dwóch procesów, który odbył się w przestronnej dolnej jaskini Bendenu, był doskonale zorganizowany i dał ludziom wiele do myślenia. W przeszłości Pern miał profesjonalnych prawników, ale z czasem ta profesja stała się zbędna. Większość sporów rozwiązywano ugodowo albo, jeśli negocjacje zawiodły, w pojedynkach na pięści. Tak więc trzeba było znaleźć obrońcę dla oskarżonych strażników. Jeden z wykładowców z Fortu, specjalizujący się w umowach prawnych i prawie ziemskim zgodził się, choć niechętnie, podjąć tego obowiązku.