Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Pożyczyłem sobie egzemplarz. Krąży po całym Weyrze.
— Choćby Chalkin na wszystkie możliwe sposoby interpretował uprawnienia Lorda Warowni, nie zaprzeczy, że unieważnił wszelkie przywileje, należne gospodarzom… takie, jak na przykład obowiązek powołania sądu gospodarskiego przed usunięciem jednego z nich z farmy. Nie dbał o to przecież, gdy ich wszystkich wygnał… a potem uwięził w nieludzkich warunkach. Z pewnością nie był to spisek, ani zorganizowane powstanie. Nawet nie wręczyli mu petycji z listą zażaleń.
— Nie wiedzieli, że można — oświadczył Iantine z nieprzejednaną miną. — Trzeba im było najpierw długo wyjaśniać, co to takiego powstanie. Wszyscy stwierdzili, że nic takiego nawet do głowy im nie przyszło.
— I Jamson nie ustąpi? — spytała Zulaya.
K’vin potrząsnął głową.
— I nawet nie przyjedzie porozmawiać z uchodźcami?
— Uważa, że nie ma prawa wtrącać się w sprawy autonomicznej Warowni — odparł K’vin.
— Nie wierzył, że moje rysunki są autentyczne, mogę się założyć — warknął gniewnie Iantine.
— Nawet, kiedy Azury powiedział, że jego zdaniem złagodziłeś najdratyczniejsze okaleczenia — przytaknął K’vin.
— Albo niewidzialne gołym okiem, jak w przypadku tych ciężarnych kobiet — oczy Zulayi błyszczały oburzeniem.
— Jak one się czują? — spytał K’vin.
— Jedna urodziła przed terminem, ale dziecko przeżyło i oboje czują się dobrze. Pozostałe… no cóż, Tisha robi, co może… chce, żeby jak najwięcej mówiły o tej tragedii, zanim zapadnie głęboko w ich psychikę.
— Mogą złożyć oskarżenie przeciw strażnikom… — zaczął Iantine.
— I złożyły — odparła szorstko Zulaya z nieprzyjemnym uśmiechem. Mamy tych strażników. Gdy tylko kobiety nabiorą tyle sił, by móc zeznawać, zwołujemy sąd. A M’shall chce przeprowadzić proces przeciw mordercom, których przetrzymuje w Bendenie.
— A zatem będą dwa procesy?
— Tak, jeden o gwałt, drugi o morderstwo. Zwykle zimą miewamy inne zajęcia, prawda? — stwierdziła gorzko.
— Czy Warownia Telgar dołączy do nas? — spytał K’vin, wiedząc, że w przypadku procesu sądowego wymaga się obecności przedstawicieli Warowni. Nie spodziewał się, że Karta jest aż tak szczegółowa. Przedtem pamiętał jej treść jak przez mgłę. W tamtym konkretnym przypadku, zajmowali się pracownikami zatrudnionymi przez Lorda w innej Warowni, sądzonymi za przewinienia popełnione na tamtym terenie, nie w Weyrze Telgar, ani nawet na obszarze podlegającym jurysdykcji Telgaru. — Ci ludzie są przecież z Bitry. Czy mamy prawo?
— Naturalnie, że mamy — odparła twardo Zulaya. — Sprawiedliwość można wymierzać wszędzie, jeśli wymagają tego okoliczności. Ponieważ ofiary obecnie znajdują się w tym Weyrze, podobnie jak napastnicy, zgodnie z prawem możemy przeprowadzić tu proces. Musimy tylko zaprosić przedstawicieli pozostałych Warowni i Weyrów, by nadzorowali wymierzanie sprawiedliwości.
— A może zapewnimy sobie obecność Jamsona? — spytał K’vin z przekąsem.
Zulaya uśmiechnęła się szeroko.
— Może ten stary dureń zmieni wreszcie zdanie na temat autonomii. — A Chalkin? — spytał Iantine, z wyrazem napiętego oczekiwania w oczach.
— Można się i o to postarać — zaśmiał się K’vin. — Jego obecność mogłaby rozwiązać cały problem.
— Albo go skomplikować — potrząsnęła głową Zulaya. — Jest za mądry, żeby pozwolić nam na wplątanie go w sprawki jego ludzi. Nie przyjedzie, kiedy się dowie, o co chodzi.
— Przecież nikt mu nie powie, prawda? — stwierdził K’vin.
— Nie byłbym tego taki pewien, panie — odpowiedział z żalem Iantine. — To zdumiewające, jak do tego człowieka docierają wiadomości, szczególnie te, które nie są dla niego przeznaczone.
— W takim razie, treść naszej rozmowy musi pozostać wyłącznie między nami — stwierdziła Zulaya stanowczo. — Dobrze, Iantine?
— Tak jest — potwierdził krótkim ruchem głowy.
ROZDZIAŁ XI
PROCESY W TELGARZE I BENDENIE
Tak się złożyło, że gdy zawiadamiano wszystkich o zwołaniu sądu, nad prawie całym łańcuchem górskim na wschodzie i nad Bitrą rozszalała się śnieżyca. Przez huraganowe wichry nie przedarł się żaden smok. Na szczęście, burza nie dotarła jeszcze do Bendenu, więc na procesie zjawili się przedstawiciele wszystkich Warowni i Weyrów oprócz Jamsona, poważnie chorego na gorączkę płucną. Przybyła jednak Pani Warowni Thea, niezadowolona, że mąż znalazł usprawiedliwienie dla swej nieobecności i przysłał na zastępstwo Galliana.
— Może ten jego upór trochę by zelżał, gdyby usłyszał, jak Chalkin kieruje Warownią. Trąbi na lewo i prawo o autonomii, ale jest zdecydowanie przeciwny krzywdzeniu nie narodzonych dzieci — Thea znacząco kiwnęła głową w stronę Zulayi, przypominając rozmówcom, że urodziła Lordowi Jamsonowi czternaścioro dzieci; dość, by poważnie poszerzyć granice posiadłości, gdy młodzież dorosła na tyle, by ubiegać się o należne im nadziały ziemi.
Pierwszy z dwóch procesów, który odbył się w przestronnej dolnej jaskini Bendenu, był doskonale zorganizowany i dał ludziom wiele do myślenia. W przeszłości Pern miał profesjonalnych prawników, ale z czasem ta profesja stała się zbędna. Większość sporów rozwiązywano ugodowo albo, jeśli negocjacje zawiodły, w pojedynkach na pięści. Tak więc trzeba było znaleźć obrońcę dla oskarżonych strażników. Jeden z wykładowców z Fortu, specjalizujący się w umowach prawnych i prawie ziemskim zgodził się, choć niechętnie, podjąć tego obowiązku.