Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Oczy zabłysły mu jak świętemu Mikołajowi.
Landon zaszyła się w swoim pokoju, gdy tylko wróciłyśmy do domu. Ten wieczór wydawał jej się normalny. Chciała posłuchać muzyki i przejrzeć listy słówek przed pójściem spać.
Zastanawiałam się, czy Ron Kriciak i Służba Marszali pozwoląjej chociaż obudzić się w tym samym łóżku nazajutrz rano.
Co ja najlepszego zrobiłam mojej córeczce?
Zniosłam telefon na dół i usiadłam na podłodze w jadalni, w miejscu, gdzie stałby stół, gdybyśmy go miały. Usiadłam na środku pokoju bezpośrednio pod kiczowatym żyrandolem z zadymionego szkła i imitacji kryształu, zwisającym na niby antycznym łańcuchu z brązu. Zaczęłam wystukiwać numer pagera Rona Kriciaka, ale przerwałam jedną cyfrę przed końcem. Rozłączyłam się i sprawdziłam w torebce, czy mam inny numer. Znalazłam wizytówkę, której szukałam, i wybrałam numer. Wysłuchałam długiego komunikatu zachęcającego do zostawienia wiadomości i wykręcenia innego numeru na pager.
Zostawiłam następującą wiadomość:
- Mówi Peyton. Przepraszam, że zawracam panu głowę, ale coś wyskoczyło i muszę jak najszybciej z panem porozmawiać. Oczywiście to bardzo ważne.
Zanim odłożyłam słuchawkę, podyktowałam mój numer.
Wybrałam numer pagera, wpisałam swój i czekałam.
Dwie minuty, trzy. Z mojego zegarka wynikało, że jest za pięć dziewiąta. Zegarek był zbyt elegancki na co dzień, ale i tak go zakładałam. Prezent od Roberta. Ale bez wygrawerowanego napisu. Po długiej kłótni inspektorzy ze Służby Marszali ulegli i pozwolili mi go zatrzymać.
W końcu telefon zadzwonił. Odebrałam natychmiast. Mój głos zabrzmiał chrapliwie. Zastanawiałam się, czy nie rozbiera mnie choroba. Niemożliwe, żeby miało to związek ze stresem.
- Peyton? - odezwał się mój terapeuta.
- Doktorze Gregory, dziękuję, że pan zadzwonił.
Dziesięć minut później, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi, zapytałam mojego psychologa:
- Więc myśli pan, że powinnam zadzwonić do Rona? Czułam, że się waha. Kiedy się odezwał, powiedział:
- Żałuję, ale nie mogę pani radzić w tych sprawach. Mógłbym znaleźć argumenty za tym, żeby zadzwonić do Rona i za tym, żeby nie dzwonić do Rona.
Postarałam się, żeby w moim głosie zabrzmiała nutka rozpaczy, jak dawniej, kiedy czułam, że Robert bezsensownie mi się sprzeciwia.
- Nie wiem, co robić. Przydałaby mi się rada. Odpowiedź doktora Gregory'ego zaskoczyła mnie.
- Trudno mi radzić. Wie pani, jak by to wyglądało? Jakbym stał, bezpiecznie z boku i mówił pani, jak macie przejść z córką przez pole minowe. Powiedzmy, że zasugeruję wam krok w złym kierunku - i bum! - będzie po was, a ja wciąż będę stał sobie z boku.
- Częściowo ma pan rację. Rzeczywiście czuję się jak na polu minowym - przyznałam. Wciąż byłam rozczarowana, ale moja rozpacz nieco zelżała.
Na początek powiedziałam mu wszystko, co wiedziałam o kobiecie z aparatem fotograficznym i o moich podejrzeniach, że Ron Kriciak jeździ za mną po Boulder od kilku dni. Ale nie powiedziałam doktorowi Gregory'emu wszystkiego. Nie powiedziałam mu o pomocy Carla Luppo.
Przyznałam też:
- Po prostu nie wiem, komu mogę zaufać.
Poza sobą, córką i emerytowanym mafioso.
I tobą, drogi doktorze, pomyślałam.
Po tym porównaniu z polem minowym zapytał:
- Co zamierza pani zrobić? Co?
Jak to?
Mój ojciec nie zadałby mi takiego pytania. Mój ojciec, świeć Panie nad jego duszą, kazałby mi do znudzenia analizować schematy-drzewka, marszcząc brwi, jeśli decydowałam się na złą gałąź i unosząc kąciki ust w uśmiechu, jeśli wybierałam tę właściwą. Rozwiązywanie problemów było jak poszukiwanie skarbów przy moim tacie, a ja zawsze uwielbiałam sięz nim bawić, bo pozwalał mi oszukiwać.
Uwielbiał, kiedy oszukiwałam.