Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Widocznie nie wierzysz we mnie? – zagadnÄ…Å‚ duch po chwili.
– Nie wierzÄ™ – odpowiedziaÅ‚ Scrooge.
– Jakiego pragniesz dowodu mego istnienia, oprócz twoich wÅ‚asnych zmysłów?
– Nie wiem.
– Dlaczego nie ufasz swoim zmysÅ‚om?
– Ponieważ czÄ™sto bÅ‚ahostka wyprowadza je z równowagi. Lekka niedyspozycja żoÅ‚Ä…dka
zmienia je. Pomimo wszystko, wydajesz mi siÄ™ raczej istotÄ… cielesnÄ… a nie duchem.
Scrooge nigdy nie miał skłonności do żartów, a w tej chwili bardziej jeszcze niż kiedykolwiek
był daleki od tego. Jeżeli usiłował być dowcipny, to dlatego, by zmienić kierunek swych myśli i
opanować coraz silniej przejmujący go strach.
Scrooge czuł, że tak siedzieć i patrzeć w martwe oczy widma nie może, doznawał bowiem
piekielnych udręk. Istotnie, coś piekielnego było w atmosferze otaczającej widmo. Chociaż duch
siedział całkiem nieruchomo, jego włosy, poły surduta i chwasty przy butach wciąż się poruszały,
jakby pod wpływem gorącego powietrza wydobywającego się z rozpalonego pieca.
– Widzisz tÄ™ wykaÅ‚aczkÄ™? – zapytaÅ‚ Scrooge, usiÅ‚ujÄ…c otrzÄ…snąć siÄ™ z ogarniajÄ…cego go coraz
silniej przerażenia oraz odwrócić od siebie, choćby na chwilę, lodowaty wzrok widma.
– WidzÄ™ – odparÅ‚ duch.
– Ale nie patrzysz na niÄ… – podchwyciÅ‚ Scrooge.
– Mimo to widzÄ™ jÄ… – rzekÅ‚ duch.
11
– Och! – rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ z przymusem Scrooge – wystarczy mi poÅ‚knąć jÄ…, abym przez resztÄ™
mych dni, do końca życia, był prześladowany przez legion złych duchów mojej własnej
fabrykacji... Głupstwo, powtarzam! Wierutne, kapitalne głupstwo!
Zaledwie Scrooge wymówił te słowa, duch zajęczał i zatrząsł łańcuchami w tak ponury i
przerażający sposób, że Scrooge przycisnął się do krzesła, aby nie upaść na ziemię ze strachu.
Przerażenie jego doszło do najwyższego stopnia, gdy widmo zdjęło bandaż z głowy, jakby mu
było za ciepło w pokoju, a jego dolna szczęka opadła aż na piersi.
Scrooge upadł na kolana i zasłonił twarz dłońmi.
– LitoÅ›ci – zawoÅ‚aÅ‚. – Straszna zjawo, dlaczego mnie drÄ™czysz?!
– CzÅ‚owieku o nÄ™dznym duchu, zaprzÄ…tniÄ™tym jedynie marnymi sprawami ziemskimi,
wierzysz we mnie, czy nie?
– WierzÄ™! – westchnÄ…Å‚ Scrooge. – MuszÄ™ wierzyć. Powiedz mi jednak, dlaczego duchy włóczÄ…
się po świecie? Dlaczego przychodzisz mnie męczyć?
– ObowiÄ…zkiem każdego czÅ‚owieka jest – odparÅ‚o widmo – aby jego dusza zjednoczyÅ‚a siÄ™ z
duszą jego bliźnich i pozostawała w braterskiej z nimi łączności przez cały czas wędrówki
ziemskiej. Ten, który obowiązku tego zaniedbał za życia, musi go wypełnić po śmierci. Duch
jego po Å›mierci musi wÄ™drować po Å›wiecie – och, biada mi! – i patrzeć biernie na to wszystko,
czego nie może już używać, a co mógł czynić za życia ku swej radości i szczęściu!
To rzekłszy, widmo znów wydało jęk i wstrząsnęło łańcuchami.
– JesteÅ›, jak widzÄ™, w okowach – rzekÅ‚ Scrooge z drżeniem. – Powiedz mi, dlaczego?
– NoszÄ™ Å‚aÅ„cuch, który sobie ukuÅ‚em za życia – odparÅ‚ duch. – Sam przygotowaÅ‚em każde
jego ogniwo. Włożyłem go na siebie dobrowolnie, dobrowolnie nosiłem, a teraz dźwigać go
muszę przez wieczność. Czy nie znasz materiału, z którego jest utworzony?
Scrooge drżał coraz bardziej.
– A może chciaÅ‚byÅ› poznać – ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej duch – wagÄ™ i dÅ‚ugość Å‚aÅ„cucha, który sam
dźwigasz? Co? Siedem lat temu był tak ciężki i tak długi jak mój. Od tego czasu jednak
pracowałeś usilnie, ażeby go doprowadzić do kolosalnych rozmiarów. O tak, twój łańcuch jest
potężny!
Scrooge obejrzał się skwapliwie, obawiając się, czy nie ujrzy dookoła siebie żelaznego
powrozu; lecz jakoś niczego nie dostrzegł.
– Jakubie Marley – odezwaÅ‚ siÄ™ bÅ‚agalnie – mój dobry przyjacielu, powiedz mi wszystko, co
wiesz! Pociesz mnie, Jakubie, choć słówkiem!
– Nie mogÄ™ – odrzekÅ‚ duch. – Pociecha przychodzi z innych sfer, Ebenezerze Scrooge, i bywa
przysyłana przez innych posłańców. Nie mogę ci też powiedzieć wszystkiego, bo wolno mi
wyjawić niewiele. Przy tym nie rozporządzam czasem. Nie mogę nigdy odpocząć ani pozostawać