Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.- KozÅ‚owski niech teraz mówi! - KozÅ‚owski! KozÅ‚owski! - powtarzajÄ… inni...— Teraz powiedziaÅ‚ pan coÅ› interesujÄ…cego — rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Faber — nie czytajÄ…c nawet o tym...— Ale teraz jest tu piÄ™knie — stwierdziÅ‚...– Znajdujemy siÄ™ teraz na terytorium Islamskiej Republiki Iranu – powiedziaÅ‚ poważnie...Lecz teraz ten szaleñczy zamêt zwiastowa³ pora¿kê planu Tumitaka, który zak³ada³ wykorzystanie zamieszania do bezpiecznego przedarcia siê przez miasto...if(is_last_chunk(data)) break; } } Muteks i zmienna warunkowa s' teraz elementami sk!adowymi obiektu klasy threadsafe_ queue, zatem nie...CaÅ‚ymi dniami przesiadywaÅ‚a teraz w stadninie, ponieważ zbliżaÅ‚ siÄ™ termin zawodów, w których po raz pierwszy miaÅ‚a wziąć udziaÅ‚...Na mostku (idÄ…cym teraz na jednÄ… dziesiÄ…tÄ… czasu rzeczywistego) zebraÅ‚a siÄ™ gromadka pasażerów i zaÅ‚ogi, żeby obserwować przylot...Java umo¿liwia pisanie wielu ró¿nych rodzajów aplikacji, o których marzono od lat,a które a¿ do teraz by³y nieosi¹galne...okazaÅ‚byÅ› mi tÄ™ samÄ… życzliwość, ale wiÄ™ksza gorliwość; zatrzymaÅ‚byÅ› mnie na drodze ku przepaÅ›ci i nie narażaÅ‚- byÅ› siÄ™ teraz na te trudy,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Jego głos był zupełnie matowy, co jedynie uwydatniało niecierpliwość, z jaką czekał odpowiedzi.
- Teraz przyjrzymy się zwierzętom zamieszkującym tereny poza płytą kontynentalną, żeby Kai i jego drużyna mogli bezpiecznie rozłożyć tam obóz pomocniczy. Zabieramy ślizgacz, Paskutti, więc jeśli zorganizujesz parę taśm, będziemy mogli również rozejrzeć się w poszukiwaniu minerałów.
- Broń?
- Zwykła, osobista. Nie będziemy polować. Będziemy obserwować - Varian odparła nieco szorstko, bardziej oschle niż zamierzała, ale w niewinnym pytaniu Paskuttiego dźwięczała jakaś odpychająca i wstrętna żądza. Tardma zachowywała się obojętnie jak zawsze, lecz należało pamiętać, że nigdy nie zrobiła niczego - nawet nie uśmiechnęła się - nie zerknąwszy najpierw na Paskuttiego.
Wrócili do obozu po sprzęt. Varian zauważyła dzieciarnię zgromadzoną wokół ogrodzenia Dandy i przypatrującą się, jak Lunzie go karmi. Jego gruby, ale krótki ogonek śmigał to w jedną, to w drugą stronę - z zadowolenia lub nienasyconego łakomstwa.
- Dandy nie ma kłopotów z jedzeniem, co? - zapytała Bonnarda.
- To już druga butelka - oznajmił chłopiec, nie posiadając się z dumy.
- Lunzie mówi, że będziemy go mogli karmić, gdy trochę bardziej się z nami oswoi - dodała Cleiti, a Terilla pokiwała potakująco główką. Jej błyszczące oczy otwarły się szeroko, ożywione niewiarygodną przygodą, która ją czekała.
Biedna mała dziewczynka, pomyślała Varian, wspominając swe szczęśliwe dzieciństwo spędzone z rodzicami - weterynarzami pośród najróżniejszych gatunków zwierząt na rozmaitych planetach. Nie pamiętała, by kiedykolwiek zabrakło jej zwierzaka, którego mogłaby przytulić i opiekować się nim. Niewielkie stworzonka przynoszone jej rodzicom, by się nimi zaopiekowali lub wyleczyli je, powierzane były jej pieczy, odkąd uznano ją za wystarczająco odpowiedzialną dziewczynkę. Nie lubiła tylko Galormisów, Jej wrodzony instynkt ostrzegł ją przed nimi już w chwili, gdy odkryto te zamaskowane diabły na Aldebaranie 4, lecz jako początkujący adept weterynarii musiała trzymać język za zębami i nie zwierzać się nikomu ze swych podejrzeń. Miała sporo szczęścia, gdy Galormis zaatakował mieszkańców jej domu, wyruszywszy na swój nocny żer. Na ramieniu Varian zostały jedynie słabo widoczne ślady zębów. Jego siekacze wyposażone były w kanaliki zawierające substancje paraliżujące, dzięki którym Galormis mógł obezwładnić ofiarę. Potwór zdążył zabić swojego opiekuna, lecz na szczęście strażnik, zaalarmowany tym, że nie nadchodził jego zmiennik, zbudził obóz. Galormis został schwytany, ogłuszony, a później uśmiercony. Planetę zaś wciągnięto na listę światów zakazanych.
- Najpierw sprawdzimy, czy Dandy potrafi się zachować, Terilla - powiedziała Varian, wierząc szczerze w stare przysłowie, że “kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha". Ten, kto je wymyślił, nie miał oczywiście na uwadze Galormisów, za to miała ich na uwadze Varian i uznała powiedzenie za równie trafne w odniesieniu do sytuacji z Dandym.
- Jak się ma Mabel? - spytała Lunzie, rzucając Varian przelotne spojrzenie.
Varian opowiedziała jej wszystko ze szczegółami, po czym dodała:
- Wyruszamy dziś na zwiad na północ. Zespół Kaia będzie musiał wkrótce założyć tam obozy pomocnicze, a nie chcę, by natrafili na kłącze, które dobierały się do Mabel. Poza tym drużyny geologiczne zostały zobowiązane do składania natychmiastowych raportów, jeśli zauważą jakieś ranne zwierzę. W razie czego, daj nam znać, Lunzie, dobrze?
Lekarka przytaknęła.
- Możemy lecieć z tobą, Varian? - zapytał Bonnard. - Wzięlibyśmy duży ślizgacz, co? Proszę, Varian...
- Nie dziÅ›.
- Masz dzisiaj swój dyżur, Bonnard, wiesz przecież - przypomniała mu Lunzie. - I lekcje.
Bonnard miał minę tak buntowniczą, że Varian dała mu kuksańca w bok i szeptem nakazała trzymać fason. Cleiti, bardziej czuła na dezaprobatę ze strony dorosłych, trąciła go z całej siły łokciem między żebra.
- Mieliśmy wolne wczoraj, Bon. Gdy nadejdzie odpowiednia pora, znowu wybierzemy się na wycieczkę. - Cleiti uśmiechnęła się do Varian, choć jednocześnie jej spojrzenie było pełne tęsknoty i zawodu.
To takie miłe dziecko, ta Cleiti, pomyślała Varian, zmierzając razem z grawitantami do magazynu po sprzęt. Sprawdziła ślizgacz, mimo że Portegin dokonał już rano przeglądu.