Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.- KozÅ‚owski niech teraz mówi! - KozÅ‚owski! KozÅ‚owski! - powtarzajÄ… inni...– Znajdujemy siÄ™ teraz na terytorium Islamskiej Republiki Iranu – powiedziaÅ‚ poważnie...Lecz teraz ten szaleñczy zamêt zwiastowa³ pora¿kê planu Tumitaka, który zak³ada³ wykorzystanie zamieszania do bezpiecznego przedarcia siê przez miasto...if(is_last_chunk(data)) break; } } Muteks i zmienna warunkowa s' teraz elementami sk!adowymi obiektu klasy threadsafe_ queue, zatem nie...CaÅ‚ymi dniami przesiadywaÅ‚a teraz w stadninie, ponieważ zbliżaÅ‚ siÄ™ termin zawodów, w których po raz pierwszy miaÅ‚a wziąć udziaÅ‚...Na mostku (idÄ…cym teraz na jednÄ… dziesiÄ…tÄ… czasu rzeczywistego) zebraÅ‚a siÄ™ gromadka pasażerów i zaÅ‚ogi, żeby obserwować przylot...Java umo¿liwia pisanie wielu ró¿nych rodzajów aplikacji, o których marzono od lat,a które a¿ do teraz by³y nieosi¹galne...okazaÅ‚byÅ› mi tÄ™ samÄ… życzliwość, ale wiÄ™ksza gorliwość; zatrzymaÅ‚byÅ› mnie na drodze ku przepaÅ›ci i nie narażaÅ‚- byÅ› siÄ™ teraz na te trudy,...\par le\'bfy stwierdzi\'e6 dla pierwszych nier\'f3wnie wi\'eacej rozwojo-\par wych mo\'bfliwo\'9cci, ich los jest wprost uprzywilejowany...No, jeżeli pierwszy wybuch de Mille'a byÅ‚ nie byle jaki, to teraz eksplodowaÅ‚a bomba atomowa...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


— Tak. — Jevy dopiÅ‚ kawÄ™. — Czasami myÅ›lÄ™, że Pantanal jest zbyt duży,
żeby go zniszczyli.
Minęli wąski dopływ. Jego wody powiększały wysokość Paragwaju. Małe
stadko jeleni, obojętne na hałas dochodzący z rzeki, brodziło w wodzie, skubiąc zielone pnącza. Siedem dorodnych zwierząt, w tym dwie cielne łanie.
— Kilka godzin stÄ…d znajduje siÄ™ faktoria — powiedziaÅ‚ Jevy, wstajÄ…c z miejsca. — BÄ™dziemy tam przed zmrokiem.
— Co bÄ™dziemy kupować?
— Chyba nic. WÅ‚aÅ›ciciel, Fernando, wie o wszystkim, co siÄ™ dzieje na rzece.
Może słyszał coś o misjonarzach.
Jevy wylał resztę kawy do rzeki i rozprostował ramiona.
— Czasem ma do sprzedania piwo. Cerveja.
Nate nie odrywał wzroku od wody.
— SadzÄ™, że nie powinniÅ›my go kupować — stwierdziÅ‚ Jevy na odchodnym.
Ja też, pomyślał Nate. Opróżnił kubek, wyssawszy słodkie fusy.
Zimna, brązowa butelka, może antartica albo brahma, dwa rodzaje, które wy-
próbował w Brazylii. Doskonałe piwo. Jego najbardziej ulubionym miejscem był
bar obok college’u w Georgetown, ze stu dwudziestu gatunkami zagranicznego
piwa. Wypróbował wszystkie. Koszami serwowali tam prażone orzeszki i można
było rzucać łupinki na podłogę. Kiedy jego kumple ze studiów pojawili się w tym mieście, zawsze się spotykali w barze i gawędzili o dawnych czasach. Piwo by-
ło lodowate, dziewczyny młode i swobodne, a orzeszki gorące i słone; łupiny na podłodze chrzęściły pod stopami. Ten bar trwał od zawsze i czy to na odwyku, czy w okresie trzeźwości, Nate najbardziej tęsknił za nim.
Zaczął się pocić, chociaż słońce schowało się za chmurami i wiała chłod-
na bryza. Wtulił się w hamak i modlił o sen, głęboki sen, który pogrążyłby go w ciemnościach nocy. Pocił się coraz bardziej, aż w końcu koszulka przemokła do suchej nitki. Zabrał się do książki o brazylijskich Indianach. Wkrótce znów spróbował zasnąć.
Nie spał, kiedy wyłączono silnik, a łódź przybiła do brzegu. Usłyszał jakieś 135
głosy, a potem delikatne uderzenie, kiedy przycumowali do pomostu faktorii. Powoli zsunął się z hamaka i usiadł przy burcie.
Był to rodzaj wiejskiego sklepu, zbudowanego na palach: niewielki budynek,
wykonany z nie pomalowanych, drewnianych płyt, z dachem pokrytym cynkowa-
ną blachą i wąskim wejściem, gdzie, zgodnie z przewidywaniami, stała grupka miejscowych, paląc papierosy i popijając herbatę. Za sklepem widać było ma-
łą rzeczkę, która niknęła gdzieś w Pantanalu. Do jednej ze ścian przymocowano duży zbiornik z paliwem.
Lichy pomost wchodził w rzekę. Służył do cumowania łodzi. Jevy i Welly
bardzo powoli, z uwagi na silny prÄ…d, przybili do tego prowizorycznego molo.
Pod drzwiami zamienili kilka słów z pantaneiros i weszli do środka.
Nate przyrzekł sobie wcześniej, że pozostanie na łodzi. Przeszedł na drugą
stronę pokładu, usiadł na przeciwległej burcie, zwiesił ręce i nogi przez barierkę i przyglądał się rzece. Zostanie na tym pokładzie, na tej burcie, z rękami i nogami zwisającymi z relingu. Najzimniejsze piwo na świecie nie odciągnie go od tego miejsca.
Nauczył się już, że w Brazylii nie istnieje coś takiego jak krótka wizyta. Szczególnie na rzece, gdzie odwiedziny są rzadkością. Jevy kupił trzydzieści galonów ropy, aby uzupełnić to, co przepadło podczas burzy. Silnik ruszył.
— Fernando mówi, że jest jakaÅ› misjonarka. Pracuje z Indianami. — Jevy
podał Nate’owi butelkę zimnej wody. Znów płynęli.
— Gdzie?
— Nie jest pewien. Na północy sÄ… jakieÅ› osady, przy granicy z BoliwiÄ…. Ale
Indianie nie pływają tą rzeką, więc Fernando niewiele o nich wie.
— Jak daleko jest do najbliższej osady?
— PowinniÅ›my tam być jutro rano. Ale nie dopÅ‚yniemy tÄ… Å‚odziÄ…. Musimy
skorzystać z małej.
— Fajnie.
— PamiÄ™tasz Marca, tego rolnika, któremu zabiliÅ›my samolotem krowÄ™?
— No pewnie. MiaÅ‚ trzech maÅ‚ych chÅ‚opców.
— Tak. ByÅ‚ tam wczoraj — powiedziaÅ‚ Jevy, wskazujÄ…c znikajÄ…cy za zakolem
sklep. — PrzypÅ‚ywa raz na miesiÄ…c.
— ChÅ‚opcy też z nim byli?
— Nie. To zbyt niebezpieczne.
Jaki ten świat mały! Nate miał nadzieję, że chłopcy wydali pieniądze, które im dał w prezencie. Patrzył na faktorię, póki nie zniknęła z pola wiszenia.
Może w drodze powrotnej będzie w na tyle dobrej formie, żeby się tam za-
trzymać i kupić jedno zimne piwko. No, ze dwa, żeby uczcić zakończoną suk-
cesem podróż. Ponownie wpełzł na hamak i sklął się za wewnętrzną słabość. Na gigantycznym bagiennym pustkowiu zbliżał się do alkoholu i przez kilka godzin jego myśli zajęte były tylko tym: oczekiwanie, strach, pot i poszukiwanie sposobu 136
na wypicie jakiegoś drinka. Potem okazja oddaliła się, ucieczka nie była jednak wynikiem jego silnej woli i w rezultacie znów snuł marzenia o romansie z alkoholem. Kilka drinków zrobiłoby mu dobrze, ponieważ przestałby marzyć. To jego ulubione kłamstwo.
Był tylko alkoholikiem. Można go było umieszczać w eleganckich klinikach
rehabilitacyjnych za tysiące dolców dziennie, a on i tak pozostał nałogowcem.
Można go było wysyłać na spotkania klubu AA we wtorkowe wieczory w podzie-
miach kościoła, a on i tak pozostał zwyczajnym pijakiem.