Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem... Jesteś niezwykle inteligentnym człowiekiem, ale…To, co powiedziałeś, jest bardzo mądre i interesujące, ale… 3...- Przykro mi, Solomonie, Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro - powiedział Stanley...— Należy do mnie, gdyż go kupiłam — powiedziała z łagodnym wyrzutem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

– Ten region zamieszkują Kurdowie, jednak obo­wiązuje nas prawo irańskie.
Wyjął z torby, którą miał przewieszoną przez ramię, biały zwój.
– Kobiety muszą mieć zakrytą twarz – podał go Zosi. Zrobiła się czerwona.
– Nie chcę!
– Nie chciałbym używać przymusu – powiedział. – Ale w końcu mnie sprowokujecie.
Przestraszona zasłoniła twarz i zapięła czarczaf. Wyglądała w nim uroczo. Uśmiechnął się.
– Tak znacznie lepiej. Wy trzej będziecie musieli zapuścić brody. Pan Tomasz westchnął ciężko.
– Ustępuję wobec przemocy – powiedział.
– Spokojnie, na razie żadnej przemocy. Po prostu uszanowanie od­mienności kulturowej żyjących tu ludzi.
– A co z naszą odmiennością? – zaciekawił się Jacek.
– Jesteście u nas w gościach, więc nie wypada wam łamać w brutal­ny sposób naszych zwyczajów – oświadczył wyniośle, po czym odszedł.
– Uduszę się pod tym – pisnęła Zosia. – Może dałoby się go prze­konać?
– Myślę, że problem jest bardziej złożony – odezwał się pan To­masz. – Bardziej chodzi mu to, żebyś nie rzucała się w oczy miejscowym młodzieńcom. Mogłoby dojść do jakiegoś fermentu.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 
JESTEŚMY UWIĘZIENI · ZOSIA PLANUJE AKCJĘ · TELE­FON PANA TOMASZA · SNUJEMY PLANY · GOŚCIE ADMANA · WIELBŁĄDY NASZYM WYBAWIENIEM
 
 
 
Godzinę później wkroczyliśmy do wioski. Wyglądała dość nędznie. Na jej obrzeżu znajdowało się kilkanaście zagród dla zwierząt i szopa, w której stały wielbłądy. Sama wioska była zbieraniną lepianek z gliny i kilku wojłokowych jurt. Adman przywitał się z miejscową star­szyzną, po czym umieścił nas w niewielkiej chacie posiadającej dwa po­koje, bieżącą wodę i inne wygody. Bieżąca woda wyciekała z przerdze­wiałego kranu, wychodek był w przyklejonej do domu komórce, w oknach tkwiły kraty, a drzwi zaopatrzono w solidne rygle.
– No to jesteśmy uziemieni – powiedział pan Tomasz.
– Może uciekniemy? – zaproponował Jacek.
– Właśnie – dodała jego siostra. – Trzeba opracować plan ucieczki.
– Jak dotąd wszystkie plany okazały się do kitu. Ale słucham propo­zycji –westchnąłem.
– Najpierw musimy opracować plan wydostania się z tego budynku – powiedział Jacek. – Kraty w oknach i drzwi wyglądają dość solidnie. Krat raczej nie uda się nam przepiłować, nie mamy narzędzi. Za to mam scyzoryk. Można by spróbować przedłubać się przez deskę koło skobla...
– Chyba mam żydowski włos – powiedział pan Tomasz.
– Żydowski włos? – zdumiała się Zosia.
– Cieniutka piła ze specjalnie hartowanej stali – wyjaśniłem. – Produkowano takie przed wojną w krajach arabskich i szmuglowano do Europy. Służyły zawodowym złodziejom do piłowania krat sklepowych. Doświadczony rzezimieszek był w stanie wypiłować kratę od witryny w ciągu dwu minut. Kroi żelazo prawie tak dobrze jak zwykła piła drewno.
Szef grzebiący w plecaku miał trochę zmartwioną minę.
– Zostawiłem ten przyrząd w Warszawie – powiedział. – Miałem zabrać, ale teraz widzę, że zostawiłem pudełko...
Jacek jęknął. Niespodziewanie pan Tomasz wyciągnął z plecaka tele­fon komórkowy.
– Zadzwonimy po pomoc – oświadczył z dumą.
– Hi, hi! – ucieszyła się Zosia.
Przeczuwałem coś niedobrego, ale nie odzywałem się.
– Tylko dokąd zadzwonimy? – zastanawiał się Pan Samocho­dzik. – Na policję?
– A zna pan numer? – zaciekawiłem się.
– Hmm... Nie znam.
– Można by zadzwonić do Polski – zaproponowała Zosia. – Po­wiedzieć, co się stało i niech nas wyciągną. Może przyjaciele z wojska wujka Pawia. Czerwone berety...
Przyłożyłem jej dłoń do czoła.
– Osiemdziesiąt – powiedziałem.
– Czego osiemdziesiąt? – nie zrozumiał Jacek.
– IQ. Jak ty sobie to wyobrażasz? Przylatuje helikopter, wysypują się z niego polscy komandosi, wysadzają wioskę w powietrze, wybijają ludzi Admana, a potem wracamy do domu w glorii i chwale?
– Do domu nie – burknęła z nadąsaną miną. – Najpierw musimy odnaleźć Arkę.
– Naoglądalaś się za dużo amerykańskich filmów – powiedział jej wujek. – Jak to sobie wyobrażasz?
– Przyleci samolot...