Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Rozmawiamy we trójkę o różnych rzeczach, starając się dokładnie zrozumieć, co Naoko dolega. Ja zaproponowałam, żeby w miarę możliwości odbyć sesję z Twoim udziałem, lekarz się ze mną zgodził, lecz Naoko się sprzeciwiła. Jako przyczynę podała to, że - cytuję dosłownie - "chcę się z nim spotkać, jak już będę w środku czysta". Próbowałam ją przekonać, że problem nie polega na tym, że najważniejsze, by jak najszybciej wyzdrowiała, ale nie zmieniła zdania.
Chyba przedtem Ci tłumaczyłam, że to miejsce nie jest specjalistycznym szpitalem psychiatrycznym. Oczywiście mamy lekarzy specjalistów, którzy skutecznie leczą, ale raczej bez intensywnej terapii. Celem tego miejsca jest stworzenie sprzyjających warunków, żeby pacjent mógł sam przyjść do siebie i ściśle mówiąc, medyczna terapia nie jest częścią programu. Dlatego jeżeli stan Naoko się pogorszy, będzie musiała zostać przeniesiona do innego szpitala czy placówki medycznej. Oczywiście gdyby miało do tego dojść, byłby to tylko tymczasowy "wyjazd w delegację" i mogłaby tu wrócić. Albo, jeżeli dobrze pójdzie, może całkowicie wyzdrowieć i wrócić do normalnego życia. W każdym razie robimy, co w naszej mocy, Naoko też robi, co w jej mocy. Módl się o jej wyzdrowienie i pisz do niej dalej, tak jak do tej pory.
Reiko Ishida
List został napisany trzydziestego pierwszego marca. Siedziałem na werandzie i wpatrywałem się w ogród. Zapanowała w nim już prawdziwa wiosna. Stara wiśnia pokryła się kwiatami, wiał łagodny wietrzyk, w powietrzu wisiała lekka mgiełka, która powodowała, że barwy zdawały się rozmyte i tajemnicze. Niedługo pojawiła się skądś Mewa. Podrapała trochę w podłogę werandy, a potem podeszła do mnie, wyciągnęła się z widocznym zadowoleniem i zapadła w sen.
Myślałem, że powinienem się nad czymś zastanowić, ale nie wiedziałem, nad czym i jak. A do tego szczerze mówiąc, nie miałem ochoty nad niczym się zastanawiać. Nadejdzie czas, że nie będę miał innego wyjścia i wystarczy, że wtedy spokojnie pomyślę. W każdym razie teraz nie mam ochoty.
Oparty o słupek werandy, głaskałem kotkę i patrzyłem na ogród. Zdawało mi się, że zupełnie opadłem z sił. Robiło się późno i wkrótce ogród spowiła granatowa ciemność zmierzchu. Mewa gdzieś zniknęła, lecz ja ciągle wpatrywałem się w kwiaty wiśni. W wiosennym mroku wyglądały jak gnijące ciało wyzierające spod pękniętej skóry. Ogród wypełniał słodkawy fetor rozkładającego się mięsa. Pomyślałem o ciele Naoko. Jej piękne ciało leżało w ciemności, a na skórze zaczęły się pojawiać niezliczone kiełki, drobne zielone kiełki, drżące na wietrze, który pojawił się nie wiadomo skąd. Dlaczego takie piękne ciało musi chorować, myślałem. Dlaczego jej nie zostawią w spokoju?
Wszedłem do pokoju i zasłoniłem okno, lecz tutaj także dotarł zapach wiosny. Jej woń wnikała wszędzie. Teraz kojarzyła mi się z gnijącym ciałem. Stałem w pokoju z zasuniętą zasłoną i czułem do wiosny gwałtowną nienawiść. Nienawidziłem tego, co mi przyniosła, nienawidziłem ostrego bólu, który wywoływała w głębi mego serca. Pierwszy raz w życiu czułem tak silną nienawiść.
Przez następne trzy dni byłem w dziwnym stanie, jakbym chodził po dnie morza. Ludzie coś do mnie mówili, lecz prawie ich nie słyszałem, moje słowa też do nich nie docierały. Czułem się zupełnie, jakby otoczyła mnie ciasno jakaś powłoka i przez to nie mogłem dotknąć zewnętrznego świata. Lecz oni też nie mogli mnie dotknąć. Byłem bezsilny, ale tak długo, jak pozostawałem w tym stanie, oni także byli w stosunku do mnie bezsilni.
Oparty o ścianę wpatrywałem się bezmyślnie w sufit, a kiedy chciało mi się jeść, zjadałem, co miałem pod ręką, i piłem wodę. Gdy ogarniał mnie smutek, nalewałem sobie whisky i szedłem spać. Nie myłem się ani nie goliłem. Tak spędziłem trzy dni.