Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. Należało za wszelką cenę dotrzeć do przylądka Czeluskin i opłynąć go
ze wschodu na zachód! Należało za wszelką cenę wrócić do Szwecji przez Morze Kar-
skie!
Właśnie ku groźnemu przylądkowi Czeluskin, uchodzącemu jeszcze do niedawna za
niepokonany, płynęła teraz pełną parą „Alaska”. Nie podążała dokładnie drogą „Vegi”,
ta wypłynęła bowiem z ujścia Leny, gdzie zrobiła postój, zanim udała się na Wyspy La-
chowskie, Erik zaś nie miał żadnego powodu schodzić na wybrzeże syberyjskie. W dniu
4 sierpnia, zostawiając po sterburcie wyspy Stołbowoj i Siemienowskij, pożeglował pro-
sto na zachód, mniej więcej wzdłuż 76 równoleżnika, i szło mu tak dobrze, że w osiem
122
123
dni przebył trzydzieści pięć stopni długości geograficznej, od 140° do 105° na wschód od Greenwich. Prawdę mówiąc, nie obyło się bez spalenia dużej ilości węgla, bo „Alaska” niemal ciągle szła pod wiatr. Ale Erik słusznie uważał, że trzeba wszystko podpo-
rządkować konieczności jak najszybszego opuszczenia tych niebezpiecznych wód. Gdy
tylko dotrą do ujścia Jeniseju, na pewno uda się jakoś załatwić paliwo.
W południe 14 sierpnia gęsta mgła, przesłaniająca niebo i horyzont, uniemożliwi-
ła obserwację słońca, lecz według przybliżonych obliczeń powinni być już blisko wiel-
kiego przylądka azjatyckiego. Toteż Erik zalecił maksymalną czujność, każąc jednocze-
śnie zmniejszyć prędkość statku. Około wieczora wydał nawet rozkaz, aby zatrzymać
maszyny.
Nie były to zbędne środki ostrożności. Rzucona za dnia sonda wykazała tylko trzy-
dzieści sążni, a godzinę później na horyzoncie ukazała się ziemia. „Alaska” halsując zbli-
żyła się do zatoki i tam zakotwiczyła.
Z zejściem na ląd postanowiono poczekać, aż przerzedzi się mgła. Ale kiedy 15 i 16
sierpnia mgła utrzymywała się nadal, Erik zdecydował się popłynąć na brzeg w towa-
rzystwie Bredejorda i Malariusa oraz doktora.
Po krótkim rekonesansie stwierdzili, że zatoka, w której „Alaska” rzuciła kotwicę,
rozciąga się między dwoma najdalej na północ wysuniętymi punktami przylądka Cze-
luskin. Z obydwu stron niskie wybrzeże wznosiło się stopniowo łagodnym stokiem ku
leżącym na południu górom, mierzącym jakieś trzysta do czterystu metrów, które chwi-
lami wynurzały się ze spowijającej je mgły. Nigdzie nie było widać ani śniegów, ani lo-
dów, z wyjątkiem typowego dla rejonów arktycznych przybrzeżnego lodu stałego. Na
ilastej glebie pieniły się mchy, trawy, porosty. Wybrzeże ożywiała obecność dość licz-
nych dzikich gęsi i kaczek oraz tuzina morsów. Na wierzchołku skały demonstrował
swe futro biały niedźwiedź. W sumie — gdyby nie mgła przykrywająca wszystko swym
szarym płaszczem — wygląd słynnego przylądka Czeluskin nie miał w sobie nic szcze-
gólnie odpychającego, a przede wszystkim nic, co by uzasadniało ponurą sławę, jaką za-
chował przez wieki.
Posuwając się ku najdalej wysuniętemu punktowi na zachód od zatoki, podróżnicy
dostrzegli wznoszący się tam rodzaj pomnika i naturalnie pospieszyli go obejrzeć. Zbli-
żywszy się zobaczyli, że to stos kamieni podtrzymujących drewniany, zrobiony z belki
obelisk.
Widniały na nim dwa napisy. Pierwszy głosił:
„19 sierpnia 1878 roku „Vega”, wypłynąwszy z Atlantyku, opłynęła przylądek Czelu-
skin w drodze do Cieśniny Beringa.”
A drugi:
,,12 sierpnia 1879 roku „Albatros”, przybywający z Cieśniny Beringa, opłynął przylą-
dek Czeluskin w drodze na Atlantyk.”
124
125
Tak więc jeszcze i tu Tudor Brown uprzedził „Alaskę”! Mieli 16 sierpnia... Zaledwie cztery dni temu skreślił te słowa!
W oczach Erika nabierały one okrutnego, ironicznego znaczenia, zupełnie jakby gło-
siły: „Do końca będziesz doznawał zawodu! Do końca będziesz niepotrzebny!... Nor-
denskjold dokonał odkrycia, Tudor Brown — weryfikacji, a ty wrócisz upokorzony i za-
wstydzony, bo niczego nie dokażesz, niczego nie znajdziesz, niczego się nie dowiesz!”
Erik postanowił odejść, nie dorzucając ani jednego słowa do napisów na obelisku.
Ale doktor Schwaryencrona nawet nie chciał o tym słyszeć. Wyjął z kieszeni nóż i wy-
rył na belce:
,,16 sierpnia 1879 roku „Alaska”, wyruszywszy ze Sztokholmu, przebyła Atlantyk,
Morze Baffina, arktyczne cieśniny amerykańskie, Morze Wschodniosyberyjskie, minęła
przylądek Czeluskin, dokonując pierwszego opłynięcia bieguna.”
Przedziwna moc słów! To proste zdanie, uświadamiające Erikowi, jakiego wyczy-
nu geograficznego niemal bezwiednie dokonuje, wystarczyło, by przywrócić mu dobry
humor. W końcu taka była prawda — „Alaska” jako pierwsza opływała biegun!... Przed
nią inni podróżnicy przebyli amerykańskie cieśniny arktyczne i odkryli Przejście Pół-
nocno-Zachodnie; przed nią Nordenskjold i Tudor Brown opłynęli przylądek Czelu-
skin i przebyli Przejście Północno-Wschodnie. Ale nikt jeszcze nie przepłynął z jedne-
go Przejścia na drugie, by zatoczyć wokół bieguna, przez morza arktyczne, pełne koło
— 360 stopni. Tymczasem „Alasce” brakowało już tylko osiemdziesięciu stopni, co mo-