Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
To była wielka rzecz, nieczęsto zdarzało się takie zlecenie. Bogacze byli zwykle nietykalni. Załatwiliśmy go w samochodzie, a potem zagrzebaliśmy całe cholerstwo - jego i samochód - na terenie wykopalisk. Zajęło nam to pół nocy. Pamiętam, że po robocie wróciłem do domu i grałem w baseball z moim synem. On uderzał, ja łapałem. Graliśmy kilka godzin. Uderzenie i chwyt. Lubiłem udawać, że jestem Yogi Berrą, a on Don Larsenem.
- Lubiłem też słuchać muzyki - wyznał. - Ballad. Sinatry. Czasem robiłem wszystkim niespodziankę i gotowałem coś. Moją specjalnością był makaron. Najlepiej penne. Żona wołała wtedy do dzieciaków: „Uwaga, uwaga, wchodzi kluskowy król”.
- Kiedy kończyłeś swoją, swoją...
- Robotę.
- ... swoją robotę, chciałeś być z rodziną? Wracałeś do nich?
- Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale tak, chyba tak. Najpierw byłem z kolegami, z jedną rodziną, a potem wracałem do domu, do mojej drugiej rodziny. Tak, zazwyczaj po robocie wracałem do domu. W każdym razie trafiałem tam prędzej czy później.
Pomyślałam, że rozmowa o rodzinie mogła chwilowo osłabić czujność Carla.
- Śledziłeś mnie wczoraj, Carl? Mnie czy Kriciaka?
Zanim zdążył odpowiedzieć, przesłodzona melodia z odtwarzacza kompaktowego Landon zabrzmiała głośniej przez otwarte drzwi jej pokoju.
- Mamo! - wydarła się z góry.
- Chwileczkę, Carl - rzuciłam do słuchawki. - Jestem na dole, kochanie. Co się dzieje? Czego chcesz?
- Widziałaś moje nożyczki?
- Sprawdź w pudełku po butach w komodzie.
- Sprawdzałam. Nie ma.
- A w szufladzie biurka?
- Tam też nie ma.
- A może...
- Mamo? Możesz przyjść i pomóc mi szukać?
Jej głos stał się płaczliwy, niewspółmiernie rozpaczliwy do sytuacji. Znałam to uczucie. Ostatnio często mnie dopadało. Musiałam ją pocieszyć.
- Chwileczkę, zaraz u ciebie będę - zawołałam w stronę schodów.
- Córka cię potrzebuje - stwierdził Carl. - To dobrze. Powinnaś to doceniać.
- Właśnie.
- Odpowiadając na twoje pytanie: zacząłem od obserwowania Rona. A kiedy zobaczyłem, za kim chodzi, zacząłem śledzić was oboje. Teraz, kiedy mi o sobie opowiedziałaś, zdaje mi się, że masz powody do zmartwień.
- Dzięki, że nie wciskasz mi kitu - powiedziałam. - A teraz muszę lecieć do córki.
Prowler poczekał, aż usłyszy burkliwe pozdrowienie w słuchawce, i powiedział:
- Mówiłem, że mój plan się powiedzie. Mamy trzy kandydatki. Wysyłam kogoś, żeby osobiście je sprawdził. Powinienem mieć coś dla ciebie za góra trzy dni.
- Powiedz, jak do tego doszedłeś.
- Według danych, które mi dostarczyłeś, córka poszukiwanej jest mistrzem ortografii. Od szóstego roku życia brała udział we wszystkich wielkich zawodach ortograficznych i odnosiła sukcesy. Coś w rodzaju cudownego dziecka w dziedzinie ortografii. Przejrzałem listy zawodników w turniejach stanowych i regionalnych, szukając dzieciaków mniej więcej w jej wieku, które pojawiają się na listach zawodników w swoim stanie lub regionie po raz pierwszy. Większość turniejów sponsorują gazety. To dobrze, mają dobre archiwa. Udało mi się dotrzeć do danych z czterdziestu trzech stanów, które odpowiadają za dziewięćdziesiąt trzy procent populacji Stanów Zjednoczonych.
- Musiałeś zweryfikować mnóstwo dzieciaków.
- Zgadza się.
- Dobra robota.
- Dziękuję. - Sarkazm Prowlera był zamierzony.
- Mów dalej.
- Zacząłem wykluczać uczniów w zależności od tego, jak długo mieszkają pod adresem z formularza zgłoszeniowego lub j ak długo chodzą do swojej szkoły.
- Można uzyskać takie dane? Jestem pod wrażeniem. Świetnie, słucham dalej.