Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- To ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałam. Miałam na oku tego paskudnego smoka, który się zbliżał i zbliżał. A potem nagle zniknął.
W jej głosie pojawiła się zaduma.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała bardziej do siebie niż do Jima. - Nigdy przedtem
nie spotkałam smoka, który by to zrobił. I przecież kierował się prosto do jeziora. Tak łatwo mogłam go utopić!
- Dlaczego - dlaczego miałabyś ochotę utopić smoka? - zapytał oszołomiony Jim.
- Jak to dlaczego? Przecież to takie obrzydlistwa! - odrzekła dziewczyna. - Te wielkie,
brzydkie, nietoperzowate skrzydła i pokryta łuską skóra. Fuj! Szkoda, że nie znam sposobu na to, żeby pozbyć się ich wszystkich. Tymczasem robię, co mogę, topiąc te, które podchodzą blisko.
Przyciągam je na skraj wody moją Magią, a potem, oczywiście, skoro mam już je w swej mocy, nie mogą mi uciec. Wciągam je prosto do wody, i... - Głos jej nabrał radosnych, dziewczęcych brzmień. - Topią się same!
Jim wewnętrznie zadrżał.
- Rybki są mi takie wdzięczne - ciągnęła dziewczyna. - Na jednym takim smoku znajdują
tyle do jedzenia. Byłbyś zaskoczony, ile. To jeden z powodów, dla których mnie tak bardzo wszystkie kochają. Oczywiście, że kochają. To znaczy - kochałyby mnie tak czy inaczej, po prostu muszą. Ale kochają mnie tym więcej dlatego, że daję im wciąż do jedzenia smaczne
martwe smoki. - Przerwała. - No, może nie wciąż. Ale raz na jakiś czas daję im jakiegoś smoka.
Dotarli do dna jeziora i zstępowali do czegoś w rodzaju podwodnego zamku, który
jednakże był bardziej szeroki niż wysoki. Ściany jego wyglądały na zrobione z muszli i
błyszczących szlachetnych kamieni, i wielu kasetonów z czegoś, co wyglądało jak prawdziwa macica perłowa połyskująca opalizujące pod wodą. Ławica małych niebieskich rybek rzuciła się ku nim poprzez wodę czy powietrze, czy czymkolwiek było to, co ich otaczało, i wykonała
rodzaj skomplikowanego tańca wokół złotowłosej dziewczyny.
- Och, to wy! - powiedziała do nich pieszczotliwie. - Wiedziałyście, że zaraz wrócę.
Przyprowadziłam najpiękniejszego mężczyznę na świecie. I zostanie tu z nami już na zawsze.
Czy to nie będzie cudowne?
Jimowi przyszło do głowy, że byłoby miło, gdyby zapytała jego o zdanie co do
pozostania tam, gdzie teraz był, na zawsze. Widział pewne ujemne strony, które mogły uczynić z tego faktu coś dalekiego od najcudowniejszej rzeczy, jaka mogła go spotkać.
Poza wszystkim innym miał pewne sprawy na lądzie. Nie żeby dziewczyna nie była
śliczna. Była, aż dech w piersiach zapierało. Kiedyś myślał, że Danielle to prawdopodobnie najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek w życiu widział. Ale to małe stworzonko
promieniowało czymś przekraczającym zwykłą piękność. Tak samo nie mógł się bronić przed jej
siłą przyciągania, jak nie mógł uwolnić nadgarstka z uścisku, którym go tu na dół sprowadziła.
Dziewczyna wciąż przemawiała do swoich małych rybek.
- Wiecie, że nigdy bym was nie zostawiła tak naprawdę na długo. Zostawić moje drogie
maleństwa? Nigdy! Wiecie, że was kocham, i wszystko w tym jeziorze, i to jezioro. Tylko po prostu nie mogłam się oprzeć temu wspaniałemu mężczyźnie, którego znalazłam na brzegu. Za to nie możecie mnie przecież winić, prawda?
Tymczasem byli już daleko we wnętrzu podobnej do pałacu budowli. Weszli do komnaty
o ścianach wyłożonych macicą perłową i udrapowanych delikatnymi jak pajęczyna tkaninami we wszystkich odcieniach zieleni i niebieskiego. Tkaniny zdawały się mienić w podwodnym blasku.
Fotele były nie tyle fotelami, ile miękkimi, wielkimi, wielokolorowymi wzniesieniami do
wyciągnięcia się. Ale głównym elementem umeblowania pokoju - jeśli można to było nazwać
meblem - była ogromna bogata konstrukcja, wyglądająca jak okrągłe łoże bez wezgłowia czy podnóżka, za to ze stertą puchatych poduszek wysoko spiętrzonych na jednym brzegu.
Właśnie na te poduszki przyholowała Jima dziewczyna. Nie był pewien, czy właściwie
szli, unosili się, płynęli, czy po prostu przesuwali się w tej dziwnej atmosferze koloru wody, którą można było oddychać. W każdym razie spoczęli właśnie na tych poduszkach. Tu
dziewczyna puściła Jima, tak że zapadł się głęboko. Były bardziej miękkie niż wszystko, czego dotychczas dotykał, tak że prawie w nich zniknął, w na pół wyciągniętej, na pół podpartej pozycji.
- A teraz... - powiedziała złotowłosa dziewczyna siadając ze skrzyżowanymi nogami na
powierzchni łóżka czy też może kilka cali ponad nią - Jimowi niełatwo było to stwierdzić.