Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ale ja posługiwałem się bólem w błędny sposób, a to było bardzo złe.
Ten prosty, nieokrzesany drwal uważał, że zna mnie lepiej niż ja sam, i to mnie irytowało. A jednocześnie byłem dumny jak paw, że moje obrazy wyrażały dokładnie mój stan ducha.
Maria poczuła, że jakiś ostrzejszy kamień rozciął jej stopę, ale chłód był bardziej dojmujący, przeszywał ją na wskroś, dygotała, coraz trudniej jej było nadążyć za słowami Ralfa. Dlaczego mężczyznom na tym cholernym świecie zależało tylko na tym, by pokazać jej, czym jest ból? Ból sakralny, ból i rozkosz, ból z wyjaśnieniem lub bez, lecz zawsze ból, ból, ból...
Zranioną stopą stanęła na innym kamieniu. Stłumiła okrzyk i poszła dzielnie dalej. Na początku starała się zachować godność, spokój, to, co nazywał jej „światłem”. Teraz szła powoli, żołądek podchodził jej do gardła, myśli kłębiły się w głowie. Chciała zatrzymać się – to wszystko nie miało sensu – ale się nie zatrzymała.
Nie zatrzymała się z szacunku dla siebie samej. W końcu ten spacer na bosaka nie będzie trwał wiecznie. Nagle przeszyła ją inna myśl. Co będzie jutro? Na pewno dostanie grypy. I zakażenia od ran na stopach. Z powodu wysokiej gorączki nie będzie mogła pójść do „Copacabany”. Pomyślała o klientach, którzy na nią czekali, o Milanie, który liczył na nią, o pieniądzach, których nie zarobi, o swojej przyszłej farmie, o rodzicach, którzy byli z niej dumni... Szybko jednak przestała myśleć o czymkolwiek, była obolała i przemarznięta do szpiku kości. Niech Ralf wreszcie doceni jej wysiłki, powie w końcu „dość” i pozwoli włożyć buty.
On jednak wydawał się obojętny, odległy, jakby był to jedyny sposób, by uwolnić ją od pokus, którym chciała ulec, lecz wówczas już na zawsze nosiłaby na sobie ślady o wiele głębsze niż od kajdanek. Ale ból ją przerażał. Zastanawiała się, czy uda jej się zrobić kolejny krok. A jednak szła dalej.
Ból zawładnął jej duszą, pozbawił sił. Odegrać swoją rolę w pięciogwiazdkowym hotelu, nago, przy wódce z kawiorem, ze świstem pejcza w powietrzu – to jedno, ale stąpać boso po ostrych kamieniach, drżąc z zimna, to całkiem co innego. Czuła się zagubiona, nie zdolna zamienić nawet słowa z Ralfem Hartem. Jej świat sprowadzał się do małych, ostrych kamyków, którymi wysłana była ścieżka pomiędzy drzewami.
Miała już ochotę się poddać, gdy ogarnęło ją dziwne uczucie. Dotarła do granic swych możliwości, poza nimi znalazła pustkę. Zdawało się jej, że unosi się ponad sobą. Nie czuła już bólu. Czy właśnie tego doznawali pokutnicy? Na drugim biegunie bólu odkryła drzwi, które prowadziły na inny poziom świadomości, gdzie była już tylko przyroda – okrutna i nieprzejednana.
Wszystko wokół stało się nierealnym snem: słabo oświetlony park, ciemne jezioro, milczący mężczyzna, jedna czy dwie spacerujące pary, które nawet nie zauważyły, że jest bosa i ledwo trzyma się na nogach. Czy to z powodu przenikliwego chłodu, czy rwącego bólu w stopach, nagle przestała czuć swoje ciało. Teraz nie istniało ani pożądanie, ani strach, tylko niezrozumiały – jak to nazwać? – tajemniczy spokój. Granica bólu nie była granicą jej możliwości, mogła ją przełamać i pójść dalej.
Pomyślała o wszystkich tych, którzy cierpieli w milczeniu nie z własnej winy, podczas gdy ona sama zadawała sobie ból – ale to już nie było ważne, przekroczyła granice możliwości ciała. Teraz pozostawała jej już tylko dusza, „światło” – swoista pustka, którą ktoś pewnego dnia nazwał rajem. Istnieją takie cierpienia, o których można zapomnieć dopiero wtedy, gdy umysł odrywa się od ciała.