Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Der erste Knall wurde vom Donner halb ĂźbertĂśnt, und er war nicht sicher, ob er ihn gehĂśrt hatte...Tego dnia skaza na saidinie dawała się wyjątkowo we znaki, gęsty, brudny olej, który sączył się z wszystkich porów skóry i plamił aż do kości...przeszli na Prozopitis suchą nogą...Wa Âżne jest zro zu mie nie w tym miej scu, Âże fil tro wa nie IP jest funk cjÂą war stwy sie cio - wej...GRE Real 19 Directions: Each passage in this group is followed by questions based on its content...Drugi pogląd nakazuje pojęcie orzeczenia kwalifikować wyłącznie według legis fori: czyli prawa państwa, w którym orzeka się o uznaniu (ściślej według przepisów...Daanów? - zapytał wyzywaj cym tonem...Linia frontu zatrzymała się tuż przed granicami naszego miasta, dzięki temu Armia Czerwona bez przeszkód zajęła Świebodzice...Wielko[ Szostakowicza przejawiaBa si we wszystkim, co komponowaB, nawet je[li miaBo to zewntrzn form zamówienia partyjnegonieba! Precz, żmijo! - Ależ ja nie jestem żmiją - rzekła Alicja...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Płomienie objęły jeden ze zbiorników z paliwem. Hercules wystrzelił
płomieniami, rozlatując się na strzępy, które szybko zasłały powierzchnię rzeki.
Jęzory ognia zamieniły się w parę w zetknięciu z wodą.
Hind krąŜył nad rzeką jeszcze przez pięć minut, najpewniej szukając rozbitków.
Nagle wzbił się wysoko, skierował dziób na południe i szybko rozpłynął na niebieskim bezmiarze bezchmurnego nieba.
„Ograniczony zasięg lotu, dokładnie jak facet pisał”. Sean wstał z kryjówki.
„Teraz wróć do domu, jak przystało na porządnego Ruska, i zgłoś, Ŝe cel został
zniszczony. MoŜesz powiedzieć Bobby’emu Mugabe, Ŝe nie musi się martwić, Ŝe jego
cenne stingery wpadną w nieodpowiednie ręce”.
Wyjął z kieszeni paczkę holenderskich papierosów, ale przemoczone kartonowe
opakowanie rozpadło mu się w rękach. Wyrzucił je do rzeki.
– NajwyŜszy czas, Ŝebym skończył z paleniem – westchnął i ruszył wzdłuŜ
brzegu w górę rzeki.
Kiedy dotarł do oddziału, Job zajmował się dwoma rannymi Shanganami.
– Ten ma kilka złamanych Ŝeber i pęknięty obojczyk. – Job skończył bandaŜować
pacjenta i wskazał na drugiego rannego. – Tego zostawiłem dla ciebie.
– Dziękuję za uznanie – mruknął niechętnie Sean oglądając złamane ramię. – Nie
wygląda to najpiękniej.
– Ładnie to określiłeś – zgodził się Job. Co najmniej pięć centymetrów kości
ramiennej wystawało z pokrytej ciemną krwią rany. Nad skrzepami unosiły się z
bzyczeniem metalicznoniebieskie muchy. Sean odgonił je machnięciem ręki.
– Co zrobiłeś do tej pory?
– Dałem mu garść proszków przeciwbólowych z apteczki.
– To powinno oszołomić nawet bawołu. – Sean skinął głową. – Znajdź mi
kawałek nylonowej linki i dwóch najsilniejszych Shanganów.
Ramię skurczyło się mocno i Sean musiał je naciągnąć, Ŝeby złoŜyć złamane
końce razem. Zawiązał linkę wokół nadgarstka rannego i dal jej końce partyzantom.
– Kiedy powiem ciągnijcie, to macie ciągnąć z całej siły, jasne? – rozkazał. –
Dobra, Job, przytrzymaj go.
Wykonywali juŜ razem taką operację i to nawet często. Job usiadł za rannym,
otoczył go rękami i zacisnął uścisk na piersiach.
– Będzie bolało – Sean przestrzegł partyzanta i spojrzał na linę. – Ciągnąć! –
MęŜczyźni zaparli się z całej siły.
Ranny męŜczyzna otworzył szeroko oczy, a na skórę wystąpiły mu gęsto krople
potu.
– Mocniej! – Sean warknął na Ferdinanda i ramię zaczęło się wydłuŜać. Ostre
końce złamanej kości znikły w ciele.
Shangan zacisnął z całej siły zęby, zgrzytając nimi, Ŝeby nie krzyknąć z bólu.
Ostry dźwięk przypominający pocieranie dwóch kawałków szkła przejął Seana
dreszczem.
Kość wskoczyła na swoje miejsce w spuchniętej ranie i Sean usłyszał, jak oba
końce układają się z trzaskiem w ciele.
– Dobra! Tak trzymać! – zawołał i sprawnie nałoŜył po obu stronach złamania
łubki z apteczki, przytwierdził je plastrem zaciskając go silnie, choć nie na tyle, Ŝeby odciąć dopływ krwi, i skinął głową Ferdinandowi.
– Puszczajcie, tylko powoli. – Obaj Shangani wolno zmniejszyli napręŜenie linki.
Łubki utrzymały się w miejscu.
– Kolejny przełom w chirurgii – mruknął Job. – To była bardzo elegancka i
wyrafinowana operacja, doktorku.
– MoŜesz chodzić? – zapytał Sean swojego pacjenta. – Czy mamy zanieść cię do
obozu?
– Oczywiście, Ŝe mogę chodzić. – śołnierz był oburzony. – Myślisz, Ŝe jestem
jakąś babą?
– Gdybyś był, to zaŜądalibyśmy za ciebie najwyŜszej ceny – uśmiechnął się do
niego Sean i wstał z ziemi.
– Przyjrzyjmy się łupowi – zaproponował Jobowi. Mieli pierwszą okazję, Ŝeby
obejrzeć zawartość ładunku.
Pod rozłoŜystymi gałęziami afrykańskiego mahoniu ułoŜono trzydzieści pięć
skrzyń. Wraz z Ferdinandem i czterema innymi Shanganami posortowali materiał
układając skrzynie w rzędy podług ich zawartości wypisanej ołówkiem na pokrywach.
Trzydzieści trzy z nich, kaŜda o wadze 68 kilogramów, były oznaczone
następująco:
SYSTEM ZDALNIE STEROWANYCH RAKIET STINGER 1 x UCHWYT Z
ANTENĄ 1 x WYSZUKIWACZ 5 x ZAŁADOWANE WYRZUTNIE – To daje
Chinie 165 strzałów, a po strąceniu tego dzisiejszego hinda, zostaje klucz złoŜony z jedenastu maszyn – wyliczył Job. – Dla mnie wygląda to całkiem nieźle.
– Biorąc pod uwagę, jak niektórzy z tych zuchów strzelają, będzie potrzebował
kaŜdej z tych rakiet – zauwaŜył Sean, ale po spojrzeniu na następną skrzynię wyraz pesymizmu ustąpił z jego twarzy. – No, no! Tutaj mamy coś do szkolenia!
Jedna z dwóch pozostałych skrzyń była oznaczona:
SYSTEM ZDALNIE STEROWANYCH RAKIET STINGER ZESTAW
TRENINGOWY M 134.
SYMULATOR – To uczyni czyjeś Ŝycie znacznie łatwiejszym – zgodził się Job.
Zdobyte podręczniki wyjaśniały posługiwanie się systemem ćwiczebnym, który
pozwalał instruktorowi monitorować sposób celowania ucznia w czasie
symulowanego strzału. Ktokolwiek miał podjąć się nauki oddziałów Renamo
posługiwania się tym sprzętem, będzie miał ogromne ułatwienie.
Dopiero jednak kiedy Sean wziął ostatnie, najmniejsze pudełko, uświadomił
sobie, jak cenny łup zdobyli.
Na pokrywie było napisane:
SYSTEM ZDALNIE STEROWANYCH RAKIET STINGER
OPROGRAMOWANIE ZMODYFIKOWANE 1 – O kurczę. – Sean aŜ zagwizdał. –
Zdobyliśmy post, nie czy ogrodowy system, ale cholerny post!
– Obejrzyjmy to sobie! – Job był równie podniecony.
Sean zawahał się jak dziecko, które kusi, Ŝeby obejrzeć prezenty przed Gwiazdką.
Spojrzał na niebo rozglądając się za hindami i myśląc jednocześnie, jak dziwnie łatwo przejął ten zwyczaj od Shanganów.
– Tak nie moŜemy wyruszyć przed zapadnięciem zmroku. Mamy do zabicia
mnóstwo czasu – zdecydował i wyciągnął bagnet zza pasa Ferdinanda.
Delikatnie podwaŜył wieko skrzyni i zdjął przykrywający zawartość styropian.
Dyskietki znajdowały się w specjalnym plastikowym opakowaniu. Przesunął zatrzaski
na wieku i otworzył pudełko. Kilkadziesiąt pokolorowanych według specjalnego kodu
dyskietek było popakowane w przezroczyste koperty i ułoŜone w przegródkach. O
tym oprogramowaniu czytali w podręcznikach zabranych Carlyle’owi.
– Przynieś instrukcje – polecił Jobowi. Kiedy Job wrócił z torbą, usiedli przed
pudełkiem i zaczęli wertować gruby tom zawierający opis działania systemu.
– Mam! System atakowania hindów! Dyskietka koloru czerwonego, numer
S.42.A.
W tym systemie rakiety Stinger mogły być zaprogramowane do atakowania
róŜnych celów na podstawie znanych taktyk i częstotliwości charakterystycznych dla danego typu helikoptera. Wystarczyło włoŜyć odpowiednią dyskietkę do konsoli
wyrzutni, Ŝeby rakieta zmieniła technikę ataku.