Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.access 2003 pl kurs-rozdział helion Jednak to, co jest zaletą programu Access na etapie tworzenia czy testowania bazy danych może okazać się jego wadą w czasie...<input type="submit" name="Submit" value="Submit"> </form> </body> </html> Rozdział 4 – Operacje na...ROZDZIAł 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy użyciu kciukaWyciągnij przed siebie rękę z podniesionym kciukiem...W swoim klasycznym studium4 Berle i Means podkrelali, e to daleko posunite rozproszenie wasnoci kapitau akcyjnego doprowadzio do rozdziau wasnoci i kontroli...Stała przed swoim roboczym terminalem, gryząc jabłko i przysłuchując się, jak program czyta czwarty rozdział jej książki o Thomasie Painie...ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Następne dwanaście lat - mówiła dalej pani Dean - po tym smutnym okresie były to najszczęśliwsze lata mojego życia...WSTĘPW rozdziale tym omówiono kilka najczęściej wymienianych proble­mów związanych z czytaniem - bezgłośne wymawianie, wskazywanie palcem,...(Za: Rossi, 1972/1985) W rozdziale drugim wspomnieliśmy o oryginalnym pomyśle Bernheima, który za podstawowy mechanizm transdukcji informacji w...Wyraz twarzy jest szczególnie ważny, jak widzieliśmy to już w poprzednich rozdziałach, jako podstawowa forma wizualnego porozumiewania się u naszego gatunku...  ROZDZIAŁ XVIII Choć wciąż znajdowali się na rozległych mokradłach, Garion miał wrażenie, że istnieje pewna subtelna różnica...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Może ci się spodobać. Mam taką nadzieję. A jeśli ci się spodoba, czytelniku, tak jak ireszta tej książki, to czy powiesz o tym swoim przyjaciołom i będziesz próbował namawiać ich, aby, tak jak ty, kupili tę książkę? Dostaję jedynie dwadzieścia centów od każdej sprzedanej sztuki; nie jest to dużo w dzisiejszych czasach, lecz suma staje się pokaźna, gdy zostanie sprzedanych dwa lub trzy tysiące egzemplarzy. Będą sprzedane, jeśli wszystkim książka spodoba się tak bardzo jak tobie czy mnie. I posłuchaj, czytelniku. Chodzi oto, co mówiłem - że z przyjemnością przeczytałbym, cokolwiek napisałeś. To nie było czcze gadanie. Przynieś, co napisałeś, a razem to przejrzymy. Jeśli będziesz chciał, mogę poprawić kawałki. Nie uważam jednak, że to jedyny sposób na recenzowanie. Jeżeli w tej twojej książce jest coś, co ci się nie podoba, napisz po prostu do firmy Jonathan Cape. Poprawią ci tekst. Lub zrobię to ja osobiście, co bardziej mi odpowiada. Wiesz, co o tobie myślę, czytelniku. Nie jesteś zły ani zdenerwowany tym, co powiedziałem na temat Scotta Fitzgeralda? Mam nadzieję, że nie. Zamierzam teraz napisać następny rozdział. Pan Fitzgerald poszedł, a pan Dos Passos wyjechał do Anglii i myślę, że mogę ci przyrzec, że będzie to kapitalny rozdział. A przynajmniej tak dobry, jak tylko będę potrafił napisać. Obaj wiemy, jak może być dobry, o ile czytujemy notki na okładkach.Czyż nie tak, czytelniku? Rozdział 2.
W jadłodajni. Wszyscy są w jadłodajni. Niektórzy nie widzą innych. Każdy jest pochłonięty sobą. Czerwonoskórzy zaabsorbowani są czerwonoskórymi. Biali mężczyźni zaabsorbowani białymi mężczyznami lub kobietami. Czerwonoskórych kobiet nie ma. Czy nie ma już skwaw? Co stało się ze skwaw? Czy straciliśmy nasze amerykańskie skwaw? Przez drzwi cicho weszła do sali skwaw. Odziana była jedynie w zniszczone mokasyny. Na plecach niosła indiańskie dziecko. Towarzyszył jej pies husky. -Nie patrzcie! - krzyknął komiwojażer do kobiet przy kontuarze. -Ty! Wynoś się stąd! - wrzasnął właściciel jadłodajni. Skwaw została siłą wyrzucona przez czarnego kucharza. Słyszeli, jak dostawała lanie na śniegu. Pies husky szczekał. -Mój Boże! Do czego to mogło doprowadzić! - Scripps O’Neil otarł czoło serwetką. Indianie przyglądali się z niewzruszonymi twarzami. Yogi Johnson był niezdolny do wykonania żadnego ruchu. Kelnerki zasłaniały twarze serwetkami lub czymkolwiek, co miały pod ręką. Pani Scripps zasłoniła oczy „American Mercury”. Scripps O’Neil poczuł się słabo. Był wstrząśnięty. Kiedy ta skwaw weszła do sali, coś się w nim poruszyło, ogarnęło go jakieś nieokreślone pierwotne uczucie. -Ciekawe, skąd przyszła ta skwaw? - spytał komiwojażer.
-Ona moja skwaw - powiedział mały Indianin.
-Dobry Boże, człowieku! Nie możesz jej ubrać? - zawołał Scripps O’Neil głuchym głosem, wktórym słychać było nuty przerażenia. -Ona nie lubić ubrań - wyjaśnił mały Indianin. - Ona Indianka z puszczy. Yogi Johnson nie słuchał. Coś w nim pękło. Coś trzasnęło, kiedy ta skwaw weszła do sali. Doznał nowego uczucia. Uczucia, które, jak sądził, zatracił raz na zawsze. Na zawsze. Zatracił. Odeszło na stałe. Wiedział teraz, że to pomyłka. Teraz było z nim wszystko w porządku. Przekonał się o tym przez najzwyczajniejszy przypadek. Nie wpadłoby mu to do głowy, gdyby ta skwaw nie przyszła do jadłodajni. Jakie czarne miał myśli! Był na krawędzi samobójstwa. Autodestrukcja. Zabić się. W tej jadłodajni. Jakiż popełniłby błąd. Teraz to wiedział. Jak mógł tak sfuszerować życie. Zabić się. Pozwólmy teraz nadejść wiośnie. Pozwólmy. Nie może nadejść dostatecznie szybko. Pozwólmy nadejść wiośnie. Był na nią gotów. -Posłuchajcie - zwrócił się do dwóch Indian. - Chcę wam opowiedzieć o czymś, co przytrafiło mi się w Paryżu. Dwaj Indianie pochylili się do przodu.
-Biały wódz zejść na ziemię - zauważył wysoki Indianin.
-Myślałem o pięknej rzeczy, jaka przydarzyła mi się w Paryżu - zaczął Yogi. - Wy, Indianie, znacie Paryż? Dobrze. To, co mogło być najokropniejszą rzeczą, jaka mnie spotkała, skończyło się dobrze. Indianie chrząkali. Znali swój Paryż.