Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Zapytałem Lenny'ego, dlaczego wprowadzili z Cheryl takie surowe zasady, a on odparł: „Rzecz nie w tym, jakie są te zasady, lecz w tym, że w ogóle są”...– A to znaczy? – zapytał Ethan, wbijając palce nóg w ciepło futrzanego koca...- Uważasz, że to zabawne? - zapytał Henry, a w jego głosie zamiast wściekłości wyczuwało się raczej zdumienie...- Sądzisz, że spróbują tobie również jakoś zaszkodzić? -zapytała Bair, a Egwene żywo przytaknęła...W n i o s e k: est-ce que mona uy tylko wwczas, gdy na kocu nia jest znak zapytania...- Dlaczego, na litość boską, dałeś temu złamasowi colę? - zapytał za moimi plecami Percy...Hugh Loredon przeżuwał przez kilka chwil tę propozycje, po czym zapytał...- Jak wtedy, gdy szpital przejął kontrolę nad patologią i radiologią? - zapytała Angela...- Jesteś pewien, że dasz radę?- zapytała niespokojnie Wieiah...- Skąd to masz? - zapytał, podsuwając jej opakowanie pod nos...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


— Porozmawiajmy o czym innym, dobrze, kochanie? — od­powiedziała mama.
Fale robiły się coraz większe i było coraz fajniej. Stąd, gdzieś­my byli, widać było pensjonat: wydawał się bardzo mały i rozpoznałem okno wychodzące na naszą wannę, bo mama roz­wiesiła do suszenia swój czerwony kostium. Podobno na Wyspę Mgieł płynie się godzinę. To cała podróż!
— Wie pan — powiedział do taty pan Lanternau — znam kawał, który pana ubawi. Niech pan posłucha: dwóch włóczę­gów miało ochotę na spaghetti...
Niestety nie mogłem dowiedzieć się, co było dalej, bo resz­tę pan Lanternau opowiedział tacie na ucho.
— Niezły — przyznał tata — a czy zna pan kawał o leka­rzu, który leczył pacjenta na niestrawność? — a ponieważ pan Lanternau go nie znał, tata opowiedział mu na ucho. Zwario­wać z nimi można! Mama nie słuchała, patrzyła w stronę pen­sjonatu. Pani Lanternau jak zwykle nic nie mówiła. Ona zaw­sze wygląda, jakby była trochę zmęczona.
Przed sobą mieliśmy Wyspę Mgieł, była jeszcze daleko i wy­glądała bardzo ładnie na tle białej piany. Ale pan Lanternau nie patrzył na wyspę, tylko na tatę i, śmieszny pomysł, uparł się, żeby mu opowiedzieć, co jadł w jakiejś restauracji przed wyjazdem na wakacje. A tata, który przecież zwykle nie lubi rozmawiać z panem Lanternau, wyliczył wszystko, co jadł na przyjęciu, jakie mu wyprawiono z okazji pierwszej ko­munii.
W końcu od tego słuchania zachciało mi się jeść. Chcia­łem poprosić mamę, żeby mi dała jajko na twardo, ale nie usłyszała, bo ręce trzymała na uszach, pewnie z powodu wiatru.
— Wygląda pan trochę blado — powiedział pan Lanternau do taty — dobrze by panu zrobił kubek letniego baraniego łoju.
— Tak — powiedział tata — to całkiem niezłe z ostrygami, polanymi gorąca czekoladą.
Wyspa Mgieł była już niedaleko.
— Wkrótce będziemy na miejscu — powiedział pan Lanter­nau do taty — co by pan powiedział na zimny sznycel albo ka­napkę, zanim wysiądziemy?
— Ależ z przyjemnością — odpowiedział tata — morskie po­wietrze pobudza apetyt!
I tata wziął koszyk z suchym prowiantem, a potem zwrócił się do właściciela statku.
— Może kanapkę, kapitanie, zanim dobijemy? — zapytał. No i w ogóle nie dopłynęliśmy do Wyspy Mgieł, bo na wi­dok kanapki właściciel statku strasznie się rozchorował i trze­ba było czym prędzej wracać do portu.
Na plaży pojawił się nowy nauczyciel gimnastyki i rodzice pospie­szyli zapisać dzieci na lekcje. W swej rodzicielskiej mądrości sądzili, że zapewnienie dzieciom zajęcia przez godzinę dziennie wyjdzie wszy­stkim na dobre.
Gimnastyka
 
 
Wczoraj przyszedł nowy nauczyciel gimnastyki.
— Nazywani się Hektor Duval — powiedział — a wy?
— My nie — odpowiedział Fabrycy i to nas
okropnie rozśmieszyło. Byłem na plaży z chłopakami z pensjonatu, Błażejem, Fortu­natem, Mamertem — ale z niego głupek! — Ireneuszem, Fa-brycym i Kosmą. Na lekcję gimnastyki przyszło jeszcze masę innych chłopaków, ale oni są ż pensjonatów Albatros i Mewa i my ich nie lubimy.
Kiedyśmy skończyli się śmiać, nauczyciel zgiął ręce i zro­biły mu się na nich dwie góry mięśni.
— Chcielibyście mieć takie bicepsy? — zapytał.
— Phi — odpowiedział Ireneusz.
— Mnie się to nie podoba — skrzywił się Fortunat, ale Kos­ma powiedział, że tak, czemu nie, on chciałby mieć takie rze­czy na rękach, żeby się chwalić przed chłopakami w szkole. Denerwuje mnie ten Kosma, zawsze chce zwrócić na siebie uwagę. Nauczyciel powiedział:
— Więc jeśli będziecie grzeczni i jeśli będziecie pilnie uczę­szczać na lekcje gimnastyki, po powrocie z wakacji wszyscy będziecie mieli takie muskuły.
Potem poprosił, żebyśmy się ustawili rzędem, a Kosma po­wiedział do mnie: