Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jennifer odepchnęła jego rękę.
- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to od doktora Vandermera.
- Nie wierzę. On nigdy nie przepisałby tego świństwa. Dziewczyna uwolniła ramię z uścisku męża.
- Chcesz powiedzieć, że kłamię?
Adam wrócił do łazienki i wysypał na dłoń kilka żółto-niebieskich tabletek. Bez wątpienia był to pregdolen.
- Słyszałeś, co powiedziałam? - zawołała Jennifer.
- Nie chcę, byś zażywała ten lek. Czy masz tego więcej?
- Będę się stosować do wskazówek lekarza. Od kiedy zaczęłam brać te pigułki, po raz pierwszy od miesięcy nie miałam mdłości. A poza tym nie zapominaj, że sam mnie wysłałeś do Vandermera.
- Ale teraz już tam nigdy nie pójdziesz - oznajmił Adam. Wziął z półki kosmetyczkę żony i zajrzał do środka. Na samym wierzchu leżało kilka opakowań pregdolenu.
- Lubię doktora Vandermera i ufam mu - krzyknęła Jennifer, usiłując wyrwać kosmetyczkę z rąk męża. - Oddaj mi to!
Adam wyjął wszystkie opakowania pregdolenu i dopiero wtedy puścił torebkę.
- Posłuchaj! - zaczął - Nie chcę, żebyś brała ten środek. Jest niebezpieczny.
- Gdyby był niebezpieczny, doktor Vandermer by mi go nie dał. I zamierzam brać to lekarstwo. W końcu to ja mam mdłości, a nie ty. Powinieneś też pamiętać, że na razie nie jesteś jeszcze lekarzem, a jedynie zwykłym sprzedawcą leków.
Adam podniósł nogą klapę toalety, otwierając jednocześnie buteleczki z pregdolenem.
- Oddaj mi moje lekarstwo! - wrzasnęła Jennifer, przeczuwając jego zamiar.
Adam wrzucił do toalety zawartość pierwszego opakowania.
Dziewczyna rozpaczliwie wyrwała mu jedną z buteleczek i uciekła do sypialni. Adam, oszołomiony, wahał się przez moment, po czym pobiegł za nią. Przez chwilę stali twarzą w twarz, mierząc się wzrokiem. W pewnej chwili Jennifer rzuciła się pędem do łazienki i próbowała zamknąć drzwi na zasuwkę. Nie zdążyła jednak tego zrobić, bo Adam wsunął nogę między drzwi. Siłowali się przez moment, ale drzwi nieuchronnie się otwierały. W końcu Jennifer puściła klamkę. Cofała się w kierunku wanny, chowając za plecami buteleczkę.
- Oddaj mi to - rozkazał Adam. Dziewczyna potrząsnęła głową. Dyszała ciężko.
- A więc dobrze - warknął, chwytając ją za rękę.
- Nie! - wrzasnęła.
Po kolei odgiął jej wszystkie palce, zabrał buteleczkę i opróżnił ją do toalety. Jennifer okładała go pięściami po plecach. Aby się zasłonić, machnął ręką i niechcący uderzył ją w głowę. Oszołomiona, zatoczyła się na ścianę.
Adam wyrzucił do toalety pozostałe tabletki i spuścił wodę. Potem odwrócił się, ale Jennifer była zbyt wściekła, żeby słuchać jego przeprosin.
- Nie jesteś moim lekarzem - krzyknęła. - Mam już dosyć codziennych mdłości i jeśli on daje mi lekarstwo, żebym poczuła się lepiej, to mam zamiar je brać.
Pobiegła do sypialni i ściągnęła z szafy walizkę.
- Jennifer, co chcesz zrobić? - spytał, chociaż jej zamiary były zupełnie oczywiste. Nie odpowiedziała. Zaczęła składać swoje ubrania i wrzucać je do walizki. - Słuchaj, zdarzają się między nami nieporozumienia, ale to nie powód, żeby od razu odchodzić.
Dziewczyna spojrzała na niego. Jej policzki płonęły.
- Jadę do domu. Jestem zmęczona, nie czuję się dobrze i mam dosyć tych ciągłych kłótni.
- Kocham cię, Jennifer. Zabrałem te tabletki tylko dlatego, by ochronić nasze dziecko.
- Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobiłeś. Muszę wyjechać na parę dni. - Podeszła do telefonu; usłyszał, jak dzwoni do ojca i umawia się, że weźmie taksówkę do jego biura, a stamtąd razem pojadą do domu.
- Jennifer, błagam cię, nie rób tego - prosił, gdy ponownie zabrała się do pakowania rzeczy. Ona jednak nawet na niego nie spojrzała. Zamknęła walizkę, wzięła torebkę i bez słowa wyszła z mieszkania.