Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
— Wiesz, co mi kiedyś powiedział?
— O ile go znam — zaczął Jason — podejrzewam...
— Powiedział, że jestem najspokojniejszą osobą, jaką zna. Czy to nie interesujące?
Widział, jak zapadam w jeden z moich transów... no wiesz: kiedy leżę i krzyczę, a jednak
powiedział coś takiego. Myślę, że to bardzo bystry człowiek, naprawdę. Nie uważasz?
— O tak.
— Czy możemy teraz wrócić do mojego pokoju? — spytała Kathy. — I pieprzyć się
jak króliki?
Jęknął ze zdumienia. Czy naprawdę to powiedziała? Obrócił się i usiłował wyczytać
coś z jej twarzy, ale właśnie przechodzili między neonami; było ciemno. Jezu, powie-
dział sobie. Muszę się jakoś z tego wyrwać! Muszę odnaleźć drogę do mojego świata!
— Czy moja szczerość cię niepokoi?
41
— Nie — odparł ponuro. — Szczerość nigdy mnie nie niepokoi. Gdy się jest osobi-
stością, trzeba do niej przywyknąć. — Nawet do takiej, pomyślał. — Do wszelkich ro-
dzajów szczerości — ciągnął. — Przede wszystkim do takiej jak twoja.
— A jaka jest ta moja? — spytała Kathy.
— To szczera szczerość.
— A więc naprawdę mnie rozumiesz.
— Tak — skinął głową. — Naprawdę.
— I nie spoglądasz na mnie z góry? Jak na nic niewartą osóbkę, która powinna być
martwa?
— Nie — rzekł. — Jesteś bardzo ważną osobą i bardzo uczciwą. Jedną z najuczciw-
szych i najbardziej bezpośrednich osób, jakie spotkałem w życiu. Tak uważam, przysię-
gam na Boga.
Przyjaźnie poklepała go po ramieniu.
— Nie musisz aż tak się podniecać. Zachowuj się naturalnie.
— Jestem naturalny — zapewnił ją. — Mówię szczerze.
— To dobrze — powiedziała Kathy. Była uszczęśliwiona. Najwidoczniej rozwiał jej
obawy; była go już pewna. A od tego zależało jego życie... Czy rzeczywiście? Czy nie ka-
pitulował przed jej patologicznym rozumowaniem? W tym momencie sam już nie wie-
dział.
— Słuchaj — zaczął niepewnie. — Zamierzam ci coś powiedzieć i chcę, żebyś uważ-
nie słuchała. Powinnaś siedzieć w szpitalu dla umysłowo chorych. — Dziwne, przeraża-
jące, ale nie zareagowała; nic nie powiedziała. — Ponadto — dodał — zamierzam uciec
od ciebie najdalej, jak zdołam.
Wyrwał rękę, odwrócił się i poszedł w przeciwną stronę, ignorując ją. Zagubił się
wśród zwyczajnych, którzy kłębili się na nędznych, oświetlonych neonami ulicach tej
odpychającej dzielnicy.
Zgubiłem ją, myślał, a przy okazji zgubiłem też siebie.
I co teraz? Przystanął i rozejrzał się wokół. Czy noszę mikronadajnik, tak jak mówi-
ła? — zadawał sobie pytanie. Czy zdradzam się przy każdym kolejnym kroku?
Miły Charley, pomyślał, radził mi odszukać Heather Hart. Jak wiedzą wszyscy zwią-
zani z telewizją, Miły Charley nigdy się nie myli.
Tylko czy pożyję wystarczająco długo, żeby dotrzeć do Heather Hart? A jeśli do niej
dotrę i noszę mikronadajnik, czy nie skażę jej w ten sposób na śmierć? Jak nosiciel cho-
roby zakaźnej. Poza tym, myślał, jeśli nie zna mnie Al Bliss ani Bili Wolfer, dlaczego mia-
łaby mnie znać Heather? Heather jest jednak szóstakiem, jak ja. Jedynym szóstakiem,
jakiego znam. Może na tym polega różnica, jeśli w ogóle jest jakaś różnica.
Znalazł budkę telefoniczną, wszedł, zamknął drzwi, odcinając się od hałasu uliczne-
go, i wrzucił do otworu złotą monetę.
42
Heather Hart miała kilka zastrzeżonych numerów telefonu: kilka dla spraw służbowych, kilka dla bliskich przyjaciół, a jeden — mówiąc bez ogródek — dla kochanków.
On, oczywiście, znał ten numer, będąc dla Heather tym, kim był — i — miał nadzieję
— jest nadal.
Ekran rozjaśnił się. Dostrzegł przesuwające się kształty świadczące o tym, że odebra-
ła telefon w samochodzie.
— Cześć — powiedział Jason.
— Kim do diabła jesteś? — spytała Heather, osłaniając oczy, żeby go dostrzec.
Jej zielone oczy błyszczały. Rude włosy lśniły.
— Jason.
— Nie znam nikogo o imieniu Jason. Skąd masz ten numer? Była zaniepokojona,
a także szorstka.
— Rozłącz się, do cholery! — wrzasnęła, marszcząc brwi, i spytała ponownie: — Kto
dał ci ten numer? Podaj mi jego nazwisko.
— Ty podałaś mi ten numer sześć miesięcy temu, kiedy zainstalowałaś ten telefon.
Najbardziej prywatna z twoich prywatnych linii, prawda? Czy nie tak powiedziałaś?
— Kto ci to powiedział?
— Ty. Byliśmy w Madrycie. Ty na planie, a ja na sześciotygodniowych wakacjach pół
mili od twojego hotelu. Przylatywałaś po mnie swoim rollsem codziennie około trzeciej
po południu. Zgadza się?
— Czy reprezentujesz jakąś gazetę? — spytała Heather uprzejmym, dobitnym gło-
sem.
— Nie — odparł Jason. — Jestem twoim ukochanym numer jeden.
— Kim?
— Twoim kochankiem.