Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.{Authoritarian_Governor} Apodyktyczny namiestnik{Authoritarian_Governor_desc}Ten czBowiek wierzy, |e ludzie sprawujcy wBadz powinni mie peBn kontrol nad spoBeczeDstwemW warunkach wolnoci ludzie ukadaj swoje stosunki tak, e d do kontaktowania si z tymi, ktrzy s dla nich sympatyczni, i unikaj tych, ktrzy im dostarczaj...Choć dodatkowe wyniki uzyskane przez Langer wykazały istnienie wielu sytuacji, w których ludzie nie zachowują się w taki automatyczny sposób, badaczka ta jest...Prowadzący kampanie antynikotynowe popełniają jeden wielki błąd, a polega on na tym, że rzadko zadają sobie pytanie, dlaczego ludzie w ogóle chcą palić? Wydaje...zwierzętom, ponieważ podobnie jak ludzie mogą one odczuwać ból icierpienie, oraz zmniejszenia praw dzieci i starszych ludzi, którym brakujepewnych...Bo klimat tu inny niż w Berkeley, mgła od morza nie dochodzi, niebo stale niebieskie, wszystko sprażone, więc ludzie i zieleń idą razem...- ZAMIERZAŁEM PÓJŚĆ ZA JEJ PRZYKŁADEM, KIEDY POJAWILIŚCIE SIĘ WY, INTERESUJĄCY LUDZIE, ZNAJĄCY ZAGADKI!- Zaczekaj! - odezwał się Eddie, podnosząc...W każdym społeczeństwie ludzie klasyfikują się nawzajem jako mężczyźni i kobiety; na podstawie tego rozróżnienia przekonania i normy...- Nosisz insygnia zielonego wojownika, idzie za tobą kalot, a masz postać taką, jak czerwoni ludzie...gicznych na to, że ludzie pozostają zdrowi, kierunku we współczesnej medycynie, przedstawionymi lekarze interniści ...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


„Nie” - pomyślała, gdy znów zaczęła normalnie oddychać. „To ktoś inny, lecz w pewnym sensie on. Ten człowiek był rewolwerowcem i podobieństwo między nim, prawdopodobnie martwym od tysiąca lat lub dłużej, a Rolandem, to cała prawda o <i>ka-tet</i>...”
Na południu zagrzmiało. Błyskawice przecięły pędzące po niebie chmury. Susannah żałowała, że nie może dokładniej się przyjrzeć posągowi na dachu oraz otaczającym budynek zwierzętom. Na każdym z nich najwidoczniej wyryto jakieś słowa i podejrzewała, że warto byłoby je odczytać. Jednakże w tych okolicznościach nie mieli czasu do stracenia.
W miejscu, gdzie ulica Żółwiowa spotykała się z placem Dworcowym, na bruku był namalowany szeroki czerwony pas. Maud i facet, którego Eddie nazywał Jeevesem, zatrzymali się w bezpiecznej odległości od tego znaku.
- Dalej nie pójdziemy - powiedziała stanowczo Maud. - Możecie nas zabić, ale każdy człowiek i tak kiedyś odda duszę bogom, a wolę umrzeć po tej stronie granicy. Nie zamierzam narażać się Blaine’owi dla obcych.
- Ja też - dodał Jeeves. Zdjął zakurzony melonik i przyciskał go do nagiej piersi. Wyraz jego twarzy zdradzał trwożny szacunek.
- Świetnie - powiedziała Susannah. - Zjeżdżajcie stąd, oboje.
- Strzelicie nam w plecy, jak tylko się odwrócimy - powiedział drżącym głosem. - Założę się o mój zegarek.
Maud pokręciła głową. Krew na jej twarzy zastygła, zmieniając ją w groteskową maskę.
- Rewolwerowcy nigdy nie strzelają w plecy... tyle wiem.
- To oni twierdzą, że nimi są. Nie wiemy, czy na pewno tak jest.
Maud wskazała na wielki rewolwer z wytartą rękojeścią z sandałowego drewna w dłoni Susannah. Jeeves spojrzał na broń... i po chwili wyciągnął rękę do kobiety. Gdy Maud ujęła jego dłoń, dla Susannah oboje przestali być niebezpiecznymi mordercami. Teraz wyglądali raczej jak Jaś i Małgosia, a nie Bonnie i Clyde: zmęczeni, przestraszeni, stropieni i od tak dawna zagubieni w tym mieście, że zdążyli się tu już zestarzeć. Przestali budzić w niej lęk i nienawiść. Czuła tylko litość i głęboki smutek.
- Szerokiej drogi, wam obojgu - odezwała się łagodnie. - Idźcie, dokąd chcecie, i nie obawiajcie się, że spotka was jakaś krzywda z naszej strony.
Maud skinęła głową.
- Wierzę, że nie chcecie nas skrzywdzić, i wybaczam wam, że zastrzeliliście Winstona. Posłuchajcie jednak mnie i słuchajcie uważnie: trzymajcie się z daleka od stacji. Jakiekolwiek macie powody, żeby tam wejść, wierzcie mi... nie są wystarczające. Na stacji Blaine’a czeka was śmierć.
- Nie mamy wyboru - odparł Eddie i w tym momencie nad ich głowami huknął grom, jakby na potwierdzenie tych słów. - Teraz pozwól, że ja wam coś powiem. Nie wiem, co jest pod miastem, a czego nie ma, ale wiem na pewno, że te bębny, których tak się boicie, to nagranie... muzyczny podkład piosenki ułożonej w świecie, z którego pochodzimy ja i moja żona. - Spojrzał na ich puste twarze i ze zniechęceniem rozłożył ręce. - Słodki Jezu, nie kapujecie? Zabijacie się wzajemnie z powodu kawałka, który nawet nigdy nie ukazał się na singlu!
Susannah położyła dłoń na jego ramieniu, usiłując go uspokoić. Przez chwilę nie reagował, wodząc wzrokiem od Jeevesa do Maud i znów do mężczyzny.
- Chcecie zobaczyć potwory? No to dobrze przyjrzyjcie się sobie. A kiedy wrócicie do tego bajzlu, który nazywacie swoim domem, przyjrzyjcie się waszym przyjaciołom i krewnym.
- Nic nie rozumiecie - odparła Maud. Oczy miała posępne i mroczne. - Ale zrozumiecie. Taak, na pewno.
- Idźcie już - powiedziała spokojnie Susannah. - Nasza rozmowa nic nie daje, bo słowa padają w próżnię. Po prostu idźcie swoją drogą i spróbujcie przypomnieć sobie oblicza waszych ojców, gdyż myślę, że już dawno o nich zapomnieliście.
Tamci dwoje bez słowa odeszli tą samą drogą, którą przyszli. Od czasu do czasu jednak oglądali się za siebie i wciąż trzymali za ręce. Jaś i Małgosia, zagubieni w ciemnym lesie.
- Zabierzcie mnie stąd - westchnął Eddie. Zabezpieczył rugera, wepchnął go z powrotem za pasek spodni, a potem przetarł zaczerwienione oczy. - Zabierzcie mnie stąd, to wszystko, czego chcę.