ďťż
Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, Ĺźeby mĂłc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.ROZDZIAł 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy uĹźyciu kciukaWyciągnij przed siebie rękę z podniesionym kciukiem...Tansy odwraca kartkę (na froncie albumu wytłoczono: ZŁOTE WSPOMNIENIA) i oto widzi siebie i Irmę na pikniku Mississippi Electrix, kiedy dziewczynka miała cztery...BudowĂŞ kolejowego mostu na DŸwinie przyjmujš na siebie wojska polskie; w ich zarzšdzie bĂŞdzie rĂłwnieÂż wskazany most i linia kolejowa do stacji DŸwiĂąska...– Tak zrobimy, kiedy tylko tam się dostaniemy! – odparł jak zwykle pewny siebie Wilczy WĂłdz...„To tylko załoĹźenie, Ĺźe on tam jest, tylko taka moĹźliwość — mĂłwił do siebie...W inne dni, kiedy juĹź nie mogliśmy bez siebie wytrzymać, szliśmy do ktĂłregoś z bardziej odległych kin: Ochoty, Wisły czy Feminy i tam jak para nastolatkĂłw...Mostkowanie bezprzewodowe umoĹźliwia łączenie sieci LAN znajdujących się względnie blisko siebie, ale mających rĂłwnieĹź średnice bliskie maksymalnym...Po czym dodał półgłosem i jak gdyby do samego siebie: - Tam do licha! Cóş za okazja dla Jego KrĂłlewskiej Mości, miałby z tego zucha wybornego...Wymienione cechy grup terrorystycznych stanowiš o ich atrakcyjnoœci przede wszystkim dla osób niezadowolonych z siebie, Ÿle zaadaptowanych we202własnych...- Prawdziwy Smok się Odrodził - powiedziała Ve­rin prawie do siebie - i tym samym WzĂłr nie ma juĹź miejsca na fałszywe Smoki...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Czekaliœmy więc, aż ten płacz sam w niej nadstanie lub zdarzy się coœ, co jej
pomoże skończyć płakać. Wpadnie sšsiadka, wołajšc od progu:
- 'Ryby majš! Kupi pani?! Nabili minami w Wiœle. A to pani płacze. Stało się
coœ?
I matka wdzięczna sšsiadce za te ryby, choć ich nie kupi, spyta:
206
- A po ile chcš? - Po czym otrze łzy, wysmarka nos. - Może bym i kupiła. Ale
kupiłam już ser, to chciałam dzisiaj klusek z serem ugotować.
Albo nagle ktoœ tam zacznie kłócić się na dworze, bo tzęsto kłócili się ludzie
na Rybitwach, a najczęœciej salowa szpitalna Madejska z Bazylukowš, wdowš po
policjancie, choć wtedy jeszcze nie wiadomo było, czy wdowš, że jej mšż, czyli
Madejski, pracujšcy przy wyrębywaniu dębowych przęseł po dwóch zburzonych
mostach na Wiœle, nie przyniesie nigdy ani kawałka drzewa do domu, tylko
wszystko zanosi do niej, kurwy, czyli Bazylukowej. O, znowu zaniósł takš kłodę,
co by było z tydzień na niej gotowania! Jak to nie z mostów ten dšb? Gdzie by
indziej taki czarny dšb był? I matka podniesie głowę z tego płaczu, bo trudno,
żeby nie usłyszała takiej kłótni, taka kłótnia i przez œciany, i przez płacz
przeniknie, i jakby na rozjemcę przez tę kłótnię powołana powie:
- Nie mógłby raz jednej, raz drugiej przynosić? Przecież obie muszš gotować.
Albo już by ten Bazyluk wrócił. I za co go zaaresztowali?
Albo oto rozlegnš się na suficie ciche stšpania panien Ponckich. A to, czy sš w
domu, budziło w matce jak dzień długi nie słabnšce zainteresowanie i było
ważniejsze od wszystkiego, co mogło się zdarzyć na Rybitwach, a zarazem
najskuteczniej łagodziło wszelkie jej strapienia i także płacz. Jeœli długo nie
dawało się usłyszeć przytłumionego stšpania na suficie, w matce najwyraŸniej
narastał niepokój.
- Coœ długo ich nie ma - ni stšd, ni zowšd rzucała, choć wydawało się, że
smakujšc zupę, zastanawia się, czy nie za mało słona. A gdy wyrwany z zamyœlenia
ojciec nie rozumiał, kogo nie ma, wskazywała na sufit: - No, ich. Nie słyszysz,
jak cicho?
Była jakby niewidzialnym przewodem podłšczona na stałe do tego sufitu i gdy
nawet z ojcem rozmawiała czy do mnie
207
coœ mówiła, czy wydawało się, że jest bez reszty czymœ zajęta lub w myœlach
zatopiona, ten niepokój sam się z niej nieoczekiwanie wyrywał:
- A czegóż tak długo ich nie ma? Od tego stšpania panien Ponckich spływał na
matkę od razu spokój.
- O, sš chyba? - Unosiła przepełnione płaczem oczy, a właœciwie te oczy wyrywały
się jej same z powiek z jakšœ nadziejš ku temu sufitowi. - Posłuchaj no,
Piotrek. - Brała mnie na œwiadka, choć nie rozumiałem, do czego byłem jej
potrzebny. Nie miała przecież wštpliwoœci, że sš. Musiałem jednak unieœć głowę i
potwierdzić, że sš. - Same?
- Chyba same. Innych kroków nie słychać.
- A to pójdę do nich choć trochę tang posłuchać.
Ojciec niechętnie patrzył na to spoufalanie się matki z pannami Ponckimi i
nieraz robił jej wymówki, że to nie dla niej towarzystwo i co ludzie powiedzš.
- A niech mówiš, co chcš. Swoje wiem. A nieszczęœliwe i tyle.
Wracała od nich nie ta sama, aż trudno było uwierzyć, że jeszcze niedawno,
wciœnięta w kšcie na stołeczku, płakała i nie chciało jej się nawet zajrzeć do
siatek, co kupiła. Z uœmiechem na twarzy, nie zdradzajšcej najmniejszych œladów
po tym niedawnym płaczu, pełna znów chęci do życia, a zwłaszcza zachwytu dla
tych tang, często z resztkš któregoœ z tych tang jeszcze na wargach. Tak że
nawet gdy mówiła, co nam dzisiaj na obiad ugotuje, to tango nie schodziło z jej
warg. I co u panien Ponckich nowego się dowiedziała, nowego zobaczyła, że panna
Róża ma nowš bluzkę, a Ewelina jakiegoœ na wysokim stanowisku zapoznała, to
tango trzymało się jej warg. I gdy nagabywała zagłębionego jak zwykle w swoich
myœlach ojca, żeby już nie myœlał, jakoœ się to ułoży, to tango i w tych jej
nagabywaniach dalej pobrzmiewało.
208
Nasłuchana tych tang, wręcz przepełniona nimi po brzegi, stawała się serdeczna,
zgodna, wyrozumiała i dla panien Ponckich, że choć młode, ładne, szykowne, to